Należę do licznego grona, potwornie irytującego miłośników sztuki współczesnej, a mianowicie skory jestem do reagowania na nią wzruszeniem ramion lub oburzeniem. Tym razem złapałem się nieomal na aprobacie. Wieź, 10/2007
Jedną z najgłupszych odpowiedzi na moje rozterki usłyszałem kiedyś od człowieka zacnego i pobożnego, który na moje pytanie, jak dobry Bóg może godzić się na to, że zwierzęta cierpią, odpowiedział z prostotą: „Widocznie tak naprawdę nie cierpią”. Trudno nie pogratulować równie błyskawicznej metody uporania się z faktem, że na obiad obaj, zdaje się, zjedliśmy sobie tego dnia po kotlecie schabowym. Żaden z nas nie dałby się przy tym namówić na pracę w rzeźni. System żywienia, w jaki jesteśmy wpisani, system życia, które toczy się zgodnie z zasadą „zabijaj lub umieraj”, obejmuje także nas, ludzi – i kiedy nad wodą zaczynają kąsać komary lub mieszkanie atakują mrówki faraona, wydajemy im wojnę nie rozważając bynajmniej moralnej strony zagadnienia.
Przypomina mi się usłyszana przed laty opowieść o podróżniku, który zamieszkał w Afryce z mocnym postanowieniem, że nie zabije ani jednej istoty żywej (rozumiem, że nie brał pod uwagę działania własnego systemu immunologicznego). Skoro w chacie, którą sobie zbudował, zagnieździły się jakieś nieżyczliwe człowiekowi owady, przeniósł się do nowej. A potem do następnej. Aż – i tu pouczająca puenta – odwiedził sąsiednią wioskę i zobaczył, jak umierają z głodu murzyńskie dzieci. Po tym doświadczeniu zaopatrzył się nielegalnie w środki wybuchowe i zaczął ogłuszać nimi ryby w jeziorze, żeby je łowić na skalę przemysłową. Zrozumiał, że wobec takiego albo-albo jego marzenie o nieskalanym sumieniu robi się nieprzyzwoite.
Rzecz jasna, nieopodal czai się myśl, na której temat ładnie ironizuje w „Pawiu królowej” Dorota Masłowska: Ty byś umiała na pewno dużo lepszy świat wymyślić, nikt w to nie wątpi, ale biednemu Bogu tak świetnie nie wyszło. Można się spierać, czy pycha takiego podejrzenia jest aby lepsza niż pospieszne zapewnianie się, że cierpienie zwierząt jest na niby. Nota bene mojego poprzedniego kota musiałem uśpić, bo w młodym wieku złapał gdzieś wirus kociej białaczki – i w ostatnich dniach, nim się złamałem i pojechałem z nim w ostatnią drogę do weterynarza, miałem okazję m.in. oglądać wywołany chorobą atak epilepsji. Kot obudził się i nie rozumiał, co się z nim stało, ale jego pytający wzrok był czymś, czym niezbyt miłosiernie chciałbym poczęstować tamtego poczciwca, przekonanego, że zwierzęta nie cierpią. Czym innym jest powstrzymywać się od zarzucania Bogu fuszerki, a czym innym – udawać, że wszystko na tym świecie jest doskonałe. Nie jest. Żyjemy w labiryncie grozy, w którym mamy wytrzymać i zachowywać się mimo wszystko tak przyzwoicie, jak tylko potrafimy. Domyślając się, że to nic na tym świecie nie zmieni. Lub – niewiele.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.