Całą tę sytuację poznajemy poprzez Joannę, jesteśmy niejako w jej skórze poddawani trudnej próbie zaufania człowiekowi, któremu bezgranicznie ufała, a teraz rozdzierana jest wątpliwościami – i tymi wobec kogoś najbliższego, i tymi, czy nie krzywdzi nimi kochanej osoby. Więź, 9/2008
Kobieta
Masz rację Andrzeju – Rysa Michała Rosy to kino, które współbrzmi z tętnem naszego teraz. To cenne, bo w polskim kinie nieczęste to przecież zjawisko.
Joannę, bohaterkę Rysy – podobnie jak wielu Polaków po 1989 r., a właściwie po roku 2000, kiedy IPN otworzył dostęp do dokumentów SB – dosięgają demony przeszłości. Jej sytuacja przypomina historię Pawła Jasienicy – istnieją podejrzenia, że mąż Joanny był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Więcej – podobnie, jak Zofia Obretenny, druga żona Jasienicy – pojawił się w życiu Joanny po to, żeby jako mąż córki byłego działacza mikołajczykowskiego PSL-u donosić na jej ojca.
Różnica między bohaterką Rosy a wybitnym historykiem polega na tym, że Jasienicy śmierć oszczędziła porażającej prawdy, a Joanna musi się z nią zmierzyć. A to oznacza, że całe swoje szczęśliwe życie z Janem – kochającym mężem, troskliwym ojcem ich córki, człowiekiem, z którym Joannę łączy także przyjaźń – musi zweryfikować, postawić pod znakiem zapytania.
Całą tę sytuację poznajemy poprzez Joannę, jesteśmy niejako w jej skórze poddawani trudnej próbie zaufania człowiekowi, któremu bezgranicznie ufała, a teraz rozdzierana jest wątpliwościami – i tymi wobec kogoś najbliższego, i tymi, czy nie krzywdzi nimi kochanej osoby. Jan, postać budząca sympatię i empatię, mówi: „nie donosiłem”. Wierzysz mu?
Ksiądz
Ale to nie jest ważne, czy mu wierzę czy nie. Niewykluczone, że jako młody człowiek uległ szantażowi i donosił na teścia. Reżyser tej sprawy jednoznacznie nie rozstrzyga, dzięki temu nie jest to film o lustracji, tak jak np. Korowód Jerzego Stuhra. Rosa uniknął publicystyki, która zabija prawdziwą sztukę. Jego film to poruszający dramat psychologiczny, pokazujący jak jeden błąd z przeszłości może zniszczyć całe życie wspaniałej rodziny. Jak jedno, rzucone mimochodem, pomówienie – w tym przypadku przez mylącego zresztą fakty i daty ubeka – może doprowadzić człowieka do obłędu. Nie pamiętam, żebym widział w polskim kinie tak przejmującą wiwisekcję psychozy, jak u Rosy.
Kobieta
Odpowiadasz mi, Andrzeju, trochę jak żona Tewjego Mleczarza. Pamiętasz tę scenę? Tewje pyta Gołdę: "Czy mnie kochasz?", a ona wzbrania się przed odpowiedzią wprost i przywołuje rozmaite momenty ich życia, które mają być odpowiedzią na pytanie męża. Tewje jednak nie daje za wygraną, chociaż docenia przecież to codzienne czynienie miłości, które przywołuje Gołda. No więc, czuję się Andrzeju, trochę jak Tewje i pytam dalej.
Masz rację, to bardzo bolesne, że – jak mówisz – „jeden błąd z przeszłości może zniszczyć całe życie wspaniałej rodziny". Mnie też zachwyciła relacja Joanny i Jana, którą reżyser oraz znakomici w tych rolach aktorzy (Jadwiga Jankowska-Cieślak i Krzysztof Stroiński) potrafili tak sugestywnie zarysować w kilku zaledwie scenach i gestach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.