Ta wspólnota i solidarność miały trwać. Wkrótce jednak pękły. Podziały, podejrzenia i oskarżenia pojawiły się szybciej niż można było przypuszczać – jeszcze przed pogrzebami ofiar katastrofy. A rozkręcająca się kampania prezydencka pogłębia niepokoje.
Gdy o tym teraz myślę, przypominam sobie jedno z ostatnich spotkań z prezydentem Kaczyńskim, w którym uczestniczyłem. 22 lutego 2010 r. w Pałacu Prezydenckim urządzono pożegnanie min. Ewy Junczyk-Ziomeckiej, która po czterech latach pracy w Kancelarii Prezydenta jechała do Nowego Jorku, by tam objąć urząd konsula generalnego RP. Prezydent mówił wówczas, że Ewa – z którą był blisko zaprzyjaźniony – stanowiła dla niego swoisty pomost do środowisk, które były mu nieżyczliwe. I dodał (cytuję z pamięci): „Bo tylko politycy nijacy nie mają wrogów. A ja przecież nijaki nie jestem…”. Szkoda, że niektórzy jego wielbiciele nie potrafią się zdobyć na taki życzliwy dystans wobec konkurentów politycznych. Szkoda, że wielu jego krytyków nawet po jego śmierci nie może przestać widzieć w nim wroga.
Etos służby państwowej
Słynne jest stwierdzenie Jerzego Giedroycia, że Polską wciąż rządzą dwie trumny –Piłsudskiego i Dmowskiego. Ostatnio wiele osób wyrażało obawy, żeby teraz Polską nie zaczęła rządzić kolejna trumna – Lecha Kaczyńskiego.
A ja powiem: niech nami rządzą trumny ofiar smoleńskiej katastrofy – a ściśle mówiąc: ich jedność w różnorodności! Tak jak te trumny stały obok siebie, tak jak nazwiska i fotografie wszystkich ofiar sąsiadowały ze sobą – tak niech naszym myśleniem o sprawach społecznych rządzi świadomość, że są sprawy, które Polaków łączą, niezależnie od przekonań politycznych, aktualnych sojuszy i sympatii ideowych. Niech nie rządzą nami ci (niestety, liczni) publicyści i ci (mniej liczni, tylko na razie?) politycy, którzy wybiórczo powołują się na tragicznie zmarłych, by mobilizować własnych stronników do walki z wrogami kierującymi się, jakżeby inaczej, wyłącznie złą wolą. Niech wspólnota ofiar i żałoby przypomina nam, że nie wolno w bieżącej walce politycznej zawłaszczać tego, co ogólnonarodowe – ani patriotyzmu, ani mordu katyńskiego, ani smoleńskiej katastrofy.
Niech rządzi nami taka właśnie wizja Polski – bardziej wspólna, bardziej solidarna. Owszem, jest ona lepsza od tej codziennej, jest nieco wyidealizowana, ale właśnie takie powinny być wizje, jeśli mają mobilizować do działania. Niech żal po tak tragicznie przerwanym życiu 96 osób nie stanie się jedynie bierną pamięcią, lecz skłoni do kontynuowania dobrych stron działalności ofiar katastrofy.
Chciałbym, żeby Polska w przyszłości miała prezydentów, którzy będą potrafili kontynuować tradycje Polski jagiellońskiej, tak jak czynił to Lech Kaczyński. Jego wizja polskości była kulturowa, a nie etniczna. Nieprzypadkowo to on był pierwszym urzędującym prezydentem RP, który udał się z wizytą do synagogi, zapraszał polskich Żydów do Pałacu Prezydenckiego na zapalanie świec chanukowych, a przedstawicieli różnych wyznań chrześcijańskich na modlitwy ekumeniczne w kaplicy prezydenckiej. Chciałbym, żeby następni prezydenci Rzeczypospolitej byli z podobną sympatią postrzegani jako sojusznicy w tak różnych krajach jak Izrael, Litwa, Ukraina czy Gruzja. Chciałbym, żeby pragnęli – tak jak Lech Kaczyński – Polski silnej, by aktywnie działali w naszym regionie Europy, by pielęgnowali tradycje patriotyczne (pamiętna defilada!) i pamięć historyczną (program „Przywracanie pamięci”, wyróżniający nieznanych bądź zapomnianych bohaterów walk o wolność i suwerenność Polski, w tym Sprawiedliwych wśród Narodów Świata). Nie chcę, rzecz jasna, przez to powiedzieć, że ta prezydentura nie miała słabych stron i minusów. Piszę o tym, co warto kontynuować.
Niech rządzi Polską etos urzędnika państwowego, którego uosobieniem byli Tomasz Merta, Andrzej Przewoźnik czy Janusz Krupski. Wszyscy niezwykle kompetentni, uczciwi, ponadpartyjni, gotowi do ciężkiej pracy i poświęceń. Wszyscy także traktowali służbę państwową jako formę realizacji powołania chrześcijańskiego. Merta – integralny konserwatysta i zarazem człowiek prawdziwie otwarty, współtwórca cennego licealnego podręcznika wiedzy o społeczeństwie Z demokracją na ty,wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego w rządach PiS i PO, generalny konserwator zabytków. Przewoźnik – od 1992 r. sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, człowiek-instytucja, strażnik polskiej pamięci narodowej, na którym spoczywała odpowiedzialność i za ceremonie w Katyniu, i za cmentarz Orląt we Lwowie i za pomnik w Jedwabnem.
Najmniej znany z tej trójki, całkowicie niesłusznie, to Janusz Krupski. Człowiek krystalicznie uczciwy, nieszukający swego. Legenda opozycji – weteran podziemnego ruchu wydawniczego. To on sprowadził do Polski jeden z pierwszych powielaczy. To jego porwali, oblali żrącym płynem i porzucili w lesie esbecy z tej samej ekipy, która później zamordowała ks. Jerzego Popiełuszkę. Wraz z miłością do swojej żony Joanny, „zaraził się” jej pasją przyjaźni z osobami upośledzonymi umysłowo. W wolnej Polsce był m.in. wiceprezesem Instytutu Pamięci Narodowej i przegrał jednym głosem konkurs na prezesa. Został kierownikiem Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, bardzo cenionym przez (wybrednych w takich sprawach) kombatantów. Był ojcem siedmiorga dzieci. Jego pogrzeb stał się dla mnie wyjątkowym świadectwem wiary w to, że dobro, jakie człowiek czyni, sięga poza śmierć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.