Ta wspólnota i solidarność miały trwać. Wkrótce jednak pękły. Podziały, podejrzenia i oskarżenia pojawiły się szybciej niż można było przypuszczać – jeszcze przed pogrzebami ofiar katastrofy. A rozkręcająca się kampania prezydencka pogłębia niepokoje.
Rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski odnajdywał się równie dobrze wśród intelektualistów, z którymi uwielbiał dyskutować, jak i w otoczeniu młodzieży na Przystanku Woodstock czy z ubogimi podczas olbrzymiej warszawskiej wigilii dla bezdomnych, którą zorganizował po raz pierwszy w grudniu 2009 r. Jego inicjatywa przyczyniła się do rozwiązania kryzysu wokół nominacji bp. Stanisława Wielgusa na metropolitę warszawskiego. Na jego prośbę uczestniczyłem wtedy w komisji badającej zgromadzone w IPN akta dotyczące ks. Wielgusa. Jednym z najciekawszych owoców jego szerokiej działalności pozostanie internetowy serwis codziennikprawny.pl, czyli „Wszystko, co każdy o prawie wiedzieć powinien”.
Człowiekiem wyjątkowej dobroci, mądrości i skromności był ks. Roman Indrzejczyk. Zadań, które pełnił, starczyłoby na kilku księży. W dwóch parafiach z wielkim oddaniem proboszczował po ok. 20 lat (Pruszków-Tworki, a potem warszawski Żoliborz). Był zapalonym katechetą (do śmierci w szkole muzycznej na Żoliborzu), krajowym i warszawskim duszpasterzem służby zdrowia, przyjacielem opozycjonistów w PRL niezależnie od orientacji politycznych, inicjatorem oddolnej parafialnej współpracy ekumenicznej polsko-holenderskiej, opiekunem duchowym Stowarzyszenia Pokoju i Pojednania „Effatha”, przewodnikiem górskim i duszpasterzem PTTK, kapelanem żołnierzy AK „Żywiciel” i szczepu 305 ZHP. Najbliżej znałem go jako wieloletniego członka, a przez kilka lat wiceprzewodniczącego Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Zasłynął jako gospodarz unikalnej na skalę światową uroczystości – w jego parafii gromadzili się wyznawcy judaizmu i chrześcijaństwa na modlitwę z okazji żydowskiego święta Simchat Tora,czyli Radość Tory. A najchętniej mówił o sobie, że jest zwykłym księdzem…
Ks. Indrzejczyk zginął jako kapelan prezydenta RP. Historia jego powołania do pełnienia tej funkcji ma znaczenie także dla głównego wywodu tego artykułu. Ks. Roman był już wtedy na emeryturze, przestał być proboszczem Po zwycięstwie wyborczym prezydent-elekt Lech Kaczyński spotkał się z kard. Glempem. Poprosił wtedy o mianowanie kapelanem ks. Indrzejczyka, od lat zaprzyjaźnionego z rodziną Kaczyńskich, mieszkającą na Żoliborzu. Zaskoczony prymas odpowiedział: „Ale to taki lewicowy ksiądz”. Prezydent: „I o to właśnie chodzi”… W rzeczy samej ks. Roman nie był lewicowy, lecz po prostu otwarty na wszystkich. I takiego właśnie człowieka chciał mieć przy sobie prezydent jako duchowego opiekuna.
Można by w ten sposób długo jeszcze pisać o wszystkich ofiarach katastrofy. Wymieniłem jedynie tych, których znałem najbliżej.
*
Tadeusz Szawiel pisze obok, że żałoba narodowa była doświadczeniem tego, jacy jesteśmy, a nie tylko, jacy bywamy. Wielu bojowych publicystów usiłuje nas przekonać, że jest całkowicie odwrotnie: jedynie od wielkiego święta bywamy bardziej zjednoczeni i solidarni, a normą jest walka i egoizm. Mimo silnego rozczarowania debatą po tragicznej katastrofie, staję po stronie nadziei.
Kwietniowa solidarność Polaków wydaje mi się doświadczeniem na tyle mocnym, że trwałym. Nawet gdyby obecnie również politycy ulegli presji, wskrzeszając język wykluczenia, niechęci lub agresji, to i tak to doświadczenie wspólnoty pozostaje jako trwały punkt odniesienia i kiedyś ponownie ujawni się społecznie. Podczas żałoby przekonaliśmy się bowiem dobitnie, że można się wyrwać z zaklętego kręgu wrogości, że dobro wspólne naprawdę istnieje, że jedność nie kłóci się z różnorodnością.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.