Każdy cierpi inaczej. Ostatnio przyjmowałam w przychodni dwudziestolatkę rozpaczającą z powodu kataru, a jednocześnie w hospicjum nieraz spotykam autentycznie cierpiących ludzi oswojonych z tym cierpieniem. Idziemy, 10 luty 2008
Oskar, bohater książki „Oskar i Pani Róża”, przez 12 dni przed śmiercią „przeżywał” całe życie. Czy choroba daje człowiekowi szansę dorosnąć, inaczej spojrzeć na życie?
Często tak jest. Obecnie jest wielu straszliwie zapracowanych biznesmenów, którzy prawie nie mieszkają w swoich domach, dużo palą itd. Wielu z nich trafia z zawałem do nas. Pamiętam jednego z nich, po lekkim zawale, który nie zostawił nawet śladu, ale wystarczyło, żeby ten człowiek był przerażony. Zwolnił tempo życia. Tak więc cierpienie potrafi być darem, tylko trzeba to pomóc pacjentowi dostrzec.
Czego jeszcze może nas nauczyć cierpienie?
Pokory. Nie wiem na ile uczy pacjenta, ale z pewnością uczy lekarza. Przynajmniej powinno. Uczy też odróżnić cierpienie od cierpiętnictwa. To ostatnie jest teraz bardzo modne.
Żyjemy w hedonistycznych czasach. Ludzie buntują się, boją śmierci i cierpienia. To dlatego otoczenie – jak rodzice Oskara – nie potrafi się wobec chorych normalnie zachowywać?
Bunt – jak mówiłam – jest naturalną reakcją na cierpienie. Ludzie szukają sprawcy swojej lub swoich bliskich choroby. Obwiniają siebie, Boga, lekarzy itd. Czasami śmierć jest walką, a czasami spokojnym odejściem. Dlatego dobrze jest, jeśli odchodzący człowiek zdąży uporządkować swoje sprawy: majątkowe, rodzinne, pożegna się i pojedna z bliskimi i z Bogiem. Wtedy inaczej patrzy na cierpienie. Są – paradoksalnie – chorzy, którzy strasznie się męczą i nie mogą umrzeć, bo tych spraw nie pozałatwiali.
Nieraz widzę, że pacjenci i lekarze prowadzą ze sobą i lekarzem grę. Przychodzą do mnie córki pacjentek i mówią: „Proszę przy mamie nic o nowotworze nie mówić, bo ona nic nie wie”, a pacjentki: „Proszę córce nie mówić, że mam raka…”. Tę ciuciubabkę trzeba przerwać. Celem lekarza nie jest bombardowanie pacjentów i ich bliskich wiedzą o ich chorobie, ale też trzeba mówić prawdę. Zawsze staram się zorientować, co pacjent wie i co chce wiedzieć o swojej chorobie. „Rak” to słowo magiczne, które budzi lęk, więc z powodzeniem można to słowo wymienić na „ciężko chory” i to będzie prawda. Zdecydowana większość umierających na raka wie o swojej chorobie i potrzebuje rozmowy na ten temat. I dobrze, jeśli rozmawia najbliższa osoba. Staram się uczulać rodziny, że jeżeli pacjent zaczyna wspominać o śmierci, o pogrzebie, to nie wolno mówić: nie. Trzeba pacjentowi, który de facto odchodzi, pozwolić się wypowiedzieć.
Próbujemy, choć ja tego wciąż nie umiem, pomóc ludziom przełamywać bariery lęku przed tematem śmierci. Fantastyczne, jak już wspominałam, pod tym względem są dzieci. Nie boją się podejść do zmarłego i go pocałować. Nie rozumieją dlaczego dorośli płaczą, kiedy dziadek idzie do nieba. Prostoty życia możemy się od nich uczyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.