Sam jako biskup zdziałam niewiele

Każde czasy mają swoją skalę trudności. Dzisiejsze są zupełnie inne niż trzydzieści czy dwadzieścia lat temu. Nie chcę bagatelizować aktualnych problemów, bo to są rzeczywiście wielkie wyzwania do nowej ewangelizacji. Patrzmy jednak na nie we właściwych proporcjach. Wieź, 6/2008



Wojtyła należał także do tych osób, które zwracały uwagę na prawidłową eklezjologię jeszcze przed Soborem i w jego trakcie. W latach soborowych jako młody biskup, a potem, po roku 1963, już jako arcybiskup krakowski, stawiał na świeckich – tak w publikacjach, jak i w działalności praktycznej Kościoła krakowskiego. Temu poświęcał swoje książki – chociażby „U podstaw odnowy”. Wyrazem tej wizji była też koncepcja archidiecezjalnego Synodu krakowskiego. Trwał on siedem lat i jego głównym celem nie było wypracowanie dokumentów prawnych, lecz dokumentów pastoralnych, a tak naprawdę – celem było zmobilizowanie do powstawania we wszystkich parafiach grup zaangażowanych katolików świeckich.
Ten model, moim zdaniem, nie stracił na aktualności. Sam pamiętam jako młody ksiądz – a byłem wyświęcony w 1973 roku, w początkach Synodu – że uczestniczyłem w kilku miejscach w tworzeniu takich grup synodalnych. Oczywiście, pomagali nam wtedy ludzie zorganizowani wokół KIK-u krakowskiego, zwłaszcza wokół Stefana Wilkanowicza.



Wszyscy jesteśmy Kościołem


Po latach można postawić dwa pytania. Czy Wojtyle udało się wówczas poprawić eklezjologię przeżywaną w archidiecezji krakowskiej? Niewątpliwie, udało się. Czy udało się to we wszystkich parafiach? Oczywiście – nie. Prawie we wszystkich parafiach po trzech-czterech latach trwania Synodu grupy synodalne istniały. Gromadziły inteligencję, były grupy nauczycieli, grupy rodzin, także młodzieży. Czy jednak w każdej parafii spełniały one marzenie kard. Wojtyły? Z pewnością nie. On był takim człowiekiem, który nie wierzył w działania dekretowe. Bo czy można coś nakazać dekretem arcybiskupa? Wojtyła wierzył w działania długofalowe, które były zapalane jak iskierka, od dołu.

Proszę zwrócić uwagę, że już jako papież – i to pod koniec życia – ten sam człowiek w swej ostatniej książce na pytanie Jakie są najważniejsze zadania Kościoła w dzisiejszym świecie? odpowiada bez wahania: Potrzebne jest zwłaszcza apostolstwo świeckich, to, o którym mówi II Sobór Watykański . Dotykamy tu newralgicznego punktu jego wizji Kościoła. Na ile sobie to uświadomiliśmy – wszyscy, duchowni i świeccy? Na ile jesteśmy świadomi, że wszyscy jesteśmy Kościołem – gdy go przeżywamy, gdy o nim mówimy, gdy o nim piszemy?

Moim zdaniem, świadomość eklezjalna w Polsce znacząco się poprawiła w ciągu minionych czterdziestu lat. Oczywiście, mogłoby być jeszcze lepiej, moglibyśmy zajść troszkę dalej. Ale wydaje mi się, że choć tu i ówdzie wciąż trwa mocno zakorzeniony podział na czynnych i biernych w Kościele, to jednak silniejsza jest świadomość, że Kościół jest mistycznym ciałem Chrystusa, w którym potrzebne są wszystkie członki. Jeśli za punkt wyjścia weźmiemy definicję Kościoła jako pielgrzymującego Ludu Bożego, to wszyscy idziemy razem w kierunku Boga w Trójcy Jedynego. Czy ktoś idzie na przedzie, w środku, czy w tyle – idzie w tym samym kierunku i nie ma nikogo poza ludem. Nawet Matka Boska w prawidłowej eklezjologii jest umiejscowiona wewnątrz Ludu Bożego (mariologia ostatecznie jest bowiem osobnym rozdziałem w soborowej konstytucji o Kościele, a nie osobnym dokumentem, jak chcieli niektórzy biskupi).

Najpiękniejszym określeniem, jakie z tego wynika, jest uznanie Maryi za pierwszą w pielgrzymowaniu wiary.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...