Pieszo do Ziemi Świętej

Ponad 120 dni wędrówki i 4,5 tys. km: Dominik Włoch, 24-letni student z Gdańska, jest bodaj pierwszym Polakiem, który prawie całą trasę do Ziemi Świętej przebył pieszo. Towarzyszyliśmy mu w drodze, publikując relacje z trasy przez 4 miesiące, co tydzień. Idziemy, 14 października 2007




Przez Słowację, Węgry, Rumunię wędrował sam. – Nie czułem się wtedy samotny. Wiedziałem, że idzie ze mną Jezus – wspomina. W drodze odmawiał cztery części Różańca, Anioł Pański, koronkę do Miłosierdzia Bożego. W Bułgarii dołączył do Dominika jego 16–letni brat Karol. – Szliśmy we dwóch, ale w Turcji i tak zacząłem odczuwać tęsknotę za bliskimi, którzy zostali w Polsce, SMS-y nie zastąpią spotkania i rozmowy. Ale tym, czego brakowało najbardziej, była Eucharystia. Przez cztery tygodnie nie udało się im być na Mszy. – Było to o tyle trudniejsze, że staraliśmy się w niedzielę znaleźć kościół, nadrabialiśmy kilometry. A potem okazywało się, że Msza już była, kościół jest zamknięty albo ksiądz właśnie wyjeżdża i nie możemy przyjąć Komunii Świętej. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takiej tęsknoty za Bogiem. Wiem, że takie doświadczenie było mi potrzebne – mówi Dominik.


Biskup wiesza pranie


Obok zaufania do Pana Boga pielgrzymka uczy także pokory. – Najbardziej wtedy, kiedy człowiek zostaje sam. Kiedy nie wiem, do jakiej miejscowości dojdę, czy będzie tam kościół, czy będę miał gdzie spać. Tu trzeba było całkowicie zawierzyć się Bogu – mówi Dominik. Chociaż rodzice zdecydowali, że dla bezpieczeństwa dołączy do niego brat Karol, Dominik przyznaje, że była to dla niego lekcja pokory. – Wiedziałem, że jeśli brat nie wytrwa do końca, będziemy musieli wrócić razem i nie dojdę do Jerozolimy – przypomina sobie swoje refleksje. Ale na trasie Karol spisywał się dzielnie, to on narzucał szybkie tempo marszu.

W Turcji Karol poczuł się źle. Trafił do kliniki. – Dostaliśmy wtedy radę od lekarza muzułmanina: „Jak nie będziecie się oszczędzać i chronić przed słońcem, to będziecie szybciej u waszego Jezusa niż się spodziewacie". Na kilka dni zwolnili tempo do... 40 km dziennie. Lekcją pokory było też nagłośnienie pielgrzymki w niektórych mediach. – Trudne dla mnie byłoby, gdybym nie doszedł. Wtedy dowiedziałoby się o tym więcej osób – dzieli się obawami Dominik.

W drodze oazami wytchnienia były dla nich stacje benzynowe, gdzie mogli nabrać wody do picia i wykąpać się pod prysznicem. Ale gdyby nie ludzka życzliwość, na pewno trudno byłoby przejść taką trasę. Większość noclegów spędzili pod dachem. Na ponad 120 dni wędrowania, namiot trzeba było rozkładać może 30 razy. Zaskoczyło ich przyjęcie w krajach muzułmańskich. – Kiedy ruszałem na pielgrzymkę, obiecałem sobie, że porozmawiam w drodze z każdym człowiekiem, którego spotkam. W Turcji i Syrii okazało się to niemożliwe. Kiedy przechodziliśmy przez wioskę, każdy nas zatrzymywał i próbował zaprosić na kawę, herbatę czy posiłek. Pokazywaliśmy na brzuch, że już nie możemy nic zjeść, a oni tłumaczyli sobie, że jesteśmy głodni i przynosili jeszcze więcej jedzenia – śmieje się Dominik. Wzruszające było przyjęcie przez katolickiego biskupa w Syrii. – Sam zrobił nam kolację, a potem pomagał mi wieszać pranie – mówi Dominik.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...