Zrozumieli go po śmierci

Mimi była damą z paryskiego półświatka, którą Karol poznał, gdy stacjonował w Saumur. Nie traktował jej jako kobiety na jedną noc, a i ona dostrzegała w nim coś więcej niż tylko źródło zarobku. Lubiła z nim spędzać czas i choć trochę wykorzystywała jego hojność, to rozumieli się doskonale. List, 10/2009



Był jednak zdeterminowany. Postanowił, że jeśli nie będzie innej możliwości, to zaciągnie się jako szeregowiec. Czym prędzej wrócił do Paryża. Pozostawił Mimi we łzach, ale z pokaźną sumą pieniędzy. Ona tęskniła, on zdawał się szybko zapominać ostatnie miesiące życia. Udało mu się wrócić do armii, pochłonęła go walka. To nie ona była jednak dla Karola najsilniejszym doświadczeniem tamtego czasu. Największe wrażenie wywarł na nim widok wrogów - muzułmanów, którzy regularnie, nawet cztery razy dziennie, potrafili przerwać bitwę, by się modlić. Dla Karola - który choć wychowany był w katolickiej rodzinie, Bogiem się nie przejmował - było to doświadczenie zupełnie nowe. Wtedy przemknęła mu przez głowę myśl: „Może On rzeczywiście istnieje?".

Afryka tak zafascynowała Karola, że postanowił dokładniej zbadać tereny, które w tym czasie nie były jeszcze opisane - zapragnął wyjechać na wyprawę badawczą do Maroka. W związku z tym poprosił o urlop wojskowy na rok, gdy go jednak nie otrzymał - bez głębszego namysłu - po raz drugi wystąpił z wojska. Nie przejmował się konsekwencjami, dalej robił to, na co akurat miał ochotę, przekonany, że wszystko mu się należy. Rodzina, widząc jego nieodpowiedzialność, wyznaczyła mu kuratora, który miał czuwać głównie nad odziedziczonym majątkiem.

Karolowi jednak udało się postawić na swoim - wyjechał do Afryki. W Maroku spędził 11 miesięcy. Jako nie-muzułmanin w muzułmańskim kraju mógł zostać zabity, dlatego musiał uważać na każdym kroku. Żył ubogo, mieszkał w fatalnych warunkach, a jednak taki styl życia mu odpowiadał. Tam -jeszcze bliżej niż w Algierii - zetknął się z muzułmańską bogobojnością. Widział, jak na każde wezwanie muezina Arabowie padali na twarze. Do tej pory, jeśli spotykał się z jakąś religijnością, była to religijność kobiet - jego matki, kuzynki czy ciotki. Tutaj widział pobożnych mężczyzn, którzy zafascynowali go do tego stopnia, że przez chwilę zastanawiał się nawet, czy nie zostać muzułmaninem.

zmuszony do spowiedzi

Wyprawa do Maroka okazała się sukcesem. Na podstawie prowadzonych tam badań i obserwacji napisał książkę, która cieszyła się dużą popularnością. Rodzina była dumna z Karola, który z leniucha i hulaki zmienił się w poważnego na. Nawet się zaręczył, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Żył spokojnie, planując nowe podróże badawcze, miał teraz więcej swobody, gdyż uspokojona nieco rodzina odwołała pilnującego go kuratora.

Pewnego dnia, gdy spacerował ulicami Paryża, zupełnie niespodziewanie znalazł się przed otwartym kościołem. Wszedł do środka. Od razu zauważył oświetlony konfesjonał, a w nim znanego mu z rodzinnych obiadów księdza Huvelina. Wkoło panowała cisza, nie było nikogo. Spontanicznie podszedł więc do konfesjonału i zakomunikował, że nie jest wierzący, ale ma kilka pytań związanych z religią. Ksiądz od razu rozpoznał młodego hrabię i nie wchodząc z nim w zbędne dyskusje, nakazał mu się wyspowiadać i przyjąć Komunię Św. Nie bez oporów, Karol w końcu uległ duchownemu. „Od tej pory wiedziałem, że Bóg istnieje i że muszę Mu poświęcić swoje życie" - napisał później w swoich notatkach. Ksiądz Huvelin został jego kierownikiem duchowym.

Teraz codziennie chodził na Mszę św., często się spowiadał i chociaż początkowo podejrzewał siebie o uleganie jakiejś podejrzanej sugestii, stopniowo oswajał się z nowym sposobem życia. Majątek zupełnie go nie interesował, luksusy nie cieszyły. Jeśli już wydawał pieniądze, to na podróże naukowe do Afryki. Jego czas wypełniała modlitwa i lektura pobożnych książek. Zmienił się nie do poznania.

Jako radykalnie nawrócony człowiek chciał służyć Bogu całym sobą, szybko więc pojawiła się myśl o wstąpieniu do zakonu. Kierownik duchowy zalecał jednak spokój i cierpliwość. Być może wiedział, że nagłe nawrócenie jest bardzo silnym przeżyciem, często jednak krótkotrwałym. Chciał poczekać na owoce. Dla Karola natomiast taka bezczynność była nie do zniesienia. Zawsze miał to, co chciał, natychmiast, bez czekania - ćwiczenie w cierpliwości było więc dla niego nie lada ascezą. Był jednak posłuszny. W decyzjach kierownika starał się dostrzegać wolę Bożą.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...