W sporach o formę liturgii Mszy nie chodzi o język, o szaty liturgiczne, o to, w którą stronę zwrócony jest kapłan, ale o pewną koncepcję człowieka, Kościoła, Ofiary Chrystusa, o formację duchową chrześcijan. List, 1/2009
Ale wielu ludzi interesuje się bardzo Mszą trydencką. Dlaczego? W naszym kraju nie było przecież tylu nadużyć liturgicznych co na Zachodzie, reformy soboru były wprowadzane bardzo spokojnie...
Chyba dlatego, że moda na tę Mszę przychodzi z Zachodu. A przecież - wciąż myśli tak wiele osób - tam wszystko jest lepsze: lepsze jedzenie, lepsza praca, moneta, no to i Msza pewnie też
lepsza.
Polscy tradycjonaliści mówią: „Oni wiedzą lepiej, bo przeżyli ten koszmar nadużyć, mają takie a nie inne doświadczenia. Lepiej się zabezpieczyć, lepiej wrócić do starych, sprawdzonych form, żeby nas nie spotkało to samo". No, tylko że w ten sposób przenosimy na nasz grunt coś, co nie miało u nas miejsca, reakcję na coś, co nigdy nie zaszło. Próbujemy zainstalować u nas skutki bez przyczyny.
Jest w tym wiele lęku.
To postawa oblężonej twierdzy. W tradycjonalistach jest wiele lęku rodem z XIX w., kiedy Kościół musiał zmagać się z różnymi prądami wolnomyślicielskimi, był atakowany z wielu stron. Jeżeli ktoś zatrzyma się na tym okresie, będzie wołał: „Brońmy Kościoła, bo wszyscy wokół chcą go zniszczyć!".
Wszyscy, czyli kto?
Liberałowie, moderniści, masoni, Żydzi i komuniści...
Z drugiej strony trzeba jednak przyznać, że posoborowi katolicy grzeszyli czasem pewną naiwnością. Uważam, że świat jest dobry, taki został stworzony, ale nie można być naiwnym i nie zauważać pewnych rzeczy: w Europie Środkowej komuniści rzeczywiście prześladowali Kościół, a we Francji rolę prześladowcy wzięła na siebie wolnomyślicielska lewica, socjaliści.
Muszę przyznać, że słuchając w tamtejszej telewizji niektórych lewicowych komentatorów podsumowujących wizytę Benedykta XVI, łapałem się za głowę. „Dokonał się właśnie najazd religii na nasze laickie państwo" - mówili. Pytali rozdrażnieni: „Dlaczego Msza odbywała się na Placu Inwalidów, a nie w jakimś kościele?", „A w ogóle dlaczego prezydent przyjmuje papieża i to tak serdecznie?".
Ktoś próbował tłumaczyć, że papież również jest głową państwa, ale zaraz pojawiła się odpowiedź: „Bzdura! Watykan nie jest państwem". „A dlaczego?" - zapytał ktoś. „Bo go nie ma na liście ONZ". Porażający argument, nieprawdaż? Tylko czy to ONZ decyduje o tym, co jest państwem, a co nie? To ONZ założyła państwa, czy może odwrotnie: państwa założyły ONZ? Najmocniej dostało się prezydentowi, ponieważ Sarkozy używa sformułowania „laickość pozytywna", „pozytywna świeckość". Lewicowi komentatorzy i politycy mają pianę na ustach, kiedy to słyszą.
Bo wychodzi na to, że istnieje jeszcze laickość negatywna...
Właśnie. Przez dwieście lat Republika Francuska zajmowała się między innymi tym, jak odsunąć religię z debaty publicznej i uwolnić państwo od wpływu Kościoła. To ostatnie ma oczywiście
swoje dobre strony. Niestety tak się zapędzono, że zepchnięto religię na margines. Republikanie mieli nadzieję, że kiedy usuną religię z głównego nurtu dyskusji, ona zniknie. Nie chodziło tylko o religię chrześcijańską, ale o religię jako zjawisko. Okazało się jednak, że nie tylko nie zniknęła, ale zaczęła się rozwijać „na dziko". Dotyczy to zwłaszcza islamu, któremu na tym marginesie wiedzie się bardzo dobrze.
Teraz wielu polityków otwiera oczy ze zdumienia, bo okazało się, że na przedmieściach Paryża wybuchają konflikty, i to na tle religijnym. Byli przekonani, że religia zniknęła, a Republika tak wszystkich oświeciła, że już na zawsze zapanuje pokój. Nie. Co więcej, ostatnie badania socjologiczne wykazały, że Francuzi mają potrzeby religijne, chociaż nie śmieją o tym mówić głośno. Mnóstwo obywateli Republiki chodzi do wróżek, chiromantów, jeździ do cudownych miejsc na pielgrzymki, chociaż często deklarują się jako niewierzący. Religię zastąpiła magia, dzikie sacrum.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.