Brak przebaczenia sobie wiąże się często z przekonaniem, że opłakując własne słabości, udowadniamy Bogu swoją skruchę. W rzeczywistości wynika to jednak przede wszystkim z egocentryzmu. Oczekujemy od Boga specjalnego traktowania tylko dlatego, że okazaliśmy się zdolni do zła. List, 11/2006
Kilka lat temu spotkałem mężczyznę, który uznał, że nie jest godzien, by przystąpić do sakramentu pojednania. Codziennie chodził na Mszę św., czytał Pismo Św., jednak jego poczucie winy nie pozwalało mu się wyspowiadać, a raczej przyjąć rozgrzeszenia – bo o swoich grzechach opowiadał dość chętnie. Rzadko mi się zdarza używać mocnych słów wobec osób, których nie znam zbyt dobrze, ale wtedy powiedziałem prosto z mostu: „To jest zwyczajna, obrzydliwa pycha”. Wbrew pozorom, brak przebaczenia sobie jest przejawem próżności.
Zdarza się, że nawet po uzyskaniu przebaczenia w sakramencie pokuty, nadal towarzyszy nam bolesny wstyd z powodu popełnionego grzechu. Dręczy nas pytanie, jak mogliśmy do niego dopuścić. Ciągle na nowo przeżywamy tamtą sytuację. Nie zawsze oznacza to, że nie umiemy sobie przebaczyć. To normalne, że odnajdujemy w swojej przeszłości wydarzenia, które nadal bolą, czasem nawet bardzo mocno. Jeśli jednak pamięć o wyrządzonym niegdyś złu paraliżuje nas w teraźniejszości, jest to znak, że przebaczenia w nas nie ma.
W Ewangelii spotykamy dwóch zdrajców: Judasza i Piotra. Prezentują oni dwie zupełnie różne duchowe postawy. Zgrzeszyłem, wydając krew niewinną – mówił o sobie Judasz (por. Mt 27, 4). Nie potrafił sobie wybaczyć tego, co zrobił. Powiesił się. Piotr również był świadomy swego grzechu. Później jednak trzykrotnie odpowiedział Jezusowi: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham (por. J 21, 15-19). Ważne jest więc to, aby tu i teraz próbować nadać swojemu życiu sens, aby dostrzec w nim wartość, bez względu na to, co wydarzyło się wcześniej.
Wszędobylskie ego
Brak przebaczenia sobie wiąże się często z przekonaniem, że opłakując własne słabości, udowadniamy Bogu swoją skruchę. W rzeczywistości wynika to jednak przede wszystkim z egocentryzmu. Oczekujemy od Boga specjalnego traktowania tylko dlatego, że okazaliśmy się zdolni do zła, o które się nie podejrzewaliśmy. Ucierpiało nasze wyobrażenie o nas samych, nasze ego. Nieważne są ani konsekwencje tego grzechu, ani drugi człowiek, ani Bóg i Jego miłosierdzie. Jestem tylko ja i moja udręka. „Jakim sposobem JA – dobry, rozsądny, opanowany – mogłem coś takiego zrobić?” „Ja” – wszechobecne, wszędobylskie i rozrastające się jak perz w ogródku. Największe kłopoty z przebaczeniem sobie mamy w sferze, której dotyczy szóste przykazanie. W dużo mniejszym stopniu dręczą nas świństwa wyrządzone innym ludziom, obmawianie ich czy niszczenie relacji między nimi. Łatwiej zapominamy o swojej zazdrości niż o nieczystości. To jeszcze jeden powód, by brak przebaczenia sobie wiązać z próżnością. Grzechy, które człowiek popełnia w sferze seksualnej, najmocniej dotykają jego ego, bo dotyczą jego największych i najintymniejszych pragnień. Dlatego właśnie wstyd jest bardziej dojmujący. Jednak warto pamiętać, co mówi św. Tomasz z Akwinu: grzechy popełniane w sferze cielesnej są lżejsze od grzechów w sferze duchowej.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
4
|
5
|
»
|
»»