Kiedy stajesz wobec nieszczęścia, jakim jest utrata ukochanej osoby, kogoś, z kim dzieliłeś życie, z kim zjadłeś beczkę soli, kto był zawsze w zasięgu telefonu – możesz tylko zamilknąć.
Bez odpowiedzi
Gdy czyjeś życie się kończy, pojawia się często dramatyczne pytanie: „Dlaczego?”. Można jeszcze zrozumieć, gdy odchodzi człowiek mający za sobą długie życie i żegna się z tym światem, zostawiając liczne grono potomków, którzy noszą jego imię i będą rozwijać dzieło jego życia. Ale jakimi słowami utulić żal po odejściu dziecka, po utracie żony albo męża, którzy umarli wkrótce po ślubie, jak odpowiedzieć na to pytanie, gdy w wypadku ginie młody, świetnie zapowiadający się człowiek?
Niektórzy próbują się doszukać winy. Za jakie grzechy? Czym zawiniłem, że Pan zabrał mi dziecko, męża, żonę, rodziców... Takie spekulacje Jezus uciął retorycznymi pytaniami wtedy, „gdy donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: »Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? (...) Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy?«” (Łk 13, 1-2. 4). Czasami wina jest ewidentna: ktoś prowadząc po pijanemu samochód spowodował wypadek, w którym zginęły postronne osoby. Często jednak nie ma bezpośredniego przełożenia ludzkiego działania na śmierć. Jakiekolwiek spekulacje, kto był winny, czyje grzechy przyczyniły się do śmierci konkretnej osoby, są nie na miejscu. „Więc dlaczego?” – pytasz zrozpaczony.
Wszelkie słowa są wtedy nieadekwatne, żadna pociecha nie dorasta do bólu, który Cię trawi. Próba pocieszenia, polegająca na uzasadnieniu śmierci wyższymi racjami, będzie zawsze bezowocna, bo tak naprawdę nie czekasz na odpowiedź na tak postawione pytanie. Być może czekasz na jakieś uzasadnienie, które przyniesie Ci ulgę, spodziewasz się, że istnieje wytłumaczenie, które nada sens absurdalnej śmierci. Jednak nawet gdyby znalazło się logiczne uzasadnienie, dlaczego straciłeś ukochaną osobę, gdyby ktoś przeprowadził dowód, który wykazywałby, że nieszczęście w dalszej perspektywie przyniesie błogosławione owoce lub pozwoli uniknąć jeszcze większego cierpienia – nic nie przywróci do życia tego, kto odszedł.
Na cóż najmądrzejsze wyjaśnienia, religijne pociechy czy filozoficzne dywagacje matce opłakującej śmierć dziecka albo oblubienicy opłakującej śmierć ukochanego? Śmierć sama w sobie zawsze jest bezsensem, stratą i nieszczęściem.
Wierzysz w to?
Bezsens śmierci stawia czasem pod znakiem zapytania wiarę w zmartwychwstanie, wiarę, że kiedyś spotkamy się jeszcze z tymi, których dziś opłakujemy. Czasami ból po stracie kochanej osoby każe pytać, czy Bóg istnieje. Niestety, tak jak nie mamy empirycznego dowodu na istnienie Boga, tak nie mamy niepodważalnych dowodów na życie po śmierci. Pozostaje wiara i nadzieja, że Jezus przez krzyż, przez swoje zmartwychwstanie wyłamał bramy śmierci, rozwalił mur oddzielający człowieka od życia wiecznego. Skoro on, nasz brat w człowieczeństwie, nie pozostał w objęciach śmierci, to i my mamy drogę otwartą do miejsca, gdzie Bóg „otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie” (Ap 21, 4). Jezus uspokajał i zapewniał: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce” (J 14, 1-2).
Możesz zatem powtarzać słowa przekazane nam w Piśmie Świętym, by prawda w nich zawarta przeniknęła Twoje obolałe jestestwo, by stały się one drogą prowadzącą do nowego życia: Bóg „w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie” (1 P 1, 3-4). „A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5).
Co będzie z grzesznikami?
Jeśli wierzysz w „ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny”, być może martwisz się o los tego, kto odszedł z tego świata, o to, czy będzie mógł dostąpić zbawienia. Takie pytania pojawiają się zwłaszcza wtedy, gdy śmierć przychodzi nagle i niespodziewanie na człowieka, którego czyny i słowa świadczą, że nie ma czystego konta, że niejeden grzech ma na sumieniu...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.