Z kompleksem niedocenienia

Jeszcze dwa, trzy lata temu patriotyzm to było słowo trochę wstydliwe, wręcz niebezpieczne. W polskim słowniku politycznym funkcjonowało albo jako karykatura określonych zachowań – tromtadrackich i czysto werbalnych, albo jako wyzwisko – synonim ciemnogrodu. Idziemy, 11 listopada 2007




Jeszcze kilka lat temu słowo „patriotyzm” rzadko pojawiało się w polskiej debacie publicznej. To się jednak zmieniło. Co dziś rozumie się pod tym pojęciem?

Rzeczywiście jeszcze dwa, trzy lata temu „patriotyzm” to było słowo trochę wstydliwe, wręcz niebezpieczne. W polskim słowniku politycznym funkcjonowało w sposób dość ułomny: albo jako karykatura określonych zachowań – tromtadrackich i czysto werbalnych, albo jako wyzwisko – synonim ciemnogrodu. Na szczęście ta sytuacja się zmieniła, przede wszystkim za sprawą młodego i średniego pokolenia, którego przedstawiciele weszli do partii politycznych i organizacji społecznych, w ten sposób rozumiejąc służbę Ojczyźnie. Duże znaczenie miało też pojawienie się postaci i dzieł, które bez wahania można nazwać patriotycznymi. Myślę o Muzeum Powstania Warszawskiego, o próbach stworzenia Muzeum Historii Polski oraz o osobach, które lansują politykę historyczną. W tych działaniach nie ma nadętych haseł i pustosłowia, jest za to autentyczne służenie krajowi poprzez wzmacnianie go od środka, jak i wyrabianie dobrego imienia zagranicą. Nie jest to łatwe, bo na Zachodzie mamy fatalną opinię, lansowaną w mediach przez kręgi lewicowo-liberalne. Próby przedstawiania polskich interesów interpretowane są jako nacjonalizm, skrajna prawica i radykalizm. Polska przez 50 lat była na marginesie polityki europejskiej, więc teraz nasz głos jest zaskoczeniem i brakuje dla niego miejsca w Europie. Hasło „polski patriotyzm” napotyka za granicą na ogromne trudności psychologiczne i polityczne, więc trzeba determinacji, rozumu i wyczucia, żeby je z powodzeniem realizować.

A może patriotyzm narodowy i członkostwo w Unii Europejskiej to pojęcia nawzajem się wykluczające?

Niekoniecznie. W europarlamencie na co dzień obserwuję dość brutalną walkę o interes narodowy poszczególnych członków Unii. I czasem zdaje mi się, że w tej walce ostrzejsi są tak zwani euroentuzjaści niż eurorealiści. Walka o interes narodowy jest powszechną regułą w Europie. Czy to można nazwać patriotyzmem? W pewnym sensie tak, choć jest też i drugie dno. Bardzo często bowiem ci, którzy „wyrywają” z Unii dla swoich krajów jak najwięcej pomocy i korzyści stroją się w piórka obrońców projektu wspólnej Europy, nie szczędząc słów krytyki tym krajom i rządom, które patrzą na ten projekt bardziej realistycznie i trzeźwo.

Wokół jakich spraw toczy się polska debata o patriotyzmie?

Nasz spór o patriotyzm jest nadal bardzo powierzchowny i emocjonalny. Toczy się głównie wokół tego, żeby być dobrze postrzeganym zagranicą. W Anglii na przykład nikt nie mówi o patriotyzmie, bo Anglicy są pragmatycznymi patriotami. Realizują swoje cele, interesy, kultywują narodowe tradycje i szanują wartości. I nie przejmują się tak bardzo tym, czy ich się w Europie lubi, czy nie. My natomiast stale tkwimy w kompleksach niedoceniania. Może więc najpierw powinniśmy dojść do ładu ze sobą, a kiedy osiągniemy już próg świadomości, że jesteśmy silnym, zorganizowanym narodem europejskim, który może osiągać sukcesy, w naturalny sposób przestaniemy przejmować się stanem naszego patriotyzmu? Póki co jednak powinniśmy skupić się na promocji wartości podstawowych dla naszej tożsamości. Chodzi o przywiązanie do tradycji rodzinnej, do chrześcijaństwa. Czy potrafimy wnieść te wartości do zjednoczonej Europy? – to już inna sprawa. Na razie winniśmy bardziej wnikliwie oceniać, na czym polegają nasze atuty a czym są nasze słabości. Na przykład jesteśmy świetni w improwizacji, łatwo się zapalamy do różnych działań, ale na dłuższą metę jesteśmy mało skuteczni.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...