Kronika trzeciej A

Znak 4/2010 Znak 4/2010

Większość klasowej kroniki zajmują relacje dziewiętnastu chłopców. Mają wówczas po czternaście, piętnaście lat. Ci, którzy opuścili Polskę na początku wojny, znają ją tylko z opowieści rodziców.

Po amnestii wyjechaliśmy wraz z innymi rodzinami do Krasnowocka. W Krasnowocku mnię wraz z dwoma braćmi i z siostrą odesłano do sierocińca. Mama i siostra zostały.

Nasza czwórka pojechała do Persji. W Persji było nieźle. Pamiętam jak na jednym z posiłków dali nam szpinak i wszyscy nie znając tej potrawy wyrzucili go pod stół. Jadąc przez Persję, po górach wiele widziałem pięknych obrazów. Lecz nie mogę ich opisać bo nie pamiętam.

Po wielu dniach podróży zawieziono nas do Indii do Bombayu. Tam było nam tak dobrze jak w raju. Mieszkaliśmy nad morzem. Prawie co dzień siedziałem w wodzie. Nie umiałem pływać więc musiałem siedzieć. Nic specjalnego tam mię nie spotkało, tylko to że raz dostałem po głowie od Indusa kokosem.

*

Z początków wojennej tułaczki Krzysztof Miłoszewski pamięta niewiele. We wrześniu 1939 roku miał dwa i pół roku. To, co opisał w szkolnej kronice, usłyszał od rodziców.

Pierwszym obrazkiem, jaki pamięta, jest bożonarodzeniowa choinka. Stała w kącie hotelu w Sofii. Musiał być grudzień 1939 roku albo styczeń 1940. Choinka sięgała prawie sufitu. Gdy któregoś ranka mały Krzyś zobaczył ją, zerwał się z łóżka i zaczął tańczyć wokół niej.

Co jeszcze pamięta? Huśtającą się lampę na suficie i huk przeszywający powietrze. Strasznie się bał. O tym, że było to lekkie trzęsienie ziemi, które nawiedziło Sofię, powiedziała mu później matka. Ze Stambułu zapamiętał widok delfinów wyskakujących w górę z granatowego morza.

– To są takie migawki, które do dziś mam przed oczyma – mówi. – Miałem szczęśliwie dzieciństwo, bo rodzice chronili nas od złych rzeczy.

*

Ze wspomnień Romualda Kubisza:

Gdy przyszła wieść, że mamy jechać do Persji za Wojskiem, wśród Polaków zapanowała szalona radość, tak jakby już skończyła się nasza wędrówka. Lecz jeszcze ona się nie skończyła. Przyjechaliśmy do Persji do Teheranu. Tu było o wiele lepiej niż w Rosji. Bo co najważniejsze to było co jeść i było ciepło.

Z tąd czyli Teheranu porozjeżdżaliśmy się po świecie nie z własnej woli lecz z konieczności. Tak chciał los. Ja z rodziną czyli moją Mamą siostrą Danką i bratem bliźniakiem Krzyśkiem pojechaliśmy do Indii do Karachi. Tu jednak byliśmy dość krótko bo oto wyjeżdżamy. Ale dokąd? Do Afryki.

W Afryce zamieszkałem w osiedlu Polskim Massindi przy ulicy Ułańskiej leżącej bardzo blisko dżungli i słoniowej trawy. Raz dowiedziałem się, że Murzyni mają podpalić słoniową trawę. Bardzo się z tego ucieszyłem bo po spaleniu trawy będę mógł pójść na pieprzaki. Pieprzaki były to czerwone owoce mające ziarnka podobne do pieprzu.

Istotnie na drugi dzień niewidzialną ręką podpalona trawa zaczęła się palić. Ku niebu wzlatywały chmury czarnego dymu a na ziemi szalało morze ognia. Piękny i straszny równocześnie to był widok. Lecz niestety, trwał tylko pół dnia. Jeszcze ziemia była gorąca a już poszliśmy na pieprzaki. Połów udał się nam.

W roku 1947 piorun zabija moją Mamę pełniącą służbę w szpitalu. Był to wielki cios dla nas. Zostałem z siostrą, z bratem, sam w Afryce.

*

Gorąca sierpniowa niedziela 2000 roku. Krzysztof Miłoszewski przyjeżdża z żoną Krystyną (też dziecko polskich emigrantów) po raz pierwszy do Polski. Chce zobaczyć Warszawę, którą zna z opowieści rodziców i ze starych fotografii.

Zamieszkali w Bristolu. Nie ze snobizmu. Przed wojną Zdzisław Miłoszewski przyjmował tam dziennikarzy. – Chciałem pochodzić korytarzami, którymi kiedyś tata chodził – tłumaczy pan Krzysztof.

Warszawiacy wspominali akurat powstanie. W archikatedrze Świętego Jana była msza święta za obrońców Starówki. Krzysztof i Krystyna byli w kościele. –  naszą wspólną rocznicę przeżyliśmy patriotycznie – mówi Miłoszewski.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...