Stracić, żeby już nie musieć

W drodze 3/2014 W drodze 3/2014

Pytanie o ascezę odsyła nas do pytania o naszą wolność. Każde „muszę” jest zaprzeczeniem wolności. Wyrzekam się pewnych rzeczy, żeby stać się wolnym.

 

DOMINIK JARCZEWSKI OP: Dlaczego mam się czegoś wyrzekać?

LEON KNABIT OSB: Żeby być normalnym. Niczym nieograniczony wzrost prowadzi do karykatury. Wyrzekam się jednej rzeczy po to, żeby mieć inną. Wyrzekam się też, żeby uniknąć natłoku. Im więcej obejmujesz, tym słabiej trzymasz. Jeśli obejmiesz mniej, to owo mniej trzymasz mocniej. Ma to szczególne znaczenie w życiu duchowym. Bóg jest bytem prostym. A zatem droga do Niego polega na uproszczeniu.

I na pozbyciu się tego wszystkiego, co Go przesłania?

Tak. U świętego Jana czytamy, że „światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”. Bardzo często myślimy, że tym, co zagraża światłu, są przede wszystkim mrok i ciemność. A to wcale nie jest najgorsze, co nam się może przydarzyć. Najgorsze są rozmaite złudne światełka. Z Bogiem jest tak, jak ze światłem gwiazd. Obserwował ojciec kiedyś nocne niebo w Krakowie albo w Poznaniu?

Trudno cokolwiek wypatrzeć.

Właśnie! Te wszystkie neony, reklamy, światła samochodów, latarni sprawiają, że zobaczymy może pojedynczą gwiazdę. Ale wystarczy wyjechać z miasta, porzucić te wszystkie światełka, a wówczas rozpościera się nad nami rozgwieżdżone niebo. Z Bogiem jest jak z rozgwieżdżonym niebem: aby Go zobaczyć, trzeba się wyrzec pozornego światła.

Łatwo ojcu mówić. Tu, w Tyńcu, nie tylko widać gwiazdy, ale ma też ojciec ciszę i spokój. To komfort w porównaniu z sytuacją kogoś, kto prowadzi życie zawodowe, ma na utrzymaniu rodzinę, tysiące spraw do załatwienia – nie tylko zagłuszacze, ale i troski, których sobie nie wybiera.

To nie do końca prawda. Owszem, kiedy jestem za klauzurą, mam ciszę i komfort oderwania od świata. Ale z drugiej strony mam bardzo wiele zajęć – wykładów, rekolekcji, konferencji. Zdarzało się, że 200 dni w roku przebywałem poza domem. Mogłem się awanturować, że nie służy to mojej kontemplacji. Tylko że mój komfort nie jest najważniejszą rzeczą na świecie. Jest jakieś dobro, które rozeznają przełożeni, i jestem im posłuszny. Nie mam pretensji do Pana Boga, że tak mało czasu spędziłem wtedy za klauzurą. Dzięki temu lepiej rozumiem ludzi, którzy żyją w ciągłym biegu.

Rozumie ojciec, ale zrozumienie to chyba za mało. Bo wciąż aktualne jest pytanie: jak sobie z tym poradzić?

Oczywiście nie chodzi o to, aby świeccy kopiowali mnichów. Do naszego opactwa przyjeżdża mnóstwo ludzi, aby odbyć rekolekcje: małżeństwa, biznesmeni, starsi i dzieci. Oni nie mają nas naśladować, ale dostosować nasz model życia do swoich realiów. Uchwycić istotę, na przykład wartość modlitwy, i znaleźć dla niej przestrzeń w codzienności. Modlitwa nie ma być w ich życiu kwiatkiem do kożucha, tylko ma być wtopiona w plan dnia. Święty Paweł pisał: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. Wszystko w moim życiu ma być modlitwą, choć oczywiście konieczny jest też wydzielony osobny czas tylko i wyłącznie dla Pana Boga. Choćby troszeczkę.

Jest bardzo wiele dobrych, słusznych i ważnych rzeczy do zrobienia. Może się więc pojawić pokusa, aby w ich imię rezygnować z modlitwy. „Przecież nie robię nic złego”.

Zawsze trzeba szukać właściwej proporcji. Dlatego tak ważna jest równowaga dwóch elementów benedyktyńskiej zasady „módl się i pracuj”. Musi być i jedno, i drugie. Zwłaszcza w zakonach żeńskich zdarzają się przełożone tak zbzikowane na punkcie pracy, że zabijają życie wewnętrzne swoich podopiecznych. Przychodzi do mnie taka młoda zakonnica i mówi, że w świeckim życiu miała więcej czasu na modlitwę niż za klauzurą. Coś tu jest bardzo nie w porządku!

Co w takim wypadku robić? Walczyć?

Przede wszystkim: chcieć. Jeśli ktoś chce znaleźć czas na modlitwę, to ją znajdzie. Bo Jezus pomaga. Od Boga pochodzą święte pragnienia, rady, a potem dobre uczynki. Kolejność nie jest tu bez znaczenia.

Nie sądzi ojciec, że źródło naszego problemu nie tkwi w tym, że mamy dużo rzeczy, ale w tym, że nie potrafimy wybierać? Chcemy mieć wszystko. Boimy się rezygnować.

Trzeba się nauczyć mówić „nie”, kiedy wiemy, że nie damy rady. Wracam do myśli, że im więcej trzymam, tym słabiej obejmuję. Przeciętny człowiek trzyma na ogół za dużo. Nie utrzyma rodziny z jednego etatu, więc łapie drugi. Ale tu pojawia się dylemat: nie ma go w domu, bo od rana do wieczora pracuje, nie widzi żony, dzieci i zaczyna się zastanawiać, czy nie zrezygnować z pewnych rzeczy. Dać dzieciom mniej luksusu, ale za to dać im siebie. I znów pojawia się wyrzeczenie: rezygnacja z pieniędzy na rzecz czasu dla rodziny. Zobaczmy, że tak czy siak musi się czegoś wyrzec. Bo gdy wybiera pracę, to wyrzeka się bycia z dziećmi.

Wielu ludzi pracuje od rana do wieczora nie tylko dlatego, żeby zapewnić rodzinie luksus, ale w ogóle żeby przeżyć. Tu już wybór nie jest aż tak oczywisty.

Wtedy pozostaje już tylko modlitwa o zmianę, a także o łaskę i siłę do sprostania takiej sytuacji i niezagubienie się w tym wszystkim.

Jeszcze innym problemem jest pewien rodzaj łapczywości – nie tylko materialnej, ale i zajęć, zaangażowań. Obserwuję wśród młodych ludzi z mojego duszpasterstwa z jednej strony godny pochwały, ale z drugiej strony niebezpieczny nadaktywizm. Bardzo często kryje się za nim nieumiejętność rezygnacji z niektórych zajęć.

Doskonale rozumiem ten dylemat. Chciałoby się wziąć wszystko, bo wszystko jest dobre i mi służy.

Ale muszę w końcu powiedzieć: To wybieram, a tego – nie. Boimy się nie wybierać, żeby czegoś nie stracić.

„Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”. Chłopak, który pokocha dziewczynę, wybierając ją, traci tysiąc piękniejszych, mądrzejszych i zdolniejszych od niej.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| ASCEZA, POST

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...