Ziemia naszego zamieszkiwania to niejako poszerzony dom rodzinny, nasza ojcowizna, ziemia ojców. W jej obronie składa się ofiarę z życia, dla niej podejmowane są nieraz heroiczne wysiłki. Utrata ziemi ojczystej prowadzi do dezorganizacji psychicznej poszczególnych ludzi Cywilizacja, 27/2008
Pamiętam jak przed laty, mieszkając w rodzinnej Ziemi Świętokrzyskiej, przemierzałem rowerem kilkudziesięciokilometrowe trasy i poznawałem niezwykłe uroki tamtych stron. Przeczytałem w jakiejś książce, że niedaleko od mego rodzinnego domu znajdują się ruiny zamku rycerskiego. W wolnej chwili wybrałem się w tamte strony.
Ruiny rzeczywiście stały, a opodal piękne malownicze skałki, osobliwość w tamtym miejscu. Pokazywałem potem to wszystko przyjaciołom, znajomym, moim uczniom, wszyscy byli zdziwieni, że tak długo żyli obok tego niezwykłego miejsca i nic o nim nie wiedzieli.
Można i trzeba zauroczyć się przestrzenią, w której żyjemy. To, jacy jesteśmy, zawdzięczamy przecież miejscu, w którym się urodziliśmy i dorastaliśmy. Może stoi tam stary kościół, świadek wielu wydarzeń, a w nim epitafia dobrodziejów, dziedziców, polskiej szlachty, która czynnie włączyła się w jakiś etap dziejów ojczystych. W kościółku obraz Bogarodzicy, może już nieco obdrapany przez czas i może nie cudowny, ale dla nas więcej niż cudowny, bo widział nasze młodzieńcze łzy i radości, gdy przed niego zanosiliśmy „wszystkie nasze dzienne sprawy”.
Może tamtędy ktoś przejeżdżał i odpoczął pod starym dębem, a pamięć o tym wydarzeniu żyje przez wieki i miesza się w legendzie z rzeczywistością. Może stoi tam dworek położony w pięknym, a zniszczonym już parku, który zdaje się przemawiać do nas z głębi dziejów: „Jam dwór polski, co walczy mężnie i strzeże wiernie”. A może leśna kapliczka, a na niej tablica ze skrzyżowanymi kosami przekutymi „na sztorc”, miejsce walk powstańczych, które poraża nas swą realnością i uczy, że patriotyzm nie jest pustym słowem, ale czymś, co niekiedy każe nam skryć się w mogile, jeśli prawa tej ziemi tego od nas zażądają.
Czasem krzyż przydrożny – świadek trudnej historii i zmagań katolików z innowiercami, zapomniany cmentarz, zapomniane mogiły, a czasem gęstwina krzaków na pozór nikomu nic nie mówiąca, ale starsi pamiętają, jak opowiadali im starsi, że nasi bili się tam z Kozakami. Kilkaset metrów od mego rodzinnego domu urodził się Karol Majewski, jeden z przywódców powstania styczniowego, a kilka kilometrów od miejsca gdzie dziś mieszkam, przyszedł na świat Jan Ludwik Popławski – jeden z twórców ruchu narodowego.
Kilkadziesiąt kilometrów dalej król Jan III Sobieski miał swój dwór. Spłonął on podczas powstania kościuszkowskiego. Stamtąd przez Warszawę wyruszył pod Wiedeń, ponoć z obrazem Matki Bożej Zwycięskiej, która po dziś dzień odbiera cześć w parafialnym kościele. Jakie znaczenie mają dla mnie te wydarzenia? Co one właściwie mówią po tylu latach? W czym mi dziś pomagają?
Bliskość wielkiej sprawy narodowej i życia lokalnego, wiejskiego nie jest w dziejach Polski tylko luźnym skojarzeniem miejsc, faktów i osób. W czasach pokoju w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej sprawy państwowe i życie gospodarskie realnie splatały się ze sobą.
Bardzo ciekawie opisuje to Feliks Koneczny w swoich Dziejach administracji w Polsce:
„(…) administracja kraju nie opierała się na zawodowych urzędnikach; stanu urzędniczego w Polsce całkiem nie było, bo nieznaczna stosunkowo garstka publicznych «oficjalistów» stanu osobnego w społeczeństwie tworzyć nie mogła. W Polsce urzędnicy koronni, lub ziemscy, toć to ziemianin posesjonat, właściciel dóbr, który załatwiał sprawy na ochotnika. Trudno uważać za urzędnika w dzisiejszem znaczeniu tego wyrazu wojewodę, starostę, sędziego ziemskiego; a któryż z nich poddawałby się przymusowi biurokratycznego regulaminu?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.