Pytania bez odpowiedzi

Niedziela 20/2010 Niedziela 20/2010

Z prof. Romualdem Szeremietiewem o możliwych głębszych przyczynach smoleńskiej katastrofy rozmawia Wiesława Lewandowska

 

– A to znaczy, że zaangażowanie polskich służb powinno być w tym przypadku większe?

– Służby powinny wykonać to, co należało zrobić w ramach normalnych, a nie jakichś nadzwyczajnych obowiązków. Zdrowy rozsądek to podpowiada! Tymczasem, jak można sądzić, odpowiedzialne osoby i instytucje nie zrobiły rzeczy oczywistych. Podobno jacyś funkcjonariusze BOR czekali na samolot na smoleńskim lotnisku; co tam robili, jakie były ich zadania – nie wiemy. Min. Klich twierdził, że były wybrane lotniska zapasowe, ale BOR o tym nic nie wiedział. Nie wiadomo, w jakim trybie te lotniska wyznaczono, czy i jak je zabezpieczono, czy przygotowano chociażby transport samochodowy delegacji z tych lotnisk. Pytań jest wiele, coraz więcej, odpowiedzi wyraźnie mniej. Rosjanie w krytycznej sytuacji proponowali lądowanie w Moskwie, co oznaczało, że Prezydent nie dotarłby tego dnia do Katynia. Ale to też oznacza, że nie wiedzieli o wybranych przez Polaków, wg min. Klicha, lotniskach zapasowych.

– Czy te wyliczone przez Pana – także w liście do premiera Tuska – zaniechania ze strony polskich służb rządowych wynikają z niekompetencji, a może…  z lekceważenia osoby Prezydenta, co nie byłoby przecież nowością?

– Myślę, że przede wszystkim mamy do czynienia z niekompetencją połączoną ze zwykłą lekkomyślnością i pewną nonszalancją: tyle razy się udawało, to i tym razem się uda.

– W swym liście do premiera domaga się Pan odwołania ministra obrony narodowej. Dlaczego?

– Moim zdaniem, to on właśnie dopuścił się największych zaniedbań. A dziś bardzo irytujące jest jego tłumaczenie, iż nie wiedział, że dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych RP znajdą się na pokładzie jednego samolotu. Jeśli nie wiedział, to tym większa kompromitacja ministra! Przypomnijmy, że ten lot wykonywała jednostka wojskowa podporządkowana ministrowi obrony narodowej, a zatem bezpieczeństwo lotu i przebieg całej operacji należał do kompetencji tegoż ministra. To on ma odpowiednie służby do zabezpieczenia lotu od strony technicznej i kontrwywiadowczej. Tego nie mogło zrobić kilku funkcjonariuszy BOR! Dziś już wiemy, że służby kontrwywiadu wojskowego nie popisały się (zjawiły się na lotnisku dopiero po katastrofie, późnym wieczorem), ponieważ wszystkie telefony komórkowe i laptopy najważniejszych osób znalazły się na wiele godzin w rękach służb obcego państwa. To czas wystarczający, aby skopiować znajdujące się w nich dane. Tzw. czarnych skrzynek do dziś zresztą nie mamy.

– Uważa Pan, że gdyby polskie służby spisały się jak należy, gdyby operacja HEAD została należycie przygotowana, mogłoby nie dojść do katastrofy?

– Gdyby ten lot został właściwie przygotowany i zabezpieczony, to w przypadku trudnych warunków lądowania – czy to z powodu fatalnego stanu lotniska, złej pogody lub np. jakiejś nagłej awarii – nasze służby zameldowałyby o tym odpowiednio wcześnie koordynatorowi akcji, samolot przejęłoby lotnisko zapasowe, na którym także czekałaby odpowiednio sprawna ekipa. Gdyby jednak doszło do katastrofy, to przynajmniej mielibyśmy na lotnisku natychmiast komplet naszych specjalistów, którzy mogliby zabezpieczyć teren i dopilnować, aby wszystkie ważne dla bezpieczeństwa państwa elementy trafiły w polskie ręce. Tak się nie stało. Uważam, że jest to zaniedbanie daleko idące i wysoce naganne.

– Pan przypisuje główną winę ministrowi obrony, premier zaś tłumaczy, że sprawa jest zbyt skomplikowana, by szukać winnych…

– Nie rozumiem stanowiska premiera. Gdyby było prawdą chociażby to, co mówił min. Klich, że żaden z istniejących przepisów nie został złamany, to jak się ma jego stwierdzenie do procedur NATO, które zawierają rozkaz szefa SG WP z 9 sierpnia 2006 r. „Instrukcja o przewozach wojsk oraz uzbrojenia i sprzętu wojskowego transportem lotniczym”. W Polsce powinno być niezwłocznie przeprowadzone rzetelne śledztwo dotyczące organizacji lotu do Smoleńska. Takie śledztwo mogłoby dać odpowiedź na pytanie, czy katastrofy można było uniknąć, i pozwoliłoby wyciągnąć wnioski na przyszłość, aby poprawić funkcjonowanie służb w tym obszarze. Nie widzę jednak takiej woli. Minister obrony narodowej co najmniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że czegoś nie wykonał, że czegoś nie wiedział, a powinien był wiedzieć, i jeszcze tłumaczy, że to nie on, lecz szef Kancelarii Premiera min. Tomasz Arabski wskazuje samoloty, którymi dana delegacja ma lecieć.

– …a szef Kancelarii Premiera twierdzi, że on też nie wydawał tu dyspozycji!

– No właśnie! Na końcu okaże się, że winien jest dowódca 36. pułku, a pułk za karę zostanie rozwiązany. Tymczasem 36. pułk jest podporządkowany dowódcy sił powietrznych, czyli ministrowi obrony narodowej. I to minister jest głównym odpowiedzialnym. W Polsce nie ma innej jednostki, która by wykonywała podobne zadania. Niejasno wygląda też sprawa śledztwa dotyczącego bezpośrednich przyczyn katastrofy. Dlaczego rząd Polski z góry przyjął wyznaczoną mu przez Rosję pozycję petenta, który musi grzecznie oczekiwać na wyniki rosyjskich badań? Takie zachowanie w przypadku postępowania istotnego dla państwa polskiego jest niedopuszczalne.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...