Podobnie jak w kuchni, tak i w muzyce improwizacja wymaga wielkiego doświadczenia, znajomości i czucia ducha epoki, znajomości stylów i oczywiście sporej odwagi i wyobraźni. Więź, 11-12/2008
Następnie powołuje się na Harnoncourta, który rzeczywiście dobrze ujmuje pryncypia HIP, transpozycję przeszłości do teraźniejszości:
Jako muzycy musimy próbować widzieć wszystko to, co było współczesne dla Monteverdiego, jako nowe i zachować tę współczesność cały czas, żeby [...] oddać to za pomocą naszych odczuć z całą naszą XX-wieczną mentalnością[2].
Trzeba też brać pod uwagę, że tak naczynia wykonane na wzór dawnych, jak i instrumenty domagają się od artysty kuchni i muzycznego wirtuoza rezygnacji ze sposobu gotowania/grania, jakiej uczyli się latami w szkole, używając współczesnych narzędzi. Wykorzystanie instrumentów dawnych, jak twierdzą niektórzy muzycy, wymusza wręcz tempo szybsze niż wynikałoby z zapisów w partyturze „klasycznie” odczytanej. Na pierwszy bąbelek cieczy gotującej się w miedzianej kadzi czeka się dłużej niż na bulgotanie w szybkowarze, a mieszanie ciężką, drewnianą łyżką wymaga użycia większej siły.
Improwizuj z dodatkami
W dawnych recepturach i partyturach niektóre elementy są nieobecne, choć wiadomo, że trzeba je zastosować. Tu pojawia się wielkie pole do popisów improwizacyjnych, przy czym improwizacja nie może być zupełnie dowolna, musi mieścić się w określonej konwencji stylistycznej. Formuła „sól i pieprz do smaku” pozwala przyprawiać potrawę wedle uznania kuchmistrza, jednak potrawa nie może wyjść z kuchni wyłącznie przesolona.
Uzyskanie „odpowiedniej konsystencji” kremu wymaga doświadczenia, ale po większej lub mniejszej gęstości można poznać, spod czyjej ręki ów krem wyszedł. Nie spotyka się doświadczonych kucharzy, którzy zrobiliby jakąś potrawę tak samo. Eksperymentują, smakują, doprawiają, często uzyskują pożądany smak w niekonwencjonalny sposób, jednak wśród wszystkich tych działań cantus firmus dania jest dostrzegalny i rozpoznawalny, choć nie zawsze tak bywało.
W XVII-XVIII wieku, kiedy kuchnia francuska wyzwoliła się spod włoskich wpływów, inwencja i improwizacja kuchmistrzów właśnie w stosowaniu korzennych przypraw i sosów była wręcz nieograniczona i prowadziła do zagłuszania naturalnego smaku czy aromatu potrawy.
Wielką zasługą HIP-isów jest odważne mówienie o różnorodności stylów wykonawczych i akceptacji prawie każdego z nich, co niespecjalnie podoba się kanonistom i muzykologom niebędącym równocześnie muzykami. Jednak dochodzenie do takiego stanowiska zajęło niemal 50 lat. Dyskusje przechodziły niekiedy w otwarte kłótnie; do najgłośniejszych należy incydent z wyrzuceniem z obrad Amerykańskiego Towarzystwa Muzykologicznego Sola Babitza.
Istniało poważne niebezpieczeństwo powstania ortodoksyjnego wzorca wykonawczego, opartego na autorytecie uznanych muzyków, weteranów ruchu takich jak Leonhard, Harnoncourt czy później bracia Kuijkenowie. Na szczęście dziś słuchacze muzyki dawnej nie są skazani na słuchanie jednej interpretacji w różnych wykonaniach.
Niektórzy twierdzą, że wynika to z braku zgody co do tego, jak powinien brzmieć np. Lully, Rameau czy Bach – czy w wykonaniu wykorzystać kilkudziesięcioosobowe chóry, czy też postulowany przez Joshuę Rifkina OVPP (One Voice Per Part), jak czynią Gardiner i Herreweghe, a może wariant mieszany z głosami solowymi tylko w wybranych fragmentach, by uzyskać kontrast z dominującym brzmieniem chóru, lub ze wzmocnieniem niektórych części przez dodanie do solowej obsady dodatkowych głosów[3]. Pojawiła się też kwestia powszechnego dziś zastępowania głosów chłopięcych głosami kobiecymi.
[2] B. Haynes, End of Early Music, Oxford 2007, s. 120.
[3] Por. B. Sherman, Żółw, zając i inne przypowieści, Canor 30/2000, s. 6.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.