Szukany tag:
uporządkuj wyniki:
Od najnowszego do najstarszego » | Od najstarszego do najnowszego
Wyszukujesz w serwisie prasa.wiara.pl
wyszukaj we wszystkich serwisach wiara.pl » | wybierz inny serwis »
Dobiegł końca pewien proces dziejowy. A może lepiej: zakończył się jeden z jego etapów. Wołanie: Santo subito stało się faktem. W niedzielę, 1 maja 2011 r., półtora miliona ludzi w Rzymie, setki milionów przed telewizorami i telebimami na całym świecie mogły być świadkami długo oczekiwanego wydarzenia.
Nazajutrz po ogłoszeniu dekretu o tym, że Ojciec Święty będzie błogosławionym, ks. abp Piero Marini powiedział do mnie: „Wiesz, Konrad, jeśli Jan Paweł II jest święty, to chyba trochę tej świętości przeszło na nas”. Ogłoszenie formuły to tylko ukoronowanie całego procesu, który zapoczątkował w nas sam Jan Paweł II – procesu świętości.
Najważniejsze to nauczyć ludzi myśleć. Ksiądz Karol Wojtyła zabierał młodzież w góry. Tam, oderwanych od wszelkich środków przekazu – żadnych komórek, żadnego radio, żadnej telewizji – zachęcał: zastanów się skąd się wziąłeś, dokąd zmierzasz. Po co tu jesteś? Używaj rozumu człowieku.
Przed wiekiem XX zdecydowanie łatwiej było zostać świętym, będąc pobożnym mnichem lub cnotliwą zakonnicą. Ewentualnie dziewicą – męczennicą albo niewinnym dzieckiem. Małżonkowie? O ich świętości mówiono głównie wtedy, gdy na koniec życia wdowieli i zamykali się w klasztorach lub pozostając w świecie, składali śluby czystości.
Jestem oryginałem, niepowtarzalną istotą i muszę czym prędzej wziąć odpowiedzialność za siebie. Być sobą, akceptować siebie – to zarazem zaszczyt, duma, ale i trud!
Wszyscy jesteśmy plemieniem wybranym, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym
Rozpoznawanie woli Bożej oznacza poszukiwanie. Taka jest konsekwencja naszej niedoskonałej natury. Jezus wie o tym, dlatego nie wymaga, by zawsze była w nas, na zawołanie, na pierwszy odruch naszych myśli, nieomylna wiedza i pewność, jak zadecydować. Jezus zadał nam trud poszukiwania. Ważne, byśmy to sobie dobrze uświadomili.
Na zdjęciu dwóch chłopaków siedzi na kanapie. Wszędzie leżą porozrzucane papierosy, na stole puszka z piwem. Chłopcy wydają się bardzo znudzeni. Jeden z nich (ten w dresie) mówi do swojego przyjaciela: – Ej, Kuba, zróbmy coś szalonego! – Ok, chodźmy do kościoła – odpowiada drugi. To jeden z moich ulubionych demotywatorów. Na spotkaniu z osobami przygotowującymi się do bierzmowania to zdjęcie, opatrzone komentarzem, wzbudziło dużą radość. Kilka dni później przyszedł do mnie jeden z moich podopiecznych i zapytał: – Ojcze, pamiętasz ten demotywator z ostatniego spotkania? – Trudno zapomnieć.– Zrobiłem tak z moją dziewczyną… To działa!
„Pociągnij mnie za sobą, pobiegnijmy!” (Pnp 1,4). Te słowa doskonale charakteryzują tę młodą kobietę, z którą chcemy się dzisiaj zapoznać. I to nie tylko dlatego, że, jak sama mówiła: „Cokolwiek się ze mną stanie, wiedzcie, że ja wybrałam Jezusa”.
Wiemy doskonale, że małżeństwo u chrześcijan swą istotą wykracza daleko poza jego sens prawny. Po pierwsze, małżeństwo jest sakramentem, czyli znakiem łaski, która uzdalnia obojga małżonków do uświęcania się nawzajem w drodze do zbawienia. Jeśli małżonkowie zgodnie, razem, współpracowali z tą łaską, to czemuż razem nie mieliby się cieszyć z owoców tej łaski w przyszłym życiu.