Ponad 120 dni wędrówki i 4,5 tys. km: Dominik Włoch, 24-letni student z Gdańska, jest bodaj pierwszym Polakiem, który prawie całą trasę do Ziemi Świętej przebył pieszo. Towarzyszyliśmy mu w drodze, publikując relacje z trasy przez 4 miesiące, co tydzień. Idziemy, 14 października 2007
Kilka dni temu, 4 października, Dominik wrócił do Polski. Na warszawskim lotnisku ledwie udało mi się rozpoznać pielgrzyma, z którym 24 maja przeszłam jeden etap drogi przed Częstochową. Już bez plecaka i długiego kija, na którym niósł do Jerozolimy palmową gałązkę, za to z włosami spalonymi słońcem do białości robi duże wrażenie. – Doszedłem bez bąbli na stopach – mówi Dominik. O swojej pielgrzymce opowiada tak, jakby właśnie wracał z audiencji od Pana Boga.
Kiedy wyruszył, w rodzinnej parafii w Gdańsku codziennie o 6.30 odprawiana była Msza św. w jego intencji. – Wierzyłem, że dojdę – mówi Dominik. Przypomina sobie przeczytane w „Dzienniczku” św. Faustyny słowa: „Tyle dostaniecie, na ile Mi zaufacie". – Tego zaufania uczyłem się przez całą drogę. Bóg przemawiał do mnie przez przyrodę, innych ludzi i trudne wydarzenia – opowiada. W ten ostatni sposób chyba najbardziej. – Wiele było takich sytuacji, kiedy wydawało się, że stoję „na krawędzi". Zaczynałem wątpić w pomoc Bożą, ale jeszcze dorzucałem taki okruszek wiary i mówiłem: „Jezu, ufam Tobie", wtedy sytuacja się odmieniała. Tak było na jednym z noclegów w Rumunii. – Spałem w małym namiocie „tunelu", bez tropiku. Nad ranem zbudziła mnie burza. Pioruny biły tak, że robiło się zupełnie jasno. Wiał porywisty wiatr, woda lała się do środka. Zacząłem ustawiać rzeczy piętrowo w miejscu, gdzie jeszcze było sucho: aparat fotograficzny, Biblię. Poczułem się jak apostołowie w łodzi podczas burzy. Przez głowę przebiegały mi różne myśli: „Ja tu tonę, a Ty Panie Jezu śpisz.". A zaraz potem przypomniało mi się, co Jezus odpowiedział uczniom: „Czemu takiej małej wiary jesteście?". Spojrzałem na zegarek. Była trzecia nad ranem. Zacząłem odmawiać koronkę do Miłosierdzia Bożego. Kiedy skończyłem modlitwę słowami „Jezu, ufam Tobie", burza ustała. Zrobiło się zupełnie cicho. To była najpiękniejsza cisza, której doświadczyłem w czasie całej pielgrzymki – wspomina Dominik.
W wielu jeszcze innych sytuacjach doświadczał, jak Bóg odpowiada na zaufanie człowieka. Tak było, gdy zgubił mapę. Zawrócił na drodze, poszukiwania okazały się bezskuteczne. Dopiero, kiedy pomyślał: „przecież gdyby Bóg chciał, mógłby mapę włożyć do plecaka albo doprowadzić mnie bez niej”, zguba się odnalazła. Albo wtedy, gdy zabłądził w górach i wołał w rozterce: „Boże, co ty ze mną robisz. – Nagle zobaczyłem chłopa jadącego wozem, który wskazał mi drogę. Nie wiem, skąd się zjawił, bo wokół nie było żadnej drogi. Po tej pielgrzymce na pewno mam większe zaufanie do Pana Boga – mówi Dominik.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.