Piotr „Vienio” Więcławski, raper: Chcę ustanawiać swoje decyzje na mocnych filarach. Swoją życiową drogę betonować światłym betonem, a nie czarną magmą, która brudzi sumienie i mąci spokój myślenia.
Tomasz Ponikło: W polskim hip-hopie, zwykle tematy duchowe są nieobecne. Nagrywając utwór „Różnice”, chciałeś przełamać tę barierę. Skąd taka potrzeba?
Piotr „Vienio” Więcławski: Raperzy w większości traktują hip-hop jako rozrywkę. Mnie zależy na tym, żeby pobudzać do myślenia. Widzę poważny problem: podziały religijne, wzajemną niechęć, a nawet nienawiść, śmierć serwowaną w imię Boga – to wielki skandal. Nie łamię żadnego tabu, o tym powszechnie się rozmawia. Opisałem więc uniwersalne zjawisko, które ma miejsce od tysięcy lat.
Inni polscy raperzy też nagrali utwory o wierze, ale nie pozwalają zaufać własnym słowom. Ty jesteś wiarygodny?
Za to, że ludzie mówią jedno, a robią drugie, nie biorę żadnej odpowiedzialności. Tak już bywa, że ci, którzy chcą nam coś ważnego przekazać, często nie stosują się do własnych słów. Nie wiem, czy mnie samego ktoś złapał na hipokryzji. Działam teraz tak, żeby ludzie nie czuli żadnego dysonansu.
Jednak czuć go, słuchając „Etosu”, Twojego pierwszego solowego albumu, i przypominając sobie wcześniejsze nagrania z Molestą. Żałujesz czegoś w swoim dorobku?
Ludzie dojrzewają i się zmieniają. Po czasie rozumieją swoje zachowania sprzed lat, powody poczucia bycia nieszczęśliwym. Ludzie otwarci robią wszystko, żeby usuwać te przeszkody, które odgradzają ich od szczęścia. Moje myślenie zmieniło się diametralnie od debiutanckiej płyty „Skandal” z 1998 r., gdzie były tylko najebka, jointy, alkohol, balanga na osiedlu. Przebyłem ogromną drogę zrozumienia tego, co jest ważne, a co nie. Wtedy zarabiałem kasę i całość przepuszczałem na alkohol i używki. W ogóle nie myślałem, że będę mieć rodzinę, że będę musiał zapracować na dzieci. Że to ja będę musiał być tym Piotrem-Skałą, na którym buduje się dom. Teraz, chociaż jeszcze nie mam rodziny, myślę o tym intensywnie; a czas tak szybko leci... Patrzę na dorastające dzieci mojego kumpla Włodka i widzę, ile już straciłem. Mam połowę życia za sobą, 33 lata. Jaki będę, mając 66?
A jakiego chciałbyś zobaczyć?
Z rodziną. Człowiek bez dzieci jest niekompletny. Posiadam ten sam zapisany w nas głęboko obowiązek ludzki: miłość, którą dostałeś, musisz przelać dalej na potomka, zamknąć koło swojego życia. Rodzina jest najważniejsza we wszystkim, co robisz, bo w niej czujesz się bezpiecznie, masz oparcie. Poza tym, komu podaruję swoje płyty winylowe zbierane tyle lat?
Pamiętam, że sam jako nastoletni punk-rockowiec dawałem rodzicom popalić: noce poza domem, izby wytrzeźwień. Może późno zacząłem dojrzewać do etosu prawdziwej rodziny, rozumieć, że matka i ojciec dali mi miłość, wszystko to, czym teraz dysponuję: wychowanie, motywacje, wartości, które tak naprawdę prowadzą do szczęścia, jak uczciwość, prawość, brak złorzeczenia innym – nigdy nie było w moim domu zemsty; nie noszę w sobie takiego zła. A widzę, że ono jest w wielu ludziach nawet z mojego otoczenia. To nie tylko rozbite rodziny patologizują dzieci, bo są przecież świetne i miłosierne osoby z domu dziecka, gdzie miłości w ogóle nie było.
Zdałem sobie też sprawę z tego, że będę już starszym tatą. Ale lepiej, żebym do tego dorósł. Nie chcę zakładać rodziny w pędzie na łeb, na szyję. Moja Paulina jest młodsza ode mnie o dziesięć lat. Chcę, żeby skończyła studia, a może jeszcze ja sam pójdę na studia, nie spaliłem żadnych mostów i taki mam plan...
„Różnice” mówią o „pseudowiernych, którzy obrażają Boga”. Wiara jest Twoją osobistą sprawą, czy tylko obserwujesz i komentujesz?
Wiara jest we mnie, raduje mnie, inspiruje. Ale myślę o niej szeroko: ona jest w każdym, kto szuka dobra. Religie tworzą kręgosłup moralny świata. Nawet człowiek niewierzący musi liczyć się z tym, że mechanizm dekalogu go nie ominie, bo jest uniwersalny: jeśli zabije, sumienie zacznie działać. Jako ludzie jesteśmy wyposażeni w te same atrybuty i musimy sobie pozwolić zapracować na szczęście.
Bo wiara to moim zdaniem także szczęście: stan umysłu, świadomości, sposób, w jaki wszystko postrzegasz. Jedziesz samochodem, gość zajeżdża ci drogę. Klniesz na niego? Pewnie łapiesz się na tym tak samo jak ja, ale musisz wiedzieć, jak działają emocje, zapanować nad tym. Jeśli w Kościele katolickim nie znajdujesz odpowiedzi na swoje trudności, wystarczy zerknąć gdzie indziej, szukać może w innym Kościele, a może w buddyzmie.
A Ty gdzie szukasz?
We wszystkich źródłach, które działają. Można powiedzieć, że chciałbym być specjalistą od odnajdywania tego, co wspólne – bo wiara to wielka masa światła, która jest dla wszystkich.
Jesteś katolikiem?
Jestem, choć stanowczo oddzielam wiarę od zbrukanej instytucji kościelnej. Ale też nie mogę i nie chcę postrzegać Kościoła ani przez wojny krzyżowe, ani przez księży pedofili. To instytucja, która ma dwa tysiące lat, wszystko jest do zrozumienia, człowiek popełnia błędy, a kapłani to nie aniołowie, tylko ludzie. Sam poznałem lata temu księdza, który był tak cudowny, że postanowiłem nagrać o nim film dokumentalny. Potem okazało się, że nici z jego celibatu, że narkotyki, wreszcie, że złapali go z dziewczynami i wydalili z Kościoła (i dobrze, bo zepsute jabłka trzeba szybko usuwać z podwórka). Ale to mnie trochę rozbiło.
W moim zespole wciąż prowadzimy teologiczne rozmowy, mam kumpli buddystów, muzułmanów. Wiem po nich, że człowieka nie wolno religijnie indoktrynować. Jak nie pasujesz do układanki, nie wklejaj się w nią; jak pasujesz, to fajnie, bo będzie ci dobrze. Ja sam nie chodzę teraz do kościoła, może próbuję tworzyć własną układankę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.