Metafizyka uprzejmości

Należę do licznego grona, potwornie irytującego miłośników sztuki współczesnej, a mianowicie skory jestem do reagowania na nią wzruszeniem ramion lub oburzeniem. Tym razem złapałem się nieomal na aprobacie. Wieź, 10/2007




Przypuszczam, że śmiech z powodu makabrycznego dywanu pt. „Zabity na drodze lis” wybuchł we mnie na gruncie tych wszystkich myśli. Kiedy dzieje się coś złego, żart – ten cudowny dar dla homo sapiens, boskie koło ratunkowe – przynosi chwilową ulgę. Pozwala na immoralny dystans, na chwilę mentalnej wolności. Jak sztuka, jak (podobno) mistyczna kontemplacja. Najzabawniejsze dowcipy dotyczą spraw, z których w zasadzie nie wypada się śmiać. Nie ma nic odleglejszego od poczucia humoru niż „polityczna poprawność” w jej wszelkich odmianach – co nie oznacza naturalnie zgody na szyderstwa czy ośmieszanie ofiar. Ale to nie rozjechany lis jest tu przedmiotem żartu, tylko nasz odruch, pełen żalu i wstrętu. Tymczasem – może wszystko jest inaczej. Może nie należy ufać emocjom. Może po tamtej stronie kilimu chaotyczne nitki układają się we wzór, który wszystko tłumaczy.

Nie jestem pewien, czy nie wykraczam znacznie poza granice ortodoksji, ale zdarza mi się myśleć w ten sposób o trzydziestym ósmym rozdziale Księgi Hioba. Cierpiący człowiek pyta bez końca „dlaczego?”, a gdy Stwórca odzywa się wreszcie pośród wichru, Jego odpowiedź burzy całą siatkę oczywistości, z których wyrosło pytanie. Hiob, jak my często, antropomorfizuje Boga, spodziewając się, że określające Go pojęcia absolutnego miłosierdzia i absolutnej sprawiedliwości są tożsame z naszym, ziemskim rozumieniem tych słów. Boska kwestia: „Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeśli znasz mądrość” – mogłaby, gdyby ująć ją arogancko, brzmieć jak w zabawie dziecięcej: „Pomidor!”. Przecież do tego się sprowadza: do odmowy wyjaśnienia. Przynajmniej nikt nas tu nie oszukuje. Bóg jest lojalnie szczery. Chciałeś odpowiedzi, to ją masz. Brzmi ona: nie zrozumiesz. Trudno się nie uśmiechnąć, choć uśmiech oznacza – jak w zabawie – przegraną. Ale i wygraną zarazem. Bo w ten sposób odsłaniają się nam ograniczenia naszego rozumu, naszej ludzkiej natury. Niewiele wyobrażeń budzi we mnie takie przerażenie, jak myśl, że świat mógłby być w pełni racjonalny, bez reszty poddający się ludzkiemu poznaniu wraz z jego narzędziem, logiką. Więc nie jesteśmy zamknięci w obrębie tego, co da się pojąć (czasownik „pojąć” znaczy „pochwycić”, złowróżbne pokrewieństwo łączy go z „jeńcem”). Istnieje jakieś Całkiem-Inne i to stamtąd przemawia Bóg.

Tymczasem żyjemy jednak tutaj i musimy się jakoś wspierać. Chrześcijaństwo sformułowało nakaz miłości bliźniego, ideał poświęcenia i ofiary; święty Franciszek objął nimi także świat zwierząt. W ten sposób możemy choć częściowo przeciwstawić się darwinowskiemu mechanizmowi konkurencji, w której nagrodą jest przetrwanie. Na co dzień jednak tak wysokie cele moralne zdają mi się niekiedy zbyt wysokie: trudno oczekiwać, że na poczcie obsługiwać mnie będzie Matka Teresa z Kalkuty, a ucząc w szkole znajdę w klasie tłum sobowtórów świętego Stanisława Kostki. Wiem, że powinienem oczekiwać od siebie jak najwięcej, w chwili zmęczenia jednak warto widzieć nieprzekraczalne minimum, poniżej którego nie wolno się obsunąć. Tym minimum wydaje mi się – uprzejmość.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...