Brak przebaczenia sobie wiąże się często z przekonaniem, że opłakując własne słabości, udowadniamy Bogu swoją skruchę. W rzeczywistości wynika to jednak przede wszystkim z egocentryzmu. Oczekujemy od Boga specjalnego traktowania tylko dlatego, że okazaliśmy się zdolni do zła. List, 11/2006
Roman Brandstaetter mawiał, że „Bóg pisze prosto po krzywych liniach naszego życia”. Rzecz w tym, by skupić się na tym, co On pisze, a nie na studiowaniu własnych krzywych linii. One są, takie jakie są, i sami ich nie wyprostujemy. Jeśli będziemy próbować, czeka nas wyłącznie frustracja. Nikt nie podniesie sam siebie do góry, trzymając się za sznurowadła. Jeśli ktoś nie wierzy, niech spróbuje...
Dobra i zła pamięć
Człowiek może być w stosunku do własnej przeszłości albo „apostatą - odstępcą”, albo „konwertytą - nawróconym”. Decyduje tu duchowa postawa człowieka.
Św. Augustyn jest typowym przykładem konwertyty - potrafił dostrzec w swojej przeszłości obecność Boga. W „Wyznaniach” opowiada o tym, jak Bóg prowadził go przez największą ciemność, jak krok po kroku odkrywał przed nim bezsensowność jego działań, wysiłków, niemądre zaangażowania. Augustyn zapragnął nawrócenia, zanim jeszcze potrafił to nazwać. Szukał Boga po omacku, a Ten go do siebie przyciągał, również przez jego błędy.
Są ludzie, którzy w taki sposób się nawracają, że potępiają swoją przeszłość z równą siłą i bezwzględnością, z jaką onegdaj grzeszyli. Przypominają bardziej apostatów niż nawróconych. Kard. J.H. Newman w jednym ze swoich kazań mówi o takich pozornych nawróceniach, które nie przynoszą chwały religii. Z jednej skrajności przechodzą w drugą, nie zmieniając swego serca, a jedynie poglądy. Taki człowiek będzie z nienawiścią odnosił się do wszytkiego, co było treścią jego poprzedniego życia. Dawny rozpustnik stanie się wrogiem wszystkiego co cielesne, były miłośnik modnych nurtów New Age znajdzie diabła w naturalnej medycynie, a niegdysiejszy buddysta potępi wszystko, także to, co w tej filozoii jest dobre i otwarte na spotkanie z chrześcijaństwem.
Odwołam się znowu do św. Tomasza. Według niego zło nie jest bytem samym w sobie. Istnieje tylko dlatego, że istnieje dobro. Każde zło, bez wyjątku, jest deprawacją jakiegoś dobra. Ale to oznacza także, że u korzeni mego zła jest dobro, którego pragnąłem, choć głupio i niemądrze – autentyczne dobro, choć czasem zdeformowane nie do poznania. Zdolność dostrzegania dobra nawet w grzechu jest – moim zdaniem – niezbędna, aby przebaczyć samemu sobie. Grzech sprawia bowiem bardzo często, że przestajemy akceptować w sobie tę sferę, której dotyczyło zło. Ważne jest oddzielenie dobra naturalnego od jego złego wykorzystania. Nożem można kroić chleb i można też zabić, ale ciągle będzie to ten sam nóż. Obawa przed złym zastosowaniem nie może nas powstrzymywać od używania go.