Gej i krzyż

Tygodnik Powszechny 1/2012 Tygodnik Powszechny 1/2012

Dałem mu różaniec. Nie przyjął. Rozstaliśmy się bez słowa. Następnego dnia sms-ami i mailami dałem mu do zrozumienia, że to koniec.



Jest w miarę okej, ale na życie to o dużo za mało.

No, to są prawdziwe wyzwania, a nie to, czy ktoś chce ściągnąć krzyż, czy nie.

Krzysztof, 25 lat

Wszyscy teraz patrzą na Biedronia i tak sobie wyobrażają większość, jeśli nie wszystkich homoseksualistów. Myślą, że tylko biegamy po paradach. Że mamy skrajnie lewicowe poglądy. Że mówimy cienkim głosem. Że nie wiemy, co to Konwent Seniorów. A nie wszyscy tacy są.

Na szczęście poziom tolerancji Polaków rośnie i będzie rósł, ale na to potrzeba czasu.

W Polsce czuję się dobrze, chociaż mogłoby być lepiej. To mój kraj i nie opuszczę go tylko z powodu mojej orientacji.

Pochodzę z rodziny wierzącej, ale nie w sposób skrajny. Od wczesnych lat chodziłem do kościoła. To było dla mnie coś normalnego. Nie byłem biernym katolikiem – jeszcze w podstawówce zdarzało mi się czytać Słowo Boże podczas niedzielnej Mszy, miałem swój epizod w działalności oazowej. Rosłem w wierze, ale bez fanatyzmu.

Pamiętam, że już zanim rozpocząłem szkołę, to jakoś bardziej interesowali mnie mężczyźni.

Kiedy miałem 11 lat, myślałem, że będę księdzem. Nie martwiłem się, że nie ciągnie mnie do kobiet, bo myślałem: „przecież jako ksiądz nie będę miał żony”.

W pierwszej klasie liceum dowiedziałem się o instrukcji wydanej przez Watykan, która zabraniała wyświęcać homoseksualistów. Postanowiłem, że nie będę się pchać tam, gdzie mnie nie chcą.

Oczywiście, gdzieś tam pojawiała się myśl o małżeństwie, ale i to z czasem mi przeszło. Wiedziałem, że homoseksualizm jest przeszkodą w zawarciu małżeństwa. No i zdawałem sobie sprawę, że nie byłbym szczęśliwy z kobietą. Nie chciałem krzywdzić żadnej z nich. Nie jestem maszyną pozbawioną uczuć.

Początkowo tłumiłem to wszystko w sobie. Wiedziałem, że jestem gejem, ale dopiero od niedawna mam odwagę, by stanąć przed lustrem i się do tego przyznać.

Nie biegam po „branżowych” klubach, nie chodzę na parady, więc nie znam wielu gejów.

Mam kontakt z wierzącymi homoseksualistami. Spotykamy się. Rozmawiamy o wszystkim.

Jasne, że poruszamy nasze tematy. Nie tworzymy jakiegoś getta, ale o pewnych kwestiach można porozmawiać z osobami, które mają podobne problemy. Sam mam bliskiego przyjaciela, które wie o mnie, ale „w temacie” wolę porozmawiać z kumplem gejem.

Czy bywam z facetami? Na pewno nie uprawiałem i nie uprawiam z nimi seksu. Przez całe moje życie dosłownie kilka razy zdarzyło mi się mocniej ściskać dłoń drugiego mężczyzny. Myślałem, że ułożę sobie życie w samotności, poświęcę się pracy i jakoś to będzie. Ale potrzeba bliskości w końcu dała o sobie znać. Biłem się ze swoimi myślami: czy na pewno Bóg chce ode mnie tak dużego poświęcenia?

Dzięki wsparciu innych, modlitwie i korespondencji z Danielem, który prowadzi bloga, wątpliwości minęły. Spotkanie z nim dało mi dużo do myślenia. Zobaczyłem, że wierzący gej nie musi być samotny.

Choć nie ukrywam: gdy się dowiedziałem, że Daniel mieszka ze swoim chłopakiem, to szczena mi opadła.

Było to coś nowego, o czym się głośno nie mówi. Jednocześnie dawało nadzieję. Zadałem sobie pytanie: czy i ja mógłbym być do tego zdolny?

I nie wykluczam takiego związku, a nawet chciałbym go kiedyś stworzyć. Nie mam strasznego parcia, że tak musi być za wszelką cenę, ale mam przynajmniej jedno: nadzieję. Nadzieję na bycie z kimś, na jakąś tam namiastkę normalności. Dzięki niej lepiej sobie radzę z byciem katolikiem i gejem. Jeszcze bardziej pogodziłem się z tym, kim jestem.

Jak na razie, samotność mi nie dokucza. Mieszkam w mieszkaniu studenckim. Znamy się od lat. Jest nas sześcioro. Jesteśmy wielką rodziną.

Nie, oni nie wiedzą, że jestem gejem.

Ja nie czuję nic do nich. Nie wykorzystuję żadnej sytuacji. To, że mieszkamy razem, w żaden sposób mnie nie nakręca.

Oni są wierzący, ale w sposób liberalny. Część z nich jest już w związkach, inni ciągle szukają.

W pokoju mieszkam z kumplem. Kumpel jest hetero.

Marek, 26 lat

Gdybym był hetero, pewnie byłbym typowym Polakiem-katolikiem.

Polak-katolik to taki oksymoron. Jego katolicyzm nie jest autentyczny, nie wypływa z miłości do Stwórcy i fascynacji Ewangelią, tylko z przyzwyczajeń, z obyczajów, jak chrzest, komunia, bierzmowanie, ślub.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...