O tym, jak się nie zgubić tak kompletnie i dlaczego „anieli przegięli”

Głos Karmelu 45/3/2012 Głos Karmelu 45/3/2012

Kompletnie nie rozumiem, dlaczego chcecie ze mną robić wywiad akurat dla „Głosu Karmelu”. Zupełnie się do tego nie nadaję i mam wrażenie, że nie bardzo się w tej formule zmieszczę...

 

Jak wygląda zatem ta codzienna dyskusja, rozmowa z Bogiem. Jak Robert Mazurek się modli?

Wiesz, mam o tyle dobrze, że mam dzieci. A to do czegoś zobowiązuje, nadaje ramy również i mojej modlitwie. W moim domu jest zwyczaj, że modlimy się codziennie wieczorem razem z dziećmi. Modlę się też przed i po posiłku, bo uczę tego dzieci. Zresztą nawet, gdy ich nie miałem, też się modliłem, bo mnie nauczył święty Czesław. Mówię oczywiście o świętym Czesławie Chabielski, a brak kanonizacji tego człowieka jest dla mnie absolutnie niezrozumiały, przecież zmarł już rok temu… (śmiech) A więc, pod tym względem mam prościej, bo tego muszę się trzymać.

A czy jest coś ponad „tego muszę się trzymać”?

Internet, to dobra rzecz, bo jest w nim na przykład brewiarz, więc jak napadnie mnie jakaś nagła a większa pobożność nie do opanowania, to modlę się modlitwą brewiarzową. Przyznaję się jednak do tego, że generalnie modlę się słabo, niewiele, mało… Mam tego świadomość. To nie jest tak, że nie mam czasu czy że nie pamiętam. Kładąc się spać i mam świadomość, że teraz powinienem się pomodlić, ale mi się nie chce, pomodlę się jutro.

A jutro?

Jutro też mi się nie będzie chciało. No to jest słabe, Mazurek nie jest zadowolony ze swego życia modlitewnego, ale też nigdy nie był. Wiesz, że ja miałem piękny zwyczaj chodzenia codziennie do kościoła? Serio. Chodziłem na ósmą na mszę świętą i to było fajne. Ale niestety zwyczaj ten upadł, teraz chodzę na ósmą do szkoły.

Bo Twoim powołaniem jest życie rodzinne.

Tak, ale fajnie jest mieć ramy, które Cię trzymają.

A w wymiarze rocznym, czy jest taki moment, w którym myśli Roberta Mazurka intensywniej krążą wokół Boga?

Pytasz o jakieś rekolekcje? Nie, co gorsza, mój ulubiony czas Triduum Paschalnego jest przeze mnie kompletnie nieprzeżywany. Bo w czwartek i w piątek  zamiast przeżywaniem liturgii zajmuję się przygotowaniem do świąt: bigos, pascha, te klimaty... W sobotę jednak, bez względu na to jak małe są dzieci, zasuwamy do kościoła na wieczór i siedzimy tak jak trzeba, nawet i do pierwszej w nocy.

A propos, wszystkim księżom polecam numer, który kiedyś wywinęli dominikanie w Warszawie. W Niedzielę Palmową rozpoczęli rekolekcje wielkopostne, aż do środy, a od czwartku rozpoczynało się już Triduum Paschalne. Ty wiesz, że ja byłem wtedy codziennie w kościele? Jakie to było fajne! Poza tym, oni jeszcze umieją śpiewać i liturgię mają piękną, co zresztą też bym polecał polskim proboszczom.

Wcześniej mówiłeś, że jak Cię najdzie większa pobożność, to sięgasz po brewiarz, teraz, że liturgia jest fajna. Widzę, że to tematy, na które jesteś wrażliwy.

Liturgia jest niesłychanie ważna, a z czasem człowiek odkrywa jej piękno w tradycji. Nowoczesność już niczym nie zaskakuje, niczym cię nie złapie, nie szukasz w kościele nowinek. Kościół jest miejscem, gdzie człowiek chciałby przyjść i wykrzyczeć księżom: „Chłopaki nie wydziwiajcie, nie kombinujcie, niech to będzie proste, ale autentyczne!” Niech to nie będzie teatrem, bo jeśli ludzie do teatru przestają chodzić, to i do kościoła przestaną.

Co powinniśmy robić?

Musicie z nami rozmawiać, tłumaczyć tajemnice wiary, objaśniać liturgię. Gdybyś teraz przeszedł się po ulicy i zapytał, co robi ksiądz w czasie mszy świętej, czego pamiątką jest eucharystia, to zobaczyłbyś, że ludzie tego nie wiedzą. Mają maturę z religii, a tego nie wiedzą! Gdybym został proboszczem, pierwszy rok moich kazań dotyczyłby tylko tego jednego: omawiania porządku mszy świętej. Po kolei, od znaku krzyża. I tłumaczyłbym prostym językiem, jak Abel krowie na rowie, bo mądremu prosty język nie ubliży, a do mniej wykształconego trafi. Tylko do tego trzeba, by księża sami rozumieli, co się dzieje w czasie mszy świętej, a nader często mam wątpliwości…

Nie przesadzasz?

Słuchaj, ja mam kapitalnie, bo w Warszawie wybieram sobie kościół do którego jeżdżę, w efekcie jeździmy na drugi koniec miasta, ale nic to. Tylko, że jak sobie pojeżdżę w czasie wakacji po Polsce, posłucham tych dramatycznych kazań, popatrzę na liturgię w obrządku miejsko-gminnym to nie wiem: płakać czy mordować?

Jestem głęboko przekonany, że jeśli ludzie nie zrozumieją sakramentów – także tego, że to jest tajemnica i nie da się jej do końca objąć rozumem – to wszystko inne będzie fikcją. Ja wierzę w sakramenty, bo to jest właśnie autentyczne i nawet jeśli tego nie przeżywam jak należy, to wiem, że to buduje. Gdybym był proboszczem, to nie zajmowałbym się administracją…

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...