Odnaleźć ukryty sens

W drodze 2/2011 W drodze 2/2011

Jeśli ktoś nie umie przyjmować uczuć negatywnych, to będzie miał kłopot z uczuciami pozytywnymi albo przeżyje je powierzchownie i nigdy nie doświadczy radości czy zadowolenia z siebie

 

Zakłada ksiądz, że zakochany człowiek rozumie to uczucie. A przecież ono jest spontaniczne i wywraca świat do góry nogami. Potrafimy je ładnie opakować i rozgrzeszyć się, wierząc w to, że oto przyszła prawdziwa miłość, przeznaczenie, dar od Boga.

Właśnie to jest powodem tragedii międzyludzkich. Ludzie robią coś, czego potem żałują. Dochodzi do rozbicia małżeństw, odejść z kapłaństwa, porzucenia zakonu. Po jakimś czasie pojawia się refleksja, że nie zrozumiało się tego uczucia, a można było postąpić inaczej. To prawda, że w wypadku niektórych uczuć, na przykład zakochania, które nie może być spełnione, gdy jest się w trwałym związku, bardzo trudno o zrozumienie jego sensu. Dlatego warto wówczas szukać pomocy u kogoś z zewnątrz. Tam, gdzie nie jesteśmy silni, mamy być mądrzy. Tak jak Odyseusz, który poprosił o pomoc swoich towarzyszy, bo wiedział, że sam sobie nie poradzi. Żeby wytrwać w dobrej decyzji, potrzebujemy wsparcia. Odyseusz nie był sam.

Jeżeli żonaty mężczyzna czy ksiądz zakochuje się w jakiejś kobiecie i zostanie z tym sam, zginie. W tym sensie uczucia wołają o dialogiczność i w tym przypadku to jest ich podstawowe przesłanie – nie bądź sam, rozmawiaj.

Przy tym warto pamiętać, że każde uczucie pojawia się dla naszego rozwoju. I nie dzieje się to przypadkowo. Dzięki niemu mogę wiele zyskać. Zakochanie, którego nie będzie można zrealizować w związku, jest niezwykle bogate i ma niezwykły potencjał rozwojowy. Można śpiewać Te Deum laudamus na dowód odkrycia, ile dobroci jest w tym uczuciu. Bądźmy poważni. Gdybym miał tyle żon, ile razy byłem zakochany, to nie mielibyście gdzie tutaj usiąść.

W takim razie, jak dobrze przeżyć takie zakochanie, bo najczęściej traktuje się je ucieczkowo?

Raczej lękowo. Założenie oparte na fałszywej intelektualnej przesłance jest takie, że zakochanie jest po to, by zbudować trwały związek. Jeżeli kierujemy się takim nieprawdziwym przesłaniem, to nie mamy o czym rozmawiać.

Zakochanie zdarza się ludziom kilka razu w życiu, nawet jeżeli mają żony i mężów, są kapłanami czy zakonnicami. Powiem więcej: w pewnym sensie powinno się zdarzyć.

Jak to powinno się zdarzyć?!

Mówiąc ogólnie, chodzi o uszlachetnienie człowieka, uwrażliwienie go na obecność drugiego po to, żeby mógł pogłębić wybraną formę miłości. To, co chciałbym dać osobie, w której się zakochałem, angażuję w rzeczywistość, którą już wybrałem, a która z czasem stała się sztywna i potrzebuje oczyszczenia. Analizuję, czego brakuje mi w małżeństwie czy w kapłaństwie i co odnajduję jednocześnie w tym uczuciu, które mi się przytrafiło.

Kapłan który się zakochuje, naturalnie chciałby więcej czasu spędzać z jakąś kobietą. Może się zdarzyć, że to doświadczenie pozwala mu odkryć, że tak naprawdę nie ma prawie żadnych relacji z ludźmi, że jest ciągle zapracowany. Funkcjonuje jak dzielny rycerz Ivanhoe. Zbroja, i do boju! Tylko jak można się przytulić do księdza w zbroi? Takiemu księdzu trzeba postawić pytanie o to, gdzie ma swoich przyjaciół? Czy chce się z kimś spotkać? Jeżeli ciągle coś z siebie daje, nie nawiązuje żadnych więzi ani żadnej przyjaźni i nie ma dla siebie czasu, to zakochanie może być dla niego ratunkiem żeby nie umarł i nie zdziwaczał. Może pokazać jego wielki głód emocjonalny i przeprowadzić remanent w tej formie miłości, którą wybrał.

Kobiety czy mężczyźni, w których się zakochujemy, pozostając jednocześnie w relacjach będących naszym życiowym wyborem, są raczej impulsem do zmiany, a nie przeznaczeniem. Możemy być wdzięczni, że spotykamy takie osoby, ponieważ dzięki nim pojawia się uczucie. Może właśnie po to, byśmy wyszli poza swój egoizm i zatęsknili na nowo za czymś, co dawno wyblakło – za jakąś intymnością, bliskością. To nie przypadek, że najczęściej zakochują się ludzie, którzy zaniedbują swoje podstawowe więzi i są bardzo wygłodzeni emocjonalnie – i w kapłaństwie, i w małżeństwie.

Bezradność też ma swoje dobre strony? Często mamy z nią kłopot.

Bezradność pokazuje, że człowiek nie jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Narcystyczne poczucie własnej wartości jest formą głębokiej niedojrzałości, bo wielu rzeczy tak zwyczajnie nie rozumiemy i nie umiemy. Moje pięć chlebów i dwie ryby nie wystarczą, żeby zaspokoić tłumy. Tym tłumem może być konfesjonał, moja sala wykładowa, moja rodzina. Jeśli tego nie widzę, to jestem niedojrzały.

W naszej kulturze jest bardzo dużo pychy i takiej dziwnej zaradności. Proszę zauważyć, jak ludzie ze sobą rozmawiają w programach telewizyjnych, jak są pewni siebie. Nie widać w nich bólu niepewności, na wszystko mają odpowiedź. Ojciec Jacek Salij powiedział niedawno podczas zjazdu egzorcystów w Niepokalanowie, że im lepszy teolog, tym częściej mówi: nie wiem. Bardzo mnie to poruszyło. Myślę, że dobrze przeżyta bezradność pozwala na budowanie lepszych relacji z drugim człowiekiem, bo okazuje się, że muszę zawierzyć Bogu swoje życie. Nie jestem drugim Bogiem. To nie jest tak, że Bóg spotkał Boga i teraz sobie dialogują jak partnerzy. Bez Niego nic nie mogę uczynić. Zupełnie nic.

Czy Bóg ma uczucia?

Biblia pokazuje że Słowo Boga jest rzeczywistością uczuciową. Na kartach Starego czy Nowego Testamentu Bóg daje nam obraz siebie jako postaci uczuciowej. Widzimy na przykład Jezusa, który się gniewa.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| BÓG, UCZUCIA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...