Terra incognita

Przegląd Powszechny 4/2010 Przegląd Powszechny 4/2010

Nie wypada krytykować polityki informacyjnej mediów masowych. Sprzeciw budzi jednak to, że każdego dnia zaprasza się nas do oglądania widowiska, w którym społeczne znaczenie schodzi na dalszy plan i które przedstawia się jako samo życie, choć w swojej poetyce przypomina serial telewizyjny.

Ta lista kryteriów medialnej wartości informacji wymagałaby pewnych uzupełnień i dopowiedzeń, dotyczących – przykładowo – rangi poszczególnych czynników i ich wzajemnych powiązań, jak też zależności od typu i zasięgu medium. Nie wchodząc jednak w akademickie rozważania, można wyciągnąć ogólne wnioski: mia­nowicie media masowe przedstawiają to, co ma charakter zdarze­niowy, a nie procesualny (znamienny jest już sam fakt, że mówimy właśnie o „wydarzeniach” mogących stać się informacją). Tymcza­sem życie jednostek i społeczeństw nie jest łańcuchem wydarzeń. Niepokojące jest więc to, że takie zjawiska jak głód czy długotrwałe wojny siłą rzeczy znikają nam z pola widzenia. Ryszard Kapuściński mówił: Pokazuje się tylko niektóre rzeczy, i to w nienormal­nych proporcjach. Na przykład bieda. Oglądając telewizję, mamy prawo myśleć, że na świecie głównym problemem jest terroryzm, różni fundamentaliści, handel narkotykami i wszelka zorganizo­wana przestępczość. To nie jest prawda. Głównym problemem świata jest to, że dwie trzecie ludzkości żyje w biedzie, na pogra­niczu głodu, bez szansy zmiany tego stanu.

Zwykle nie widać jakiejkolwiek dążności do równowagi, jeśli chodzi o wiadomości z różnych części świata. Kula ziemska – może najbardziej ograny motyw w czołówkach serwisów in­formacyjnych – mogłaby być przedstawiana jako terra incogni­ta z wyjątkiem kilku punktów, gdzie stacjonują albo docierają korespondenci i reporterzy. Przekonanie, że świat się skurczył i że nie ruszając się z fotela, dowiemy się, co słychać w tzw. da­lekich krajach – łatwo podważyć. W wielu miejscach Ziemi rozpościerają się gigantyczne terytoria, z których albo nie docierają do nas żadne wiadomości, albo docierają bardzo sporadycznie. Zazwyczaj musi dojść do katastrofy w odległej części świata, by wzbudzić zainteresowanie mediów w części naszej: Wiadomość dramatyczna z oddali jest tyle samo warta, co wiadomość błahsza z sąsiedztwa, bo opór odległości pożera ją po drodze – pi­sze Krzysztof Mroziewicz. – Trzęsienie ziemi w Chinach (pół miliona ofiar), operacja wojskowa iracka czy turecka w wiosce kurdyjskiej (pięć tysięcy ofiar), zamach mafii na Sycylii (pięć ofiar), katastrofa autobusu koło Bratysławy (kilku rannych, ale Polaków) i awantura u sąsiada za ścianą (dwa stłuczone tale­rze) – to mniej więcej ta sama waga na skali znaczeń. Można powiedzieć z pewną dozą cynizmu, że w wiosce globalnej miarą wszechrzeczy jest miara odległości.

Ale zwodniczość „wszechpotężnej” informacji polega także na czymś innym: otóż w lawinie wiadomości trudno odróżnić wiadomość prawdziwą od fałszywej, informację od dezinformacji. Inter­net daje ogromne możliwości, ale grozi dezorientacją (nieweryfikowalność źródeł, efemeryczność i niepewna kontekstualizacja fak­tów). Rozwój mediów masowych (zwłaszcza internetu) sprawił, że w wysoko rozwiniętych technologicznie społeczeństwach informa­cja zyskała wyższy status od wiedzy, że stała się od niej bardziej pożądana. Reporter, który często nie jest specjalistą w dziedzinie, o jakiej mówi, jest słuchany albo czytany przez rzesze odbiorców. Natomiast specjalista rzadko może liczyć na tak duże powodzenie. A coś, co w relacji medialnej jest nieobecne, nie jest luką w wiedzy. Obszary niepojawiające się w serwisach informacyjnych opisuje się w książkach i periodykach.

Nie wypada, oczywiście, zbyt łatwo krytykować polityki infor­macyjnej mediów masowych z racji tego, że wykorzystuje takie jak wyżej kryteria doboru informacji. Bo i one nie wstrzymują wszystkich ważnych wiadomości. Sprzeciw budzi jednak to, że każdego dnia zaprasza się nas do oglądania widowiska, w którym społeczne znaczenie schodzi na dalszy plan i które przedstawia się jako samo życie, choć w swojej poetyce przypomina serial te­lewizyjny.

Dominująca praktyka zwykle uchodzi za wzór do naśladowania. Żeby zmienić stan rzeczy, trzeba by było zmienić myślenie o dziennikarstwie selekcjonerów informacji, poczynając od najwyższych szczebli kontroli redakcyjnej. Opór materii wydaje się jednak zbyt duży: konwencja przekazu informacyjnego i szero­ko pojęte procedury dziennikarsko-instytucjonalne utrwaliły się tak mocno w świadomości zarówno nadawców, jak i odbiorców, że szukanie alternatywy uchodziłoby przypuszczalnie za krótkotrwałą osobliwość. Tarczą ochronną może być dla widzów, słuchaczy czy czytelników – krytycyzm wobec mediów masowych ako źródła wiedzy. Jak pisze Jerzy Olędzki: Już w 1974 r. na XVIII Sesji Konferencji Generalnej UNESCO w Paryżu przyjęto rekomendację mówiącą o konieczności wprowadzenia do wszystkich szkół na świecie specjalnych zajęć, które pomogłyby uczniom samodzielnie dokonywać selekcji i analizy informa­cji przekazywanych przez media.

Autor dziękuje za konsultację merytoryczną pani Iwonie Wyciechowskiej z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW

TOMASZ JĘDRZEJEWSKI, absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycz­nych oraz student Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego.


J. Olędzki, Komunikowanie w świecie: narzędzia, teorie, unormowania, Warsza­wa 2001, s. 18.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...