Medytacje salwatorskie czyli anielskie opowieści Kazimierza Wiśniaka

Któż jak Bóg 3/2024 Któż jak Bóg 3/2024

Tekst poniższy stanowi luźny zapis rozmów telefonicznych oraz długich spotkań w klimatycznym mieszkaniu Kazimierza Wiśniaka, znajdującym się na Salwatorze – cudownej dzielnicy Krakowa, gdzie czuje się atmosferę jednocześnie przedwojennego przedmieścia i Zwierzyńca – dawnej podkrakowskiej wsi.

To niegdysiejsza kraina krakowskich sezonowych rzemieślników-szopkarzy, flisaków i włóczków pląsających na skrzypiących barkach obładowanych węglem, kruszywem i zbożem. To tutaj zaczyna dzisiaj swe harce Lajkonik, tu, pod pięknie odremontowanym wiaduktem (zwanym przez miejscowych Diabelskim Mostem), według podań przemyka diabeł Kusy, wracając po straszeniu pijaków na pobliskich Błoniach. To tutaj wreszcie salwatorski Zbawiciel przemówił do biednego grajka.

Legenda ta jest tak piękna, że nie mogę sobie odmówić przyjemności jej opowiedzenia naszym czytelnikom. W zwierzynieckim kościele Najświętszego Salwatora znajduje się obraz z roku 1605. Jego twórca Kasper Kurcz przedstawił Jezusa w długiej szacie i złotych butach, upamiętniając legendę o przychodzącym pod krucyfiks biednym skrzypku, który swą grą pragnął ulżyć w męce Zbawicielowi. Pewnego razu Syn Boży, widząc nędzarza i jego dobre serce, zsunął mu złoty bucik. Kiedy ów usiłował dar sprzedać, został posądzony o kradzież. Po wysłuchaniu jego tłumaczenia zebrani udali się gromadnie pod krucyfiks. Gdy tylko skrzypek rozpoczął grę, ze stopy Jezusa ponownie zsunął się złoty trzewik. Widząc to, uwierzono biedakowi i uniknął on srogiej kary wymierzanej w owych czasach za kradzież świętych przedmiotów.

Figura św. Michała na Zatybrzu

W roku 1966 Kazimierz Wiśniak jako młody i dobrze rokujący artysta otrzymał stypendium twórcze i wyjechał do Rzymu. Po pewnym czasie odkrył wielką przyjemność myszkowania na targu staroci na Zatybrzu, odbywającym się tradycyjnie w każdą niedzielę od wczesnego ranka aż do godzin popołudniowych. Jarmark ów cieszy się wielką sławą w świecie i odbywa się do dzisiaj. Zaczyna się od Porta Portese i biegnie wzdłuż via Portuense aż do via Ippolito Nievo, niedaleko stacji kolejowej Trastevere.

Spośród setek kramów polski artysta wyłowił natychmiast ów jeden, a wśród licznych oferowanych tam eksponatów jego wzrok przyciągnął święty Michał – starannie wykonana figura, ubrana w strój tak wykwintny, że zdawała się być ona przysposobiona do odegrania głównej roli w scenie Upadku aniołów, inscenizacji z kręgu popularnego niegdyś teatru marionetek. Po zapytaniu o cenę Wiśniak posmutniał jednak natychmiast, bo kwota 15 tys. lirów (może nie aż tak bardzo zawrotna) przekraczała możliwości skromnego budżetu przyznanego artyście przez Ministerstwo Kultury.

Po jakimś czasie Wiśniak, pokrążywszy po jarmarku, ponownie znalazł się przed tym samym stoiskiem. Handlarz, zapamiętawszy młodego konesera, zaproponował obniżoną cenę 12 tys. lirów. Niestety, potencjalny kupiec sprawdziwszy wszystkie kieszenie wyłożył na stół nieco ponad 7 tysięcy. Transakcja została dokonana, a uśmiechnięty i nieco zakłopotany Włoch odrzekł, że woli ponieść stratę, czując, iż piękny przedmiot trafi w dobre ręce. I rzeczywiście, po powrocie do Polski nowy właściciel naprawił wykwintny strój, zrekonstruował skrzydła, a elegancko ubrany Wódz Anielski od lat wisi na honorowym miejscu w salonie mieszkania artysty na krakowskim Salwatorze.

Jeden aniołek, a dzieci dwoje?

W dzieciństwie nad łóżkiem artysty wisiał tradycyjny obraz Anioła Stróża, przesłodzony i zgodny z konwencją obowiązującą od początku XX wieku. Wizerunek Anioła Stróża otaczającego opieką dzieci to dla wielu osób jedno z najbardziej odległych wspomnień z dzieciństwa. Ckliwy obrazek zawieszony nad łóżeczkiem niejednokrotnie stanowił pierwszy kontakt ze światem niewidzialnym. Ofiarowywany zwykle z okazji narodzin, chrztu czy „roczku”, stanowił element pierwszej edukacji religijnej dziecka, wzmocnionej popularną modlitwą Aniele Boży, Stróżu mój.

Po jakimś czasie w kilkuletnim Kaziu zrodził się jednak pewien niepokój. Z początku chłopiec nie był w stanie uzmysłowić sobie jego powodu, ale w końcu narodziło się w nim przedziwne i skądinąd jakże logiczne pytanie: „Jeżeli każdy z nas ma swojego aniołka, to dlaczego na jego obrazku nad łóżkiem znajduje się tylko jeden aniołek, skoro dzieci jest dwoje?”. Zapytana o to mama zbyła wówczas Kazia jakimś na poczekaniu wymyślonym frazesem. Być może brzmiał on tak: „No wiesz, to dosyć męczące tak pilnować na okrągło malutkie dzieci, więc ten drugi zapewne odpoczywa na zmianę z pierwszym”. Wyjaśnienie to nie do końca przekonało chłopca.

Zastanówmy się więc, Panie Kazimierzu, teraz po latach, bo jeżeli podejść do sprawy poważnie, to rzeczywiście w przyjętej ikonografii dostrzegamy pewną niekonsekwencję. Znajdziemy jednak bardzo wiele wybitnych arcydzieł malarskich z jednym aniołem i jednym dzieckiem, jak chociażby obrazy, których reprodukcje drukujemy obok.

Ikonograficznie wyobrażano to, ukazując osobistego opiekuna duchowego w towarzystwie dziecka prowadzonego za rączkę. Wcześniej w roli takiego duchowego przewodnika życiowego występował św. Rafał Archanioł. Niezależne wyobrażenia ikonograficzne aniołów stróżów pojawiły się w wieku XVII i najpewniej należy to połączyć z oficjalnym ustanowieniem święta Aniołów Stróżów i związanym z tym kultem (encyklika papieża Pawła V w 1608, wprowadzenie do kalendarza liturgicznego przez papieża Klemensa X w roku 1670). Najczęściej wszakże dominuje dzisiaj wyobrażenie dwojga bawiących się beztrosko dzieci i czuwającego ponad nimi mocarnego pięknego opiekuna duchowego z otwartymi skrzydłami.

Czynię tu rzecz jasna pewien skrót dostosowany do popularyzatorskiego charakteru publikacji, wskazane byłyby gruntowne badania historyczne, ale już tu pragnę uzmysłowić, że obowiązujący obecnie w sztuce dewocyjnej konterfekt jednego Anioła Stróża, mającego pod pieczą dwójkę dzieci, wykształcił się na przełomie XIX i XX w., a jako „prototyp” historycy sztuki wskazują na dzieło malarza wiedeńskiego Hansa Zatzki. Artysta ów żył w latach 1859-1945, a wspomniany obraz Schutzengel (Anioł Stróż) datowany jest różnie, ale najczęściej pojawia się rok 1918. Jako Tyrolczyk i wielbiciel gór Zatzka przedstawił na swoim obrazie dwójkę dzieci przechodzących przez chybotliwą kładkę zawieszoną ponad górskim strumieniem. Konterfekt ten błyskawicznie osiągnął niebywałą popularność, zawisł niemal w każdym alpejskim schronisku. Historia wszędobylskiego i dominującego obrazka z dwojgiem dzieci na kładce i jednym aniołem jest więc – jak się okazuje – krótka, liczy nieco ponad sto lat. Dzisiaj „nieco starszy” Kazimierz Wiśniak (osiągnął piękny wiek 92 lat i zachwyca sprawnością intelektualną, twórczą oraz fizyczną) tłumaczy ten zabieg jako celową prowokację malarza i jego zachętę do refleksji nad naturą bytów anielskich.

Anielskie scenografie

Pora przytoczyć garść najważniejszych faktów z biografii artystycznej tego obdarzonego wybitną wrażliwością oraz intuicją twórcy, pozostającego – mimo imponującego dorobku – człowiekiem skromnym i otwartym na współpracę z innymi, nie zasklepiającym się tylko w obszarach własnej wyobraźni twórczej. Kazimierz Wiśniak (ur. 1931 w Łodzi) to artysta-malarz i rysownik, grafik, ilustrator, scenograf i architekt wnętrz. Studiując w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych był uczniem profesorów Karola Frycza i Andrzeja Stopki.

Po uzyskaniu dyplomu z wyróżnieniem podjął pracę w uznanych teatrach. Były to kolejno: Teatr Współczesny we Wrocławiu, Teatr Śląski w Katowicach, Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego we Wrocławiu, Teatr Słowackiego w Krakowie, Stary Teatr w Krakowie, Teatr Bagatela w Krakowie. Ponadto Wiśniak współpracował z innymi renomowanymi ośrodkami teatralnymi polskimi i zagranicznymi w takich miastach, jak: Warszawa, Poznań, Düsseldorf, Darmstadt, Kopenhaga, Oslo, Helsinki, Moskwa. Ma w swoim dorobku twórczym ponad 250 projektów scenografii. Współpracował z tak wybitnymi reżyserami jak Henryk Tomaszewski, Jerzy Jarocki i Konrad Swinarski. Został doceniony, jego projekty scenograficzne znajdują się w Ogólnopolskim Centrum Scenografii przy Muzeum Śląskim w Katowicach, w Muzeum i Archiwum Starego Teatru w Krakowie oraz Teatru im. Słowackiego. Jego prace malarskie można obejrzeć w Galerii Sztuki Współczesnej w Przemyślu i w licznych kolekcjach prywatnych. Równolegle Wiśniak zadebiutował (będąc jeszcze studentem) w roli rysownika w najpopularniejszym wówczas polskim tygodniku „Przekrój”.

Artysta jest też założycielem (wspólnie z Piotrem Skrzyneckim i Janiną Garycką) legendarnego kabaretu „Piwnica pod Baranami” (1956). Później dołączyli do tego towarzystwa Wiesław Dymny, Krzysztof Litwin, Ewa Demarczyk i Zygmunt Konieczny. Do dzisiaj na ścianie w siedzibie „piwnicznej” znajduje się wielki fresk autorstwa Wiśniaka. Artysta wraz z Henrykiem Tomaszewskim założył też Muzeum Zabawek w Karpaczu, przedsięwzięcie wówczas pionierskie. Z bogatej działalności scenograficznej wybraliśmy z artystą dla naszych czytelników kilka projektów związanych z tematyką anielską.

Jasełka

Przez wiele lat Kazimierz Wiśniak współpracował z Wrocławskim Teatrem Pantomimy. Temat anielski pojawił się już na samym początku jego pracy tamże, kiedy artysta zaprojektował scenografię do Jasełek (1961). Reżyser Henryk Tomaszewski – mimo trudnych realiów historycznych i ustrojowych – poszukiwał w swych dziełach Boga i tematyki egzystencjalnej, eschatologicznej.

Jasełka to polska pantomima ludowa zainspirowana tekstami biblijnymi, pytająca o przyczyny i sens odwiecznego podziału na dobro i zło. Docieka ona, dlaczego we wszystkich epokach człowiek prawy zmuszony jest do ustawicznej walki ze złem i bywa narażony na niezawinione cierpienia? W Jasełkach symbolem dobrego człowieka jest „Niewiniątko” uratowane z rzezi zleconej przez Heroda. Cała przyroda i aniołowie chronią „Niewiniątko” podczas ucieczki. Odniesione zwycięstwo nie prowadzi jednak do całkowitego przezwyciężenia zła. Zastanawiamy się z Kazimierzem Wiśniakiem, czy istniejące w świecie zło nie jest potrzebne po to, aby mogło zaistnieć dobro i jako poparcie tej tezy przywołuję z pamięci kwestię Mefistofelesa wypowiedzianą w Fauście Goethego: „Jestem tylko cząstką owej siły, która, zła pragnąc, nieodmiennie ku dobru wiedzie”.

O Jasełkach nasz artysta napisał takie oto ciepłe słowa: „Jako scenograf Jasełek odbyłem z pantomimą tournée po niemieckich miastach. W Dreźnie, Weimarze i Erfurcie chodziliśmy do sklepów z pamiątkami kupować drewniane wyroby z okręgu Turyngii – słynne dziadki do orzechów, anioły, adwentowe świeczniki. Henryk był najszczęśliwszy, gdy wracał do hotelu obładowany pudłami” (K. Wiśniak, Z życia scenografa, Baran i Suszczyński, Kraków 1998, s. 72). Z Jasełkami objechali cały świat i wszędzie przedstawienie wzbudzało zachwyt, nawet w Izraelu. Siłą pantomimy jest snucie opowieści bez słów, a więc możliwość wystawiania w każdym obszarze językowym i kulturowym. Mistrzostwo polega na zastosowaniu takich technik scenicznych, aby przekaz był czytelny dla widzów i osiągnął głębię oraz prawdę psychologiczną poruszającą ich duchowość. Dla scenografa jest to sytuacja sprzyjająca, bo może on zastosować pełniejszą paletę możliwości technicznych i osiągnąć silniejszą ekspresję.

Walka Jakuba z aniołem

Również z Henrykiem Tomaszewskim zrealizował Kazimierz Wiśniak spektakl Walka Jakuba z aniołem. Legenda biblijna (1963). Zarówno widzowie jak i krytycy zwrócili uwagę na niekonwencjonalne i pomysłowe opracowanie scenograficzno-charakteryzatorsko-choreograficzne postaci Anioła zjawiającego się patriarsze Jakubowi (a konkretnie anielskie skrzydła).

Aktor grający Anioła Pańskiego, choć wykonywał zdecydowane gesty całym ciałem i rękoma, cały czas miał w nieustannym ruchu potężne skrzydła, które nadawały postaci aurę cudowności. Mało tego, nawet wówczas kiedy Anioł zamierał w bezruchu, jego skrzydła cały czas intensywnie się poruszały. Twórca zdradził tajemnicę: „Za mimem-Aniołem krył się, w czarnym trykocie odziany, przez co niewidoczny drugi mim i to on trzymał w rękach skrzydła i poruszał nimi. Ta technika czynności była jednocześnie działaniem artystycznym” (K. Wiśniak, Z życia scenografa…, s. 84). Twórcy bardzo długo pracowali, aby doprowadzić ten efekt do perfekcji. Opłaciło się, bo na widzach nieodmiennie sprawiało to piorunujące wrażenie. Tomaszewski i Wiśniak bardzo lubili ten spektakl. Pomysłowość towarzyszyła artystom przez cały okres ich długoletniej współpracy.

Od Dziadów do Wyzwolenia

Z Konradem Swinarskim (obok Frycza i Stopki Wiśniak uważa go za swojego trzeciego profesora), artysta nasz zrealizował siedem spektakli, m.in. głośne w całym świecie teatralnym Wyzwolenie Stanisława Wyspiańskiego (1974). Akcja spektaklu dzieje się na Wawelu. Na scenie znajduje się trumna wytłoczona z blachy, wyglądająca jak prawdziwa konfesja św. Stanisława. Dwie aktorki ucharakteryzowane na cherubinów siedzą na trumnie. Całą tę scenografię opracował Kazimierz Wiśniak.

I jeszcze słowo o Dziadach Mickiewicza wystawionych przez Swinarskiego rok wcześniej (1973), także w Starym Teatrze. Reżyser zamówił scenografię u Krystyny Zachwatowicz. Jej projekt Anioła nie wzbudzi jednak zachwytu, bardziej przypominał polnego stracha na wróble: nie posiadał potrzebnego majestatu i grozy, anielskiej aury. W zaistniałej sytuacji Swinarski poprosił Kazimierza Wiśniaka i to on zaprojektował oraz wykonał strój, uzyskując efekt zadawalający wszystkich. To w tym „ubiorze” wystąpił Zygmunt Józefczak.

Przesłanie

W dzieciństwie mały Kazik Wiśniak potajemnie wszedł kiedyś do szafy i tam, w absolutnej ciemności, zobaczył na tylnej ścianie mebla przedziwny widok – pokój i siedząca przy stole mama byli odwróceni do góry nogami. Nie znający praw fotooptycznych chłopiec doświadczył efektu camera obscura i w jakimś sensie jest to klucz do jego całej życiowej twórczości artystycznej. Wykreowane przez niego światy wydają się bardzo sensualne, baśniowe i pogodne, zmierzające w kierunku bajeczności, ale nigdy nie przekraczające granicy dobrego smaku i nie popadające w kicz i sentymentalizm. Jego sceny, obrazy i rysunki zachęcają w sposób jakże subtelny i łagodny do głębszego spojrzenia i odkrycia tego, co dzieje się we wnętrzu szafy i „po tamtej stronie lustra”. Dostrzegamy metaforyzację i dążność do uniwersalizacji pozornie błahych zdarzeń i kształtów. Te łagodne i ugrzecznione kształty, nawiązujące stylistycznie do realizmu magicznego, posiadają zarazem swój wymiar eschatologiczny, niejednokrotnie jakże dramatyczny i traumatyczny. No tak, ale aby to odkryć trzeba nam – jak niegdyś Kazimierz Wiśniak – zaszyć się w czeluściach ciemnej szafy... Nie od rzeczy rozpoczęliśmy nasze „medytacje salwatorskie” od przywołania starej zwierzynieckiej legendy o Zbawicielu na krucyfiksie i biednym skrzypku, bo na tylnych drzwiach szafy może uda się niejednemu z czytających te słowa odkryć wstrząsającą i ponadczasową aktualność zwierzynieckiej legendy także dla współczesnego człowieka?

Na koniec i niejako w aneksie jeszcze jeden anielski akcent. Od wielu lat wielką miłością Kazimierza Wiśniaka jest Lanckorona, przedziwna wieś-miasteczko, gdzie każdy odwiedzający doświadcza niezwykłości przestrzeni jakby „nie z tego świata”, tak w wymiarze fizycznym (porywająca panorama górska), jak i duchowo-artystycznym. Miał tu artysta przez lata swój dom, od 1994 jest filarem kunsztownie i „rękodzielniczo” wydawanego regionalnego kwartalnika „Kurier Lanckoroński”. W roku 2004 roku przyznano mu pierwszy w dziejach miejscowości tytuł honorowego obywatela, tzw. „Anioła Lanckorony”. Uroczystość wręczania wyróżnienia obchodzona jest na początku grudnia (weekend po św. Mikołaju) jako kulminacja Festiwalu „Anioł w Miasteczku” i odbywa się nieprzerwanie od roku 2004 (stosowny reportaż opublikowałem na łamach „Któż jak Bóg” w numerze 1/2007).

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...