Mimi była damą z paryskiego półświatka, którą Karol poznał, gdy stacjonował w Saumur. Nie traktował jej jako kobiety na jedną noc, a i ona dostrzegała w nim coś więcej niż tylko źródło zarobku. Lubiła z nim spędzać czas i choć trochę wykorzystywała jego hojność, to rozumieli się doskonale. List, 10/2009
na skraju szaleństwa
Dopiero po trzech latach Karol usłyszał z ust kierownika duchowego „tak" i od razu zaczął szukać odpowiedniego dla siebie miejsca. Był przez pewien czas u benedyktynów i jezuitów, rozmawiał z przełożonymi. Szukał bezwzględnego ubóstwa, życia na wzór tego, które prowadził Jezus w Nazarecie. W końcu wstąpił do francuskich trapistów.
Dziesięć dni po wstąpieniu do zakonu otrzymał habit i imię Maria Alberyk. Szybko przyzwyczaił się do postów i ciężkich warunków życia, najtrudniej było mu się oswoić z pracami fizycznymi, wspólnymi modlitwami, a przede wszystkim z rozkazami przełożonych. Tym bardziej że nakazano mu podjąć studia teologiczne potrzebne do święceń kapłańskich. Nie było to spełnienie marzeń Karola, ale ponieważ w sprawach duchowych wciąż nie czuł się pewnie, nie śmiał się sprzeciwić woli przełożonych.
W tym czasie zaczęła się powoli krystalizować w jego umyśle idea zgromadzenia, które żyłoby w skrajnym ubóstwie: „Czy nie byłoby możliwe założenie małego zgromadzenia, by takie życie móc prowadzić, by żyć wyłącznie z pracy ludzkich rąk, jak to czynił nasz Pan, który nie żył ze składek czy datków ani pracy innych. (…)- pisał w swoich listach. - Czy nie znajdzie się choć parę istot, które dawanie jałmużny uznałyby za absolutny obowiązek, które by rozdawały ubrania, gdy mają dwa, które by dzieliły się jedzeniem z tymi, co go nie mają, nie zostawiając sobie nic na jutro...".
Mimo że nie odnajdywał u trapistów takiego ubóstwa, jakiego szukał, nie chciał opuszczać zakonu samowolnie, wbrew swoim przełożonym. Złagodniał, a przynajmniej umiał się powstrzymać przed natychmiastowym spełnianiem swoich zachcianek. Postanowił więc, że postąpi tak, jak mu nakaże generał zakonu. Może miał nadzieję, że władze kościelne zezwolą mu na założenie wymarzonej wspólnoty? Niestety postanowienia były zupełnie inne. Nakazano Karolowi to, czego obawiał się najbardziej - wyjazd do Rzymu na dalsze studia teologiczne. Tym razem przyjął decyzję przełożonych dosyć spokojnie.
Przez trzy lata karnie ślęczał nad książkami i uczęszczał na wykłady, aż tu pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, generał wezwał go do siebie i oznajmił, że jeśli nadal chce zakładać nową wspólnotę, to zwalnia go ze ślubów zakonnych. Oczywiście, że chciał. Nie wszyscy jednak popierali jego wybór, tym bardziej że nie do końca orientowali się w jego planach i pragnieniach. Jeden ze współbraci stwierdził nawet: „Nasz ojciec Alberyk Maria porzuca właśnie nasz zakon, by prowadzić, pewnie w Palestynie, życie pustelnika lub coś w tym rodzaju. To prawdziwe nieszczęście, a dla mnie także powód cierpienia. Może zostanie świętym i tego mu życzę, ale robi to po swojemu, oczywiście nie bacząc na posłuszeństwo. Według mnie, złożył ofiary zbyt wielkie i zadziwiające, by Bóg pozwolił mu się zagubić. Z mojego punktu widzenia to jedyna poważna gwarancja na drodze, którą zaczyna".
w ogrodzie u klarysek
Gdy rodzina dowiedziała się o wystąpieniu Karola z zakonu i to po siedmiu latach życia monastycznego, bardzo się zaniepokoiła. Nic dziwnego. Wszyscy znali jego charakter, pamiętali, jakie życie prowadził w młodości i nie bez powodu bali się, że wróci do hulanek, alkoholu i kobiet. Karol uspokoił ich jednak szybko, wysyłając list, w którym wyjaśniał sytuację. Zapowiedział, że teraz wreszcie będzie miał szansę żyć „w warunkach biedniejszych, pozbawionych najmniejszych udogodnień, podobnych do tych, w których żył Jezus z Nazaretu". W1897 r. opuścił więc klasztor trapistów i jako Brat Karol od Jezusa udał się statkiem do Hajfy, a stamtąd pieszo do Nazaretu. Nie wziął ze sobą nic oprócz ubrania, które miał na sobie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.