Co odpowiadam tej cynicznej pseudo-Aidos, która uwodzi, zaślepia i niszczy nas wszystkich produkując zaślinionych gwałcicieli? Co odpowiadam na owo fatalne „nie wstydź się”? Przychylam się do wojtyłowego apelu iż potrzeba dzisiaj wychowania wstydu, a w szczególności wychowania wstydu seksualnego! Pressje, 8/2006
Jak sądzę, w Metafizyce wstydu Karola Wojtyły odnajdziemy cztery istotne przekonania wedle których wstydzimy się wstydu. Myślimy, że wstyd jest względny i zależy od kultury, w związku z tym każdy ma prawo do swoiście pojmowanego wstydu. „To, czego ty się wstydzisz dla mnie jest normalne” – mówi dzisiejsza kultura – „wara ci od mojej skromności!” Po drugie wstyd to pruderia i hipokryzja, warto zatem w imię otwartości i autentyczności pozbyć się tego nienowoczesnego balastu. Po trzecie wstyd to lęk przed ciałem. Wszyscy zachłyśnięci wartościami seksualnymi, owi – jak ich nazwał Dariusz Karłowicz – wyznawcy religii ciała idealnego, uwielbiają zarzucać wstydliwym zaczadzenie w manichejskich oparach moherowego zacofania. Po czwarte wreszcie, sądzimy że wstyd jest przeciw miłości, a wręcz ją zabija. Zadajmy wreszcie pytanie generalne, które przerazi wyznawców religii ciała idealnego, czy wstyd jest w istocie tak duszny niczym „zatęchły zapach starego kobiecego ciała długo hartowanego w dziewictwie” [7]? Byłbym w stanie podjąć się obrony i tych starych, zahartowanych kobiet, jednak nie ma na to tutaj miejsca. Tymczasem warto się rozprawić z powyższymi czterema błędnymi poglądami.
Dla wsparcia tezy o relatywności wstydu wymienia Wojtyła przyczyny zewnętrzne i wewnętrzne. Te pierwsze to nawyki zbiorowości oraz ciepły klimat atmosferyczny. Te drugie to często wyrażany pogląd, że ktoś jest bardziej zmysłowy, ktoś jest bardziej spontaniczny i bezpośredni, prezentuje większą lub mniejszą kulturę moralną albo wyznaje inny światopogląd. Wszystko to prawda. Prawdą są różnice naturalne w temperamentach, prawdą jest także to, że kobiety niejednego afrykańskiego plemienia za dziwaczne uznałyby osłanianie kobiecego biustu, czy pośladków. Jednakże relatywność poszczególnych zachowań nie dowodzi, że sam wstyd jest względny, że nie ma stałych czynników decydujących o tym, że się wstydzimy pomimo różnic w tego okazywaniu i pomimo różnic w ocenach wstydliwych sytuacji.
Pruderia jest postawą kłamliwą jednak tyle tylko ma wspólnego ze wstydem, że jest jego fałszywym obrazem. Pruderia to fałszywy wstyd! Jest chęcią oszukania, że się nie jest zaślinionym gwałcicielem, jest chęcią ukrycia, że się chce używać, rozczłonkowywać, uprzedmiotawiać, degradować. Czy można zatem oskarżać o pruderię zgorszoną staruszkę pokrzykującą na obściskujących się na Plantach? Widzimy z jak charakterystycznym dla dzisiejszych, bałaganiarskich czasów pomieszaniem pojęć mamy do czynienia. Apel zgorszonej staruszki dotyczy ochrony tego, co wewnętrzne przed wydostaniem się na zewnątrz. Istnieje możliwość, że jakaś część moherowych babć zatruła się manichejskim jadem, ano jak my wszyscy (!). Ufam jednak, że w większości babcie te, dostrzegając piękno miłości łączącej młodych, domagają się jako ostatnie ochrony tego dobra, aby widoczne już na zewnątrz nie przemieniło się w zło. Miłość jest stanem wewnętrznym jak i zewnętrznym łączącym dwie osoby. Zewnętrzna, widoczna sfera miłości, fałszuje jej obraz, nie oddaje w pełni całej relacji tych dwojga. To co widoczne, często domaga się poprzez wstyd tkwiący w nas immanentnie osłony, owego figowego listka. Wstydzimy się bowiem wszystkiego tego co niekontrolowane – wybuchu namiętności, gniewu czy procesów fizjologicznych – a to właśnie bardzo charakteryzuje zewnętrzną sferę miłości.
[7] William Faulkner, Absalomie, Absalomie…, Warszawa 1966, s. 6