„Zburz ograniczające mury i zasieki, i zmierzaj do sukcesu" - krzyczy napis na ulicznym plakacie. „Miej wpływ na swoje uczucia, kształtuj swoje przeznaczenie, naucz się panować nad emocjami, pielęgnuj twórczą wizję" - dopowiadają tytuły książek w księgarskich witrynach. List, 9/2007
W telewizji mamy co najmniej kilka seriali kryminalnych dziennie. Niektóre z nich są bardzo brutalne. Morderstwa, kradzieże, strzelanina i seks. Nic, co ma mniej emocji już nas „nie rusza". Nawet „kobiece" telenowele - łagodna wersja kryminałów - opowiadają na ogół o zdradach, oszustwach i szantażach. Dzienniki telewizyjne nie są lepsze. Niektórzy psychologowie ostrzegają, że wywołują w psychice szkody większe niż filmy pełne przemocy. Dziennikarze, którzy je przygotowują najchętniej posługują się emocjami. Jeśli wzięta dziennikarka polityczna pyta biegnąc po korytarzu sejmowym: „Panie premierze, co pan czuł czytając dzisiejszy wywiad", to na co liczy? Przecież nie chodzi jej o prawdę, ale o zdenerwowanie rozmówcy. Pyta o odczucia, nie o fakty, bo wie, że pod wpływem emocji polityk może się przestać kontrolować i powiedzieć coś, czego w normalnych warunkach by nie powiedział. W ten sposób ona będzie miała dobry materiał i uznanie szefa.
Ludzie pożądają coraz to silniejszych emocji, choćby nawet wziętych z telewizyjnego serialu, czy politycznych awantur. To jest jak narkotyk. Cały świat chodzi na tych prochach. I sami się od tego nie uwolnimy.
Gdyby jednak ktoś chciał spróbować, to powinien zacząć od wyrzucenia wszystkich poradników służących do nauki zarządzania emocjami i wbrew zaleceniom Dale Carnegie pozwolić sobie na zmartwienie. Tyle, że u podłoża tego zmartwienia musi leżeć troska. Bo troska leży u podłoża takiego naszego wewnętrznego talentu, który można nazwać „inteligencją religijną". W świecie, gdzie modne są najróżniejsze inteligencje, gdzie wydaje się mnóstwo pieniędzy na ich opis i rozwijanie, nikt nie chce pamiętać o inteligencji religijnej. Tymczasem to właśnie ona stoi u podłoża wszelkich sukcesów naszej cywilizacji. Wspomniany już Bartłomiej Dobroczyński tak ją opisuje:
„Zacznijmy od słów Paula Tillicha, który definiował religię jako „najwyższą troskę”. Człowiek religijny to człowiek zdolny do najwyższej troski, ktoś, kto w jakimś sensie troszczy się o wszystko. Być zdolnym do »najwyższej troski«, to mieć percepcje całości: umieć dostrzec nie tylko siebie, ale i innych, nie tylko ludzi, ale i zwierzęta, nie tylko zwierzęta, ale i cały świat, wszechświat - wszystko, co istnieje. To jest pierwsza cecha inteligencji religijnej: zdolność do widzenia całości. Myliłby się jednak ktoś, kto by pomyślał, że chodzi o zwykłą empatię, tak jak w przypadku inteligencji emocjonalnej. Empatia jest konieczna, ale chodzi o coś więcej. Chodzi o przynależność (na różnych poziomach), o doświadczenie jedności, o zrozumienie, że nawet wróbel, jak tego uczy Ewangelia, nie spada z nieba bez Bożego przyzwolenia (por. Mt 10, 29-31). Bo nic, co istnieje nie istnieje „osobno".
„Myślenie człowieka religijnego jest myśleniem wiążącym, pełnym troski, akceptacji i współczucia. Taki człowiek nigdy nie oskarża, jak np. Iwan Karamazow, który mówi, że nie zaakceptuje świata, w którym jest choćby jedna łza dziecka. Jeśli choć jedno dziecko płacze, to on będzie odrzucał świat. To jest myślenie bardzo emocjonalne, nawet empatyczne, ale całkiem niereligijne. To raczej próba separacji. Osoba religijna raczej weźmie to dziecko na ręce, żeby nie płakało, albo założy dla niego ogród, nakarmi je, zbuduje szkołę, żeby mogło się uczyć. Religijne myślenie jest myśleniem wiążącym i pełnym troski. Ktoś, kto jest naprawdę religijny nie zastanawia się, kto jest temu wszystkiemu winny, bo to prowadzi do separacji i wojny, on funkcjonuje raczej jak Matka Teresa. Współczucie i miłość są elementami scalającymi świat. Biblia mówi, że kiedyś zostanie otarta z naszych oczu każda łza. Człowiek pełen troski o to, żeby została otarta każda łza, to człowiek religijny, obdarzony inteligencją religijną".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.