Tylko budowanie wspólnoty w perspektywie wiary w Trójjedynego Boga może stawać sie dla chrześcijan odkrywaniem szczęścia, do jakiego został powołany każdy człowiek bez wyjątku i to w chwili stworzenia. Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym, 1(70)/2004
Zatem tworzenie wspólnoty nie jest jakimś ekscentryzmem nawiedzonych i nazbyt gorliwych chrześcijan, którzy znużeni monotonią życia religijnego zaczęli sięgać po coraz to silniejsze „pobożne bodźce”. Potrzeba budowania wspólnot nie jest także jedynie konsekwencją trendu czy mody, która karmi się awangardową nowością i nią żyje, a przez to staje się bezlitosna dla tego, co już przebrzmiałe, „znoszone” i podszyte powszechnością i ogólnym dostępem.
Nie na miejscu są tu zatem „sądy gamalielowe” wypowiadane nad tymi chrześcijanami, którzy próbują tworzyć różne wspólnoty (modlitewne, życia, dzielenia). „Ta sprawa” z pewnością pochodzi od Pana, co najwyżej problematyczną może być przyjęta formuła wspólnoty i tę zawsze należałoby rozeznawać.
Korzenie wspólnoty chrześcijańskiej sięgają oczywiście o wiele dalej niż podpowiada nam to horyzont, nakreślany przez socjologów czy psychologów, niezależnie do jakiej denominacji światopoglądowej przynależą.
Jednocześnie dla chrześcijan oczywistą staje się prawda (pomijam ludzi, którzy nie wyznają wiary w Trójcę Świętą, a szukają czy doświadczają szczęścia), że tendencja do tworzenia wspólnoty pozbawionej jednak trynitarnych korzeni, zawsze staje się jedynie bełkotem ludzkich ideologii. I nie ważne, czy bełkot ten dobywa się z pierwszomajowych megafonów, upstrzonych czerwonymi kolorami flag; okrzyków szarobrunatnych mundurów znaczonych swastyką, lub sztandarów niesionych przez właścicieli ogolonych głów nazywających samych siebie narodowymi katolikami, czy też bełkot ten wybrzmiewa w liryczno-pacyfistycznych pieśniach, firmowanych zielonym jak ekologia listkiem marihuany.
Tylko budowanie wspólnoty w perspektywie wiary w Trójjedynego Boga może stawać się dla chrześcijan odkrywaniem szczęścia, do jakiego został powołany każdy człowiek bez wyjątku i to chwili stworzenia. Tym szczęściem, doświadczanym już tutaj na ziemi, jest przełamywanie murów, jakie wznosi nasz grzech, który usiłuje skazać ludzkie życie na egzystencję jedynie dla samego siebie, obok siebie i w zamknięciu na drugiego.
Obecność w naszej duszy Trójcy Świętej wyciąga nas z tego zaklętego kręgu samotności i rozpaczy. Pozwala kochać, a zatem stawać się darem dla drugiego i przyjmować go jako dar. Wspólnota w takiej perspektywie nie jest jakąś ekstrawagancją modernistycznych czy postmodernistycznych chrześcijan, lecz zewnętrznym wyrazem najgłębszej tajemnicy ludzkiego życia – zamieszkiwania w człowieku Trójcy Świętej. Wspólnota jest budowaniem życia według rytmu, który wyznacza sam Bóg będący Wspólnotą kochających się Osób. Wspólnota zatem, to rytm miłości samego Boga, dodać należy – Trójjedynego Boga.