Większość klasowej kroniki zajmują relacje dziewiętnastu chłopców. Mają wówczas po czternaście, piętnaście lat. Ci, którzy opuścili Polskę na początku wojny, znają ją tylko z opowieści rodziców.
Po wojnie marianie nabyli posiadłość z XVII-wiecznym pałacem w Fawley Court nad Tamizą, niedaleko Londynu. Jarzębowski założył tam Kolegium Bożego Miłosierdzia – szkołę dla polskich chłopców.
Ze zbiorów, które wywiózł z Polski i z którymi w czasie wojny tułał się po świecie, utworzył muzeum poloników. Zgromadził historyczną białą broń, rzeźby, tkaniny artystyczne, medale, malarstwo, starodruki. Jedną z najcenniejszych pamiątek były okulary Romualda Traugutta, ostatniego dyktatora powstania styczniowego.
Jarzębowski zmarł w 1964 roku. Dwa lata temu księża marianie sprowadzili zbiory do Lichenia. Wśród eksponatów była kronika klasy trzeciej A z Bottisham.
*
Ze wspomnień Tadeusza Cymbaluka:
Po kilku dniach wysiedliśmy w Uzbekistanie, na ziemi która w niedolach narodu Polskiego wyryła nie zatarty znak cierpienia. Pociągami naprawdę jak nie ludzi, lecz bydło rozwożono nas do miejscowości gdzie tysiące dzieci i dorosłych synów i córek Polski pozostało na wieki. Tam głód dawał się nam we znaki.
Kolejki za kawałkiem chleba czekały po parę godzin i nawet czasem z pustymi rękoma, ze łzami w oczach wracali ludzie do swoich lepianek. Mamusia sprzedała maszynę do szycia naprawdę za bezcen lecz i trochę kartofli i chleba co za nią dostała wielce przydały się nam i naszym współtowarzyszom niedoli. Na szczęście nie długo bawiliśmy w Uzbekistanie.
Z nadzieją lepszej nieco doli jechaliśmy do Archangielska. Podczas podróży zdarzały się straszne nieraz sceny naprzykład widok matki wyrywającej sobie włosy za dzieckiem które umarło z głodu.
Do śmierci nie zapomnę chwili gdy będąc z mamusią nad strumieniem zobaczyłem płynącą skórkę chleba. Biegłem za nią długo i musiałem z płaczem wrócić gdyż nie zdołałem jej złowić. Jednego dnia Tatuś przyniósł worek. Ciekawi byliśmy co on zawiera. Tatuś wyciągnął polski mundur który dostał w wojsku do którego wstąpił.
*
Ładne, równe, wykaligrafowane niebieskim atramentem pismo. „Nie rozumiałem dlaczego, po co i dokąd jechaliśmy, gdy dnia piątego września 1939 roku opuszczaliśmy Warszawę”, rozpoczął wspomnienia Krzysztof Miłoszewski.
Ojciec opowiadał mu potem, że rozkaz ewakuacji przyszedł nagle. Do Rumunii jechali autokarami. W czasie nalotów kryli się w rowach. „Mama nakrywała swoim ciałem mnie, a tato Zbyszka”, wspomina Miłoszewski.
Rozmawiamy w Licheniu siedemdziesiąt lat później. Też jest początek września. Miłoszewski w skupieniu przewraca pożółkłe kartki szkolnej kroniki. Nie widział jej ponad pół wieku. Nawet nie miał pojęcia, że się zachowała. O tym, że jest, dowiedział się kilka miesięcy wcześniej z artykułu w emigracyjnym „Dzienniku Polskim”. Irena Wawrzyniak napisała tam o licheńskiej wystawie.
Na pierwszej stronie wspomnień Miłoszewski wkleił legitymacyjne zdjęcie. Z czarno-białej fotografii spogląda kilkunastoletni młodzieniec z lekkim śmiechem i bujnymi czarnymi włosami. Dziś szpakowaty. Ale uśmiech ten sam.
Kilka kartek dalej zrobiona własnoręcznie z pergaminu mapa Europy. Na niej czarna linia biegnie od Warszawy przez Bukareszt, Sofię, Stambuł, Hajfę,Jerozolimę, Gibraltar, Plymouth, Hull aż do Londynu. To trasa wojennej tułaczki Miłoszewskich. „Wędrówka moja była długa i mozolna. Jadąc przez wiele państw dojrzewałem powoli aż dojechałem do Anglii, gdzie stałem się chłopcem młodym i samodzielnym”, napisał gimnazjalista pod mapą.
Dziś nie pamięta, że ją robił. Gdy pokazujemy mu stronicę z wklejonym pergaminem i wypisanymi wersalikami nazwami miast, nie ma wątpliwości. – Tak, to moje pismo.
*
Ze wspomnień Wincentego Opałki:
Mając cztery lata w roku 1940 zostałem wywieziony z Polski do Uzbekistanu w Rosji. Mieliśmy tam bardzo ciężkie życie. Mama musiała pracować na nas by zarobić trochę chleba. Pamiętam ten dzień w którym mama moja zachorowała. Była to późna jesień. Późnym wieczorem przyszła mama z pracy. Była blada i zmęczona. Poszła szybko spać nic nie jedząc. Na drugi dzień już nie mogła wstać. Najstarsza siostra poszła za nią do pracy.
Wreszcie przyszedł dzień w którym wywieziono nas dalej. Wieziono nas jak bydło które nie wie gdzie jedzie, w najgorszych jakie można sobie wyobrazić warunkach. Była to najgorsza podróż w moim życiu. Właśnie wtedy straciłem ojca. Będąc małym nie rozumiałem bardzo co to jest stracić ojca. Lecz teraz wiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.