Kronika trzeciej A

Znak 4/2010 Znak 4/2010

Większość klasowej kroniki zajmują relacje dziewiętnastu chłopców. Mają wówczas po czternaście, piętnaście lat. Ci, którzy opuścili Polskę na początku wojny, znają ją tylko z opowieści rodziców.

Odwiedził rodzinny Żoliborz. Był u Stanisława Kostki, gdzie został ochrzczony. Widział grób księdza Jerzego.

Wywiózł dobre wrażenia. Potem przyjechał jeszcze kilka razy. Był w Krakowie, Zakopanem, Wadowicach, Poznaniu, Gliwicach. Czy nie był rozczarowany? – Nie przyjeżdżam szukać konfrontacji z moimi wyobrażeniami o Polsce.

*

Ze wspomnień Andrzeja Agopsowicza:

Włochy witają mnie dziwnie. Oto z daleka widzę wielką kopcącą górę. Jest to Wezuwiusz. Potem wpływamy w sławny port Neapol. Mieszkaliśmy parę dni w Aversa, niedaleko Neapolu później w obozie Barletta niedaleko Barii.

Pewnego dnia w Barllecie, gdy bawiłem się na podłodze wszedł do pokoju jakiś nieznany mi mężczyzna. Matka się zerwała z miejsca i z wielką radością rzuciła mu się na szyję.  Był to mój ojciec. Niechciałem się z ojcem rozstać ani na sekundę. Chodziłem za nim jak cień.

*

Dłużyły się dni do tej przełomowej daty w historii naszej klasy. Liczyliśmy każdy dzień. Niektórzy rano zamiast dzień dobry mówili sobie: „Jeszcze cztery dni… jeszcze dwa… to już jutro… wreszcie!!!”.

Ten zapis też znalazł się w klasowej kronice. Mowa o zabawie, na którą gimnazjalistów z trzeciej A zaprosiły koleżanki z żeńskiego gimnazjum polskiego w Diddington. Zabawę opisał Krzysztof Miłoszewski. Barwna relacja zajmuje ponad trzy strony. Pięćdziesiąt siedem lat temu pisał:

W towarzystwie czarujących koleżanek czas minął nam bardzo prędko, a to najlepszy dowód, że minął przyjemnie. Nie spostrzegliśmy, jak się to stało a już trzeba było się żegnać. Nie było rady. Żegnanie się, szukanie płaszczy i  wychodzenie z „balowej sali” trwało razem pół godziny. Autobusy już czekały. Wsiedliśmy i żegnani machaniem rąk i gorącymi spojrzeniami opuściliśmy Diddington. (…) Niejeden z nas obudziwszy się w niedzielę rano pomyślał sobie: „Jaki ładny miałem sen!” Ale nagle wzrok jego padł na powieszony starannie nad łóżkiem kotylion. Przetarł oczy raz, drugi… uśmiechnął się tajemniczo… i zasnął.

*

Pod koniec kroniki rozdział: „Czym będę w życiu?”. Nastoletni chłopcy snują plany na przyszłość. Każdy marzy o skończeniu studiów.

Romuald Kubisz napisał: „Chciałbym studiować historię ponieważ ciekawi mnie to jak dawniej ludzie żyli”. Udało mu się. Skończył historię i był nauczycielem w Kanadzie.

Krzysztof Miłoszewski marzył o psychologii. Poszedł na medycynę; do emerytury będzie pracował w klinice.

Inny kolega z klasy, Krzysztof Berdowski, pisał: „Chciałbym być inżynierem”. Marzenie się nie spełniło. 4 sierpnia 1953 roku utonął w jeziorze podczas obozu harcerskiego. W kronice są nekrologi i artykuły o tragicznym wypadku z „Dziennika Polskiego”.

*

Ze wspomnień Mariana Jagielskiego:

Droga do Wielkiej Brytanii była przyjemna i trwała trzy tygodnie. Z Libanu autobusami wyjechaliśmy w nocy, gdyż obawiano się napadu Żydów (trwała wojna arabsko-żydowska – przyp. S.Z.). W strachu, ale szczęśliwie i bez wypadków przyjechaliśmy do Egiptu. Tam byłem przez trzy miesiące mieszkając przy wojsku. Mieszkaliśmy w namiotach. Bardzo często, a przeważnie w nocy hawayngi czyli takie zadymki piaszczyste, które zasypywały nieraz i unosiły całe namioty ze sobą.

Nad ranem, gdy się przebudzimy leżymy w piasku, ale mokrym, gdyż po takiej wichurze pada strasznie ulewny deszcz. Z rana mamy robotę, gdyż trzeba naciągać sznury namiotów i oczyszczać cały namiot z piasku.

Drugim taki nieprzyjemnym zjawiskiem były sępy. W czasie obiadu zbierały się koło kuchni i krążyły czekając na obiad. Raz niosłem mięso i nie wiedziałem co to znaczy, że te sępy tak nisko, prawie nademną latają. Aż tu w pewnej chwili coś mnie uderzyło po ramieniu potem po rękach i mięsa wraz z ziemniakami nie ma. Patrzę do góry, a to sępy już się biją o mój obiad.

*

Krzysztof Miłoszewski mówi, że do dziś jest wygnańcem. W Polsce czuje się jak turysta. Nie ma tu swoich ulubionych zakątków, nie ma wspomnień. W Anglii też nie jest u siebie. To wciąż obcy kraj, w którym przyszło mu żyć. – Nigdzie nie mam swojego miejsca na ziemi.

*

Z dziewiętnastu gimnazjalistów kilku nie żyje. Większość została w Anglii. Niektórzy wyjechali do Australii i Kanady. Do Polski nikt na stałe nie wrócił.

We wspomnieniach gimnazjalistów zachowano oryginalną pisownię i interpunkcję. Wystawę Jakaż piękna musi być Polska. Wojenna tułaczka Polaków 1939–1948 otwarto w bazylice w Licheniu w roku 2009. Na wiosnę tego roku będzie można ją oglądać ponownie.

STANISŁAW ZASADA, dziennikarz freelancer.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...