Polak katolik

W drodze 10/2010 W drodze 10/2010

Skazilibyśmy katolicyzm ciężkim bałwochwalstwem, gdyby jego głównym źródłem miała być miłość ojczyzny, gdybyśmy przede wszystkim dlatego chcieli być katolikami, że jesteśmy Polakami.

 

Ów Wańka był zapewne potomkiem żyjącej na dawnych naszych kresach szlachty zagonowej, która – wedle opisu Zofii Kossak – zruszczyła się zupełnie, natomiast „od zupełnego schłopienia i zlania się z tłumem rusińskim broniła ją tylko religia, jedyna jej ostoja i tarcza. Powoli zastąpić jej ona miała narodowość. Każdy szlachcic zagonowy, zapytany o to, kim jest, odpowiadał nieodmiennie: Ja katolik, panie. W słowie katolik mieściło się wszystko, co dusze ich zdołały jeszcze ocalić szerszego i jaśniejszego”[5].

Dość podobne nastawienie zaobserwował wśród wieśniaków w Poznańskiem młody Zygmunt Szczęsny Feliński, kiedy w 1848 roku wziął udział w powstaniu wielkopolskim. Różnica między zruszczoną i schłopiałą szlachtą zagonową spod Żytomierza a wielkopolskimi wieśniakami była jednak taka, że owa szlachta w znacznej mierze zagubiła swoją narodową świadomość, natomiast w poznańskich wieśniakach jeszcze się ona nie obudziła. Znamienne, że pochód powstańczy, w którym uczestniczył młody Feliński, przypominał bardziej pobożną pielgrzymkę niż wojsko:

Cały patriotyzm włościan skupiał się w tych dwóch pojęciach: Polak – to katolik, Niemiec to luter; lutrzy prześladują Kościół, a więc precz z Niemcami! Pojęcia niepodległości politycznej, a tym bardziej potęgi narodowej i sławy były im zupełnie obce, o społecznych zaś przewrotach ani się im marzyło. Będąc już od dawna właścicielami gruntu i sąsiadując tylko z dawnymi panami, nie mieli do nich żadnej niechęci, a jeśli na to zasługiwali, okazywali im nawet wielkie zaufanie. Do powstania szli chętnie, ufając zwłaszcza księżom. Do przewodniczenia nie rwali się nigdzie, przyjmując chętnie szlachtę na oficerów i urzędników, ale swą katolicką chorągiew tak śmiało wywieszali, że nie ścierpieliby nawet, gdyby ją zechciano usunąć, a inną, chociażby narodową, na jej miejsce postawić. Zaledwieśmy ruszyli w pochód, wnet na czoło kolumny wystąpił jakiś poważny włościanin z kantyczkami w ręku i zdjąwszy czapkę, co też i wszyscy uczynili, zaintonował znaną pieśń pobożną, którą cała kolumna pełnym głosem śpiewać wnet poczęła, ani jednej nie opuściwszy strofy. Śpiewy te powtarzały się z pewnymi przystankami w ciągu całego pochodu; gdy zaś spotykaliśmy po drodze krzyż lub kapliczkę, wnet cały oddział, nie czekając komendy ani pytając o pozwolenie, klękał dokoła i odmawiał litanię do Pana Jezusa lub do Matki Boskiej.

Dwaj demokraci, nie smakując w pobożnych pieśniach, a pragnąc raczej obudzić w ludzie patriotyczne uczucia, zaintonowali Jeszcze Polska nie zginęła, w czym szlachta im dopomogła, ale ani jeden głos zludu nie połączył się z nimi, tak że nie ponowili próby. Gdy zaś we wsi jakiejś cały oddział padł na kolana dokoła stojącej na wygonie figury Zbawiciela, nasi zaś demokraci sami jedni nie przyklękli, lud począł patrzeć na nich tak groźnie, że kolana im mimo woli się ugięły[6].

Dzisiejsza postać stereotypu

Wydaje się, że dzisiaj stereotyp Polak katolik w sposób poważny pojawia się rzadko – jedynie w środowiskach bardzo niszowych, nacjonalistycznych, zazwyczaj nawołujących do tego, żeby ojczyznę miłować ponad wszystko, a więc bałwochwalczo. Ponieważ Polska jest dla tych ludzi wartością najwyższą, katolicyzm traktują instrumentalnie. Stąd niewielkie ich zainteresowanie pytaniami naprawdę związanymi z wiarą oraz skłonność do lekceważenia autorytetów kościelnych, ilekroć im z nimi nie po drodze. Duchową pustkę tej postawy genialnie odsłonił Cyprian Norwid: „Oni kochają Polskę jak Pana Boga, i dlatego zbawić jej nie mogą, bo cóż ty Panu Bogu pomożesz?”[7].

Niestety, o wiele częściej stereotyp ten jest przywoływany ironicznie albo nawet pogardliwie, ale również w charakterze wyzwiska w różnych sytuacjach, zazwyczaj zupełnie nieuzasadnionych – zwykle przez ludzi niewierzących lub bardzo wobec swojego katolicyzmu zdystansowanych. Ale dotykam tematu, który domagałby się odrębnego potraktowania: Nam wszystkim potrzeba większej uważności w różnych wypowiedziach, które zawierają w sobie jakiś ładunek agresji.

Jestem i Polakiem, i katolikiem, i czuję się osobiście napastowany, kiedy ktoś tych dwóch drogich mi nazw używa z pogardą lub w charakterze wyzwiska.

[1] Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki, Warszawa 1986, s. 148n. 
[2] Zofia Kossak-Szczucka, Pożoga. Wspomnienia z Wołynia 1917–1919, Katowice–Cieszyn 1990, s. 270n. 
[3] Oriana Fallaci, Wściekłość i duma, „Gazeta Wyborcza” 6–7.10.2001, s. 13. 
[4] Ks. Zdzisław Peszkowski, Wspomnienia jeńca z Kozielska, wyd. 2, Warszawa [1991], s. 17n. 
[5] Zofia Kossak-Szczucka, dz. cyt., s. 15. 
[6] Zygmunt Szczęsny Feliński, dz. cyt., s. 336n. 
[7] List do Teofila Lenartowicza z 23 stycznia 1856 (Cyprian K. Norwid, Pisma wszystkie, wyd. Juliusz W. Gomulicki, t. 8, Warszawa 1971–1976, s. 252).
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...