Być może jest to najtrafniejszy opis świętości - tak żyć, aby ludzie wkoło choć na chwilę pomyśleli o Bogu. Nie trzeba słów. Chociaż nieracjonalne zachowanie Franciszka mogło wywoływać uśmiech politowania, to jednocześnie prowokowało chyba najbardziej pierwotne pytanie człowieka: „dlaczego?". List, 7-8/2008
Pewnego dnia do św. Franciszka przyszedł współbrat i zapytał: „Franciszku, jak to jest, że Ty mówisz takie piękne kazania?". „Chodź, nauczę Cię, jeśli chcesz" - odpowiedział Święty, i razem wyszli z klasztoru. Szli w milczeniu ulicami pełnego ludzi Asyżu. Gdy dotarli do granic miasta, nic nie mówiąc zawrócili i ruszyli w drogę powrotną. Cisza trwała, a ponieważ nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni, zniecierpliwiony braciszek zapytał: „Kiedy w końcu zaczniemy mówić to kazanie?". „Już je powiedzieliśmy - miał odpowiedzieć Franciszek - szliśmy przez miasto w habitach. Czy wiesz, ilu ludzi, widząc nas, pomyślało o Panu Bogu?"
Być może jest to najtrafniejszy opis świętości - tak żyć, aby ludzie wkoło choć na chwilę pomyśleli o Bogu. Nie trzeba słów. Chociaż nieracjonalne zachowanie Franciszka mogło wywoływać uśmiech politowania, to jednocześnie - zarówno w sceptykach, jak i w zwolennikach - prowokowało chyba najbardziej pierwotne pytanie człowieka: „dlaczego?".
Hagiografia mówi zazwyczaj o dwóch rodzajach świętych: tych, co od zawsze byli święci, i tych, którzy przeżyli radykalne nawrócenie. Franciszek należy do tej drugiej grupy. Mimo że zawsze był wierzący i pomagał ludziom, trzeba było kilku niecodziennych doświadczeń, dzięki którym z człowieka dobrego stał się świętym.
Urodził się w 1181 r. w Asyżu. Był bardzo słaby, więc matka natychmiast go ochrzciła. Nadała mu imię Jan. Jego ojciec, zaangażowany w kontakty handlowe z Francją, był wtedy w podróży. Po powrocie pieszczotliwe nazwał syna „mój Francuzik", dlatego zaczęto na niego wołać „Francesco" - i tak już zostało. Wydawać by się mogło, że Franciszek miał wszystko. Otrzymał wykształcenie, znał literaturę. Nade wszystko uwielbiał spotkania z przyjaciółmi, uczty i zabawy. Był duszą towarzystwa.
Czasy, w których żył, nie były jednak spokojne. Najpierw wybuchło powstanie w Asyżu, potem w sąsiedniej Perugii. Franciszka nie ominęły udział w wojnie, więzienie, a nawet ciężka choroba. Podczas jednej z wypraw wojennych miał wizję, która wpłynęła na resztę jego życia. Pewnego dnia, gdy osłabiony po kolejnych bitwach odpoczywał, ni stąd ni zowąd usłyszał głos: „Franciszku, komu lepiej służyć, Panu czy słudze?". „Panu" - miał odpowiedzieć zawstydzony. Od tego momentu sprawy potoczyły się szybko. Postanowił zostać eremitą; pomagał biednym, zbierał datki na odbudowę zniszczonych kościołów. Wszystko, co robił, przypisywał Bożym natchnieniom i wewnętrznemu głosowi, który kazał mu szukać woli Boga i wypełniać ją.
Ojciec z przerażeniem patrzył na zachowanie syna i robił wszystko, żeby nakłonić go do powrotu do domu. Nie chciał pogodzić się z jego szalonym pomysłem na życie. Próbował spokojnie, argumentami, próbował też siłą, na drodze sądowej, ale nic nie wskórał. Franciszek wypowiedział mu posłuszeństwo, nazwał się „rycerzem Chrystusa" i uznał, że podlega tylko władzy kościelnej. Ojciec nie wytrzymał i poszedł ze skargą do biskupa Asyżu. Być może wciąż liczył na to, że zmusi syna do powrotu. Stało się jednak inaczej. Tradycja głosi, że w dramatycznym geście całkowitego zerwania z dotychczasowym życiem Franciszek zrzucił z siebie ubranie i stanął przed biskupem całkiem nagi. Podobno ten natychmiast okrył go swoim płaszczem, niektórzy dodają, że przytulił go ze zrozumieniem.
Tym gestem Franciszek rozpoczął nowe życie. Zdaniem biografów, miał wiele szczęścia. Ówczesne prawo nakładało bowiem na buntowników karę więzienia. Mógł również zostać uznany za obłąkanego i odizolowany. Jego poczucie misji ewangelizacyjnej - można by powiedzieć „ślepe" i „za wszelką cenę" - mogło bardziej przypominać histerię niż przemyślane działanie. Być może to szok sprawił, że pozwolono Franciszkowi odejść.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.