Obowiązkiem jest dawanie świadectwa. Ważne, aby nie zamknąć się w swoim domu biskupim i nie chować się przed wyrażaniem tych poglądów, które trzeba wyrazić z punktu widzenia nauki społecznej Kościoła. Niezależnie czy się one podobają, czy nie podobają. I będę to robił. Idziemy, 18 marca 2007
Co najtrudniej jest Księdzu Arcybiskupowi zostawić w Koszalinie?
Wiele rzeczy. Przede wszystkim swoistą kameralność duszpasterstwa w diecezji mniejszej, w której jest wiele małych parafii. Dla kontaktu personalnego parafia półtoratysięczna stwarza dużo większe możliwości niż często anonimowe wielkomiejskie parafie. Żal mi rozstawać się z dobrymi i zapracowanymi w parafiach księżmi. Oczywiście żal mi także 130 km Morza Bałtyckiego. Żal mi Pojezierza Drawskiego z pięknymi jeziorami, nad które chętnie przyjeżdżał Karol Wojtyła jako młody ksiądz.
Ostatnio często mówi Ksiądz Arcybiskup o swoim doświadczeniu duszpasterskim w Małopolsce, a nie konkretnie w Krakowie? Czy to przez delikatność wobec warszawiaków?
Nie chodzi o delikatność i chęć przypodobania się, ale o coś więcej. Małopolska, a nawet dawna wielka Galicja jest jednak pod wieloma aspektami religijności trudno porównywalna z innymi rejonami Polski. Dlatego przychodząc do Koszalina zawsze pilnowałem się, aby widząc inność, nie dokonywać porównań i wartościowania. Z faktu, że coś jest inne nie wynika, że jest to gorsze lub lepsze.
Suma doświadczeń zebranych w Małopolsce, ale również zebranych przez trzy lata w Koszalinie, posłuży mi w archidiecezji warszawskiej. Oczywiście nie w formie kalkowania czy przeszczepiania gotowych pomysłów. Ale z tego skarbca doświadczeń z różnych stron Polski można wydobyć coś, co przyda się w Warszawie.
Swoje pasterzowanie w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej rozpoczął Ksiądz Arcybiskup od bardzo intensywnego poznawania ludzi i miejsc. Czy w Warszawie będzie podobnie?
Nie zapowiedziałem tego jeszcze oficjalnie, ale chcę zrobić podobnie. Myślę, że wystarczy mi na to czasu i sił. W Koszalinie zajęło mi to parę miesięcy. Dzisiaj wiem, że trzeba to robić jeszcze solidniej i głębiej, bo warto. Trzeba jeszcze więcej czasu poświęcić na rozmowę. Przy okazji odwiedzin w parafiach rozmawiałem bowiem nie tylko z księżmi, ale również z nauczycielami i dyrektorami szkół. Chciałem wejść w to środowisko. Jest mi ono bliskie i bez współpracy z nim niewiele da się zrobić.
Rozpocznę takie odwiedziny po Wielkanocy, a będę kończył pewnie późną jesienią. A jak będzie trzeba, to również na początku przyszłego roku. Uważam, że bez rozmowy z kapłanem nie tylko w kurii, ale w miejscu, do którego go biskup posyła, nie da się z nim dobrze współpracować. Sądzę też, że bez stałego kontaktu z księżmi, którzy są najbliższymi współpracownikami biskupa, biskup byłby jak bez rąk. Dobrze, gdybym przy okazji odwiedzin w parafii mógł poznać problemy współpracy duchownych ze świeckimi.
Na co w postawie księży najbardziej Ksiądz Arcybiskup zwraca uwagę?
Głównie na prawdziwą służebność wobec ludzi. Żeby nie panować, tylko służyć. Żeby być świadomym swojej ważności w porządku sakramentalnym, ale nie zapominać, że jest się z ludu i do ludu posłanym.