Czy Kościół traci kobiety

Oprócz tych kobiet „zawsze wiernych” należy dziś jednak dostrzec także te, które są daleko lub które się wahają, albo szukają bez większego powodzenia swojego miejsca w Kościele. To do nich należy adresować duszpasterskie działania, do nich mówić, szukając nowego języka. Więź, 1-2/2009



Wiele wskazuje na to, że ta druga grupa kobiet, niestety, się poszerza. Są to osoby wysoko wykwalifikowane, dynamiczne, z aspiracjami, absolwentki wyższych uczelni, które odkładają macierzyństwo lub rezygnują zeń, gdyż pragną samorealizacji.

Wstąpienie do zakonu nie jest już dla nich możliwością zapewnienia sobie względnej samodzielności życiowej i choćby skromnego wykształcenia – dzisiejszy świat ofiaruje im nieporównanie więcej. Kolorowe czasopisma (gdyż nie matki i babki) wpajają im określoną hierarchię wartości i mówią do nich specyficznym językiem.

Miłość, piękno, samorealizacja – to hasła wypisane na sztandarach tego kobiecego żywiołu. Bóg nie jest dla wielu z nich siłą napędową ich życia, czym radykalnie różnią się od pierwszej wspomnianej grupy. Potrafią zorganizować Boże Narodzenie bez kontaktów z parafią – opłatek można przecież kupić w supermarkecie, a o resztę zadba bogata oferta świąteczna…

Dlatego te kobiety nie wychowują już religijnie swoich dzieci – katecheci twierdzą, że większość ich uczniów nie potrafi się przeżegnać, nie zna też „żelaznego repertuaru” modlitewnego, który był przekazywany przez stulecia kolejnym pokoleniom Polaków, a przekazywały go matki i babki. A naturalnie przekazuje się jedynie to, co jest dla kogoś ważne i czym samemu się żyje.

Te kobiety, choć tak samodzielne, wbrew deklaracjom potrzebują pomocy. I jeżeli zdarzy się, że któregoś dnia przyjdą do Kościoła, ci, co w nim są, powinni wyczuć, co dla nich jest ważne. Powinni pomóc im odnaleźć się w nowej sytuacji – szukać razem z nimi sposobu połączenia życia rodzinnego i rodzicielstwa z pracą zawodową. Co zrobić, aby nie zniszczyć rodziny, ale też realizować swoje talenty?

Złudzeniem jest oczekiwanie, że kobiety ograniczą się i wrócą do swojej tradycyjnej roli wyłącznie żony i matki. Na restaurację jest za późno.

Właśnie taka pomoc – w znalezieniu nowej duchowości współczesnych kobiet – jest w tej chwili pilnym zadaniem dla duszpasterzy. Chodzi o to, aby szukać takich dróg, które pozwolą im na harmonijny rozwój i akceptację i rodziny, i pracy zawodowej.

Chodzi także o to, aby stworzyć w Kościele takie warunki, by kobiece talenty nie były marnowane. Do tego trzeba wysiłku, by tę nową sytuację odczytać, zaakceptować – i szukać nowych dróg. Wówczas Kościół odzyska także te kobiety, które są daleko i nie odnajdują się w nim lub czują się obco. A to właśnie one tradycyjnie były i nadal mogą być jego najwierniejszymi sojuszniczkami.

*****

Alina Petrowa-Wasilewicz – dziennikarka Katolickiej Agencji Informacyjnej, przewodnicząca Krajowej Rady Katolików Świeckich. Autorka Leksykonu ruchów i stowarzyszeń w Kościele i zbioru rozmów Fajerwerk na trzecie tysiąclecie, współautorka wywiadów-rzek, m.in. Jak Ślązak z Bułgarem, czyli patchwork prowincjonalny (z ks. Jerzym Szymikiem), Świętowanie Pana Boga (z Jackiem Salijem OP), Ciągle tonę i chwytam Jezusa (z abp. Damianem Zimoniem), Przygody z Opatrznością (z bp. Ignacym Jeżem). Mieszka w Warszawie.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...