Rozpoczęta na terapii praca nad sobą wciąż trwa i jest to bardzo ciężka praca. Są momenty, kiedy wydaje mi się, że trudne wspomnienia już tak nie bolą, jak kiedyś. Wystarczy jednak moment – jakiś głos, czyjś dotyk, podobna sylwetka, coś, co przypomina tamtego człowieka, czy sytuację – i znowu ogarnia mnie paraliż, i nie wiem, co robić.
Orłowska
O tak, to właśnie taka historia! Najpierw przyszedł przekaz pieniężny na dużą, jak dla mnie sumę i kilka dobrych słów. To działo się w czasie, kiedy oskarżyłam księdza i prasa pisała o całym zajściu. Potem były rozmowy telefoniczne. Następnie odwiedziny. Dzięki Darkowi pojechałam na pierwsze w swoim życiu wakacje i pierwszy raz widziałam góry. W końcu Darek powiedział, że powinnam wyjechać z Mszany i on proponuje, że kupi mi mieszkanie w Rzeszowie. Na to ja natychmiast zapytałam, co będę musiała zrobić w zamian. Nauczona byłam, że nie ma nic za darmo. Trzy razy zadawałam to pytanie. On nie bardzo wiedział, o co mi chodzi, w końcu powiedział: „Zrozum, że chcę ci pomóc”. O, tak sobie chciał mi pomóc!
Myślałam, że kiedy Darek pomoże mi rozpocząć to nowe życie w Rzeszowie, nasz kontakt się urwie. A my utrzymujemy go do dzisiaj, traktuję go jak brata, mogę w każdej chwili na niego liczyć. Kiedy praca w firmie sprzątającej okazała się za ciężka, znalazł mi posadę w banku. Ale ja muszę być w ruchu, moje nerwy nie pozwalają mi usiedzieć w miejscu, więc wróciłam do sprzątania. Niedawno miałam mały wypadek i teraz noga wymaga leczenia, Darek znalazł mi w Rzeszowie dobrego specjalistę. I on to wszystko robi zupełnie bezinteresownie. Gdyby jego nie było, nie dałabym rady. Mieszkanie, dwuletnia terapia w Warszawie, którą opłacał… Mnie przecież nie było na to stać. To wspaniały człowiek, jego pojawienie się w moim życiu to cud Boży
Jabłońska
Wierzy Pani w Boga?
Orłowska
Tak, wierzę. Również w to, że On działa cuda.
Jabłońska
A nie ma Pani do Boga żalu, że tyle jest bólu i trudu w Pani życiu?
Orłowska
Teraz już nie, ale wcześniej tego żalu było sporo. Kłóciłam się z Bogiem, dlaczego musiałam przez to wszystko przejść – być ofiarą chorego na pedofilię księdza, dlaczego nie miałam troszczących się o swoje dzieci rodziców, normalnej rodziny. I dlaczego musiałam znosić tyle upokorzeń od ludzi, tylko dlatego, że postanowiłam wyznać prawdę o tym, co się działo na plebanii w Tylawie. Dzisiaj już wiem, że wiara mi bardzo pomogła, że Bóg opiekuje się mną. Co i rusz miałam i mam tego znaki. Kiedy jest mi trudno, modlę się i rozmawiam z Bogiem, to mnie uspakaja, pozwala zobaczyć, że sytuacja nie jest może tak beznadziejna, jak się na początku wydawało, i znaleźć jakieś rozwiązanie. No i ci ludzie, od których doświadczyłam tak wiele dobra – oni też, myślę, są od Boga.
Jabłońska
A Kościół? Wierzy Pani w Kościół?
Orłowska
Wierzę w Boga, ale wciąż trudno mi chodzić do kościoła. Próbowałam, w Rzeszowie bardzo podoba mi się u saletynów. Lubię słuchać tam kazań, są o ważnych życiowych sprawach, a nie o polityce. Ale jeśli już zdarzy mi się być w kościele, zawsze zostaję na zewnątrz, żeby nie widzieć księdza. Nie mogę się pozbyć myśli: on teraz tak pięknie mówi, a wyjdzie i zrobi coś innego. Nie chcę tak myśleć, odganiam te myśli, ale one ciągle do mnie wracają. A przecież wiem, że jest wielu dobrych księży. Jednym z nich jest ks. prof. Józef Krasiński. Kiedy o Tylawie było głośno, ks. Krasiński przyjechał do mnie niezapowiedziany z Sandomierza, żeby mnie wesprzeć. Dziwiłam się, a on żartował, że to dobre miejsce na spacer i przy okazji postanowił mnie odwiedzić. I tak to trwa do dziś. Przynajmniej raz w roku mnie odwiedza. On mi bardzo pomógł. Modlił się za mnie, żeby Bóg dał mi siły. Wtedy, kiedy przyjechał pierwszy raz, powiedział, że mnie podziwia. To było bardzo ważne dla mnie, którą wyzywano i poniżano.
Jabłońska
A dzieci – czy po Pani doświadczeniach nie odwróciły się od Kościoła?
Orłowska
Dzieci chodzą do kościoła i – jak mi się wydaje – wynika to z ich wiary.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.