Wartość i jakość przyjaźni

Zeszyty Karmelitańskie 53/4/2010 Zeszyty Karmelitańskie 53/4/2010

Marzymy o przyjaciołach. Chcielibyśmy mieć ich określonych… Tak jak to sami widzimy, lub kiedy czytamy o takich spełnieniach. Pragniemy więc, by to był ktoś z kręgu mego życia. Żebym mógł mieć dostęp do tego kogoś. I żeby była odpowiedź z jego strony

 

A.R.:Samo ich istnienie?

L.D.: Nawet świadomość ich istnienia. A tak w praktyce, to rzeczywiście, ot choćby najpierw wzrok, na który musiałbym się nadziać! Być może ten argument jest bliższy, bardziej wyrazisty. Decyduje, że jednak nie – „hamulec i kaganiec”. Jak to w wierszu powiedziane. Jednak nie uczynię czegoś… Ten wzrok przyjaciela jest w stanie powstrzymać przed złem, przed grzechem… Przed zgłupieniem, przed zdurnieniem, przed kompletnym upadkiem.

Jeden, ale prawdziwy – przyjaciel!

A.R.:Prawdziwego przyjaciela poznaje się w biedzie. I na ten sprawdzian potrzebujemy czasu?

L.D.: Żeby to, co nas łączy, sprawdziło się i utwierdziło. Takim realnym sprawdzianem więzi jest zazwyczaj jakaś próba w ciężkich, ryzykownych warunkach. Trudniejsze – niż zazwyczaj – okoliczności… Ot choćby, dla przykładu – podczas wyjazdów za granicę. Na takich wyprawach, wycieczkach bywa, „wyłazi” z człowieka to, co dotąd w normalnych okolicznościach nie wyszłoby. A okazuje się, że są inne racje, inne wartości, zdobycze, które niweczą dobre relacje. Brutalny interes góruje ponad tzw. przyjacielskimi więziami. Przecież to nie takie rzadkie. Ileż tak zwanych przyjaźni po powrocie się skończyło…

A.R.:Czyli sytuacje graniczne, bieda?

L.D.: Ale szeroko pojmowana bieda, kłopot… – trudy. Choćby wtedy, gdy trzeba wyłożyć pieniądze, z czegoś zrezygnować. Albo trzeba by coś poświęcić: „nie, ja nie jadę, radź sobie, nie mogę ci pomóc”. Przecież to nie takie rzadkie…

A.R.:Okazuje się, że przyjaźń była tylko pozorem przyjaźni. W chwili próby nie okazała się taką?

L.D.: Była, kiedy była na rękę. Gdy była wygodna i ewentualnie korzystna.

A.R.:Trudna sprawa ta przyjaźń, ilu można mieć przyjaciół w życiu?

L.D.: A kto powiedział, że prosta? Myślę, że to już jest fantastycznie, jak jest jeden. Czasem jest ktoś, czasami są to tylko domniemania. To też nienajgorsza wersja. Bo choć nadzieja jest… Ale nie wierzę, że można mieć wielu przyjaciół.

A.R.:Jesteś odpowiedzialny za różę, którą oswoiłeś...

L.D.: Tak. Podlewaj ją ileś razy i doglądaj ileś razy...

A.R.:Teraz nastał czas „znajomości”, którymi ludzie się licytują na portalach społecznościowych...

L.D.: To ma niewiele wspólnego z przyjaźnią, która wymaga czułości, poświęcenia, intymności, uwagi. Nasza pojemność też jest ograniczona. Bardzo dobrze jest być otwartym na wszystkie dobre przejawy, ale nie można się rozproszyć na zbytek znajomości. Bo przyjaźń wymaga czasu i pielęgnacji.

A.R.:Czyli, jeśli znajdziemy jednego przyjaciela na całe życie, to już jest dobrze?

L.D.: To jest życie wygrane, o każdej porze. Miałem takiego. Niestety nie żyje już. Ale myślę, że to był ktoś, kto mnie znał, powiedziałbym – od fizyki po psychikę. I z pełnym wybaczeniem całej mojej jakości. Myślę, że o każdej porze dnia i nocy mógłbym nacisnąć guzik z sygnałem, że jestem w potrzebie i nie zawiódłbym się. Nie wiem, czy ja byłem wystarczający w tej symetrii.

A.R.:Dzisiaj już coraz trudniej o taką relację. Mówią o tym nie tylko badania, o których wspomniałem. Doświadczenie z konfesjonału również to potwierdza. Z jednej strony niezdolność wchodzenia w relację, bardzo przeróżne poranienia, ograniczenia, a z drugiej – nieumiejętność dbania, troszczenia się o innych. To jedno z częściej zadawanych przeze mnie pytań: „Czy ma pan/pani przyjaciół/przyjaciela?”. Osobę, której można powiedzieć dokładnie wszystko, a jednocześnie, której daje się prawo „mieszania się do mojego życia”, bo jej na mnie zależy? To są najwspanialsze słowa, jakie można w życiu usłyszeć...

L.D.: Prawdziwy przyjaciel nie „miesza się” w życie w sposób kategoryczny. On po prostu jest uważny. Ale powinien mieć prawo powiedzenia prawdy, wygarnięcia jej: „Postąpisz jak zechcesz, ale powiem ci, co myślę”.

A.R.:Zwykle mamy przed tym opory, zatrzymujemy się w pewnym momencie.

L.D.: Tak, bo wstrzymują nas tzw. przyjęte formy. Bo to nie jest mój interes...

A.R.:Jesteśmy znajomymi w mniejszym lub większym stopniu. Pewne słowa mogą być różnie wypowiedziane... Ale chodzi o sens. O to, że wiem, iż tobie chodzi o moje dobro. I będziesz mówić to, co jest w najszczerszym twoim przekonaniu prawdą, a ja wiem, że…

L.D.: [...] że twoją intencją nie jest jakiś podejrzany interes, czy jakaś podskórna chęć zysku, chęć uczynienia przykrości…

A.R.:Dla mnie przyjaciele to jest coś ogromnie ważnego. Nawet gdy chodzi o to współmyślenie, zdobywanie jakiegoś dystansu.

L.D.: To nas zmusza do koncentracji myślenia, do wysiłku, którego być może nie chciałoby się nam zadawać sobie, ale jednak – choćby taka rozmowa jak w tym momencie – zmusza człowieka do określenia motywów swojego postępowania, swoich wyborów...

A.R.:Przyjaciół zatem warto mieć...

L.D.: Chyba już to powiedziałem, że jeden to już wygrane życie!

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...