Ukrywanie problemów kraju jest polityką krótkowzroczną, podyktowaną wyłącznie logiką kalendarza wyborczego. Można ten sposób postępowania zrozumieć, ale narzuca się pytanie o cenę, jaką będzie musiało zapłacić całe społeczeństwo
– Na rząd PiS jednak ciągle patrzymy przez pryzmat „strasznej IV RP”. Czy w istocie jego reformy nie lokowały się bardziej w sferze polityczno-rozliczeniowej niż społeczno-gospodarczej?
– Nie zgadzam się z taką opinią, uważam, że jest nieuzasadniona. Przypomnijmy choćby to, że Polska do 2006 r. była jedynym krajem w Europie, którego system podatkowy nie zauważał istnienia rodziny i dzieci. Nawet w krajach tak zmodernizowanych i laickich, jak Francja czy kraje Beneluksu, istniały różnego rodzaju finansowe przywileje dla rodzin wielodzietnych. Dopiero w 2006 r. wprowadzono u nas małą ulgę podatkową, a w 2007 r. już znaczącą – 1000 zł na dziecko… A dzisiaj słyszymy, że minister finansów akurat w tej sferze szuka oszczędności, proponując zawieszenie właśnie tej ulgi…
– Dlaczego w tej sferze? Nie można gdzie indziej szukać oszczędności?
– To, moim zdaniem, wynika z bardzo nikłej wrażliwości obecnej ekipy rządzącej, a zwłaszcza głównych decydentów, na tę problematykę. Wygląda na to, że bierze górę uproszczona liberalna doktryna, która praktycznie nigdzie na świecie już nie funkcjonuje; nawet w Stanach Zjednoczonych, w najbardziej liberalnej gospodarce, istnieją prorodzinne ulgi finansowe. I tam nikomu to nie przeszkadza. W Polsce, pomimo tak kiepskich wskaźników demograficznych, minister finansów poszukując oszczędności, w pierwszej kolejności bierze na celownik te właśnie ulgi…
– Zwolennicy tzw. teorii spiskowych mogą powiedzieć, że chodzi tu o niszczenie narodu…
– Na spiskach się nie znam, ale jeśli nawet decydenci nie mają złych zamiarów, to skutki demograficzne będą przecież oczywiste… Moim zdaniem, chodzi tu jednak raczej o to, że tego typu operacja oszczędnościowa jest najłatwiejsza do przeprowadzenia, a ponadto da się tak zmanipulować przekaz medialny na ten temat, że ludzie sami dojdą do wniosku, iż tego rodzaju rozwiązania prorodzinne są nieskuteczne, za drogie, nienowoczesne…
– Rząd Donalda Tuska po trzech latach nadal cieszy się bezwarunkowo dobrą opinią większości społeczeństwa, które wierzy w jego najlepsze intencje i kompetencje…
– To prawda, wciąż mamy poczucie takiego swoistego ciepełka… Co do intencji i kompetencji tego rządu – można mieć jednak spore zastrzeżenia, bo rzeczywistość jest taka, że nieuchronnie narasta zadłużenie państwa, za które wszyscy będą musieli kiedyś zapłacić dużą cenę. Przed nami jeszcze cięższy okres, w którym będą przekraczane kolejne progi wielkości tego zadłużenia. Już wiadomo, że w tym roku zostanie przekroczony próg 50% relacji długu do produktu krajowego, a to, co robi dziś rząd, by temu przeciwdziałać, to „masowanie” sondaży i czekanie na wybory.
– Pytanie zasadnicze: skąd się wziął ów dług, czy nie jest zasługą poprzedniej ekipy (takie tłumaczenie jest w Polsce często stosowane)?
– W dużej mierze, moim zdaniem, do tej nie najłatwiejszej sytuacji finansów publicznych przyczyniło się jednak wiele działań bądź zaniechań obecnej ekipy rządzącej. Bardzo istotne jest to, że sam premier Tusk stworzył atmosferę lekceważenia tego, co i tak spotyka się z ogromną niechęcią Polaków, czyli obowiązku płacenia podatków, nazywając abonament haraczem i mówiąc, że jest przeciwny wprowadzeniu podatku od instytucji finansowych, bo nie będzie ich łupił… Te słowa zapadają w pamięć ludzi i zmieniają ich postawę wobec tych podstawowych powinności obywatelskich. Sam premier walnie przyczynił się do umocnienia przekonania, że nie należy – bądź nie wypada – rzetelnie płacić podatków! I już mamy tego rezultaty w postaci wzrastających zaległości podatkowych i narastania długu wewnętrznego. Uważam, że ten rząd wywołał realną, niekorzystną zmianę w podejściu Polaków do własnego państwa, która prowadzi prostą drogą do jego osłabiania.
– Czy podziela Pan radykalną opinię prof. Rybińskiego, że obecny dług jest dla państwa groźniejszy niż dług gierkowski?
– Tak, moim zdaniem, spłacanie tego obecnego długu będzie się wiązało z realnymi kosztami społecznymi. Dług gierkowski został w znacznej części anulowany na początku lat 90. i drugi raz nikt nam długów nie daruje. Różnica między długiem obecnym a tym z lat 70. polega na tym, że dług gierkowski był zaciągany głównie za granicą, a obecnie tylko jedna czwarta to dług zewnętrzny. Niebezpieczeństwo dzisiejsze wynika z tego, że przekroczony został próg zadłużenia, powyżej którego jedynie bardzo wysoki wzrost gospodarczy, rzędu 7-8 proc., sprawiłby, że na tyle wzrosną wpływy z podatków, iż można by było zatrzymać wysokość długu na obecnym poziomie (czyli na poziomie ok. 740 mld zł). Niestety, rozwijamy się w tempie 3 proc... Wpływy z podatków wydatnie zmalały, a rząd zaczyna szukać oszczędności w miejscach najbardziej bolesnych. Proponuje podwyżkę VAT-u, która jest zawsze najbardziej odczuwalna dla portfeli średnich i chudych. Osoby zarabiające przeciętnie lub poniżej przeciętnej większość swych dochodów wydają na obłożone VAT-em artykuły podstawowe. Tak więc rząd zdecydował się sięgnąć do najpłytszych kieszeni, co wydaje się mocno dyskusyjne.
– Z powodów etyczno-społecznych czy ekonomicznych?
– No właśnie, pytanie zasadnicze, którego nie sposób pominąć, jakim kosztem społecznym to się odbędzie. Wiadomo też, że w ten sposób uda się zebrać 4,5-5 mld zł rocznie. Oczywiście, nie wystarczy to dla trwałego uzdrowienia finansów kraju.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.