O tym, jak się nie zgubić tak kompletnie i dlaczego „anieli przegięli”

Głos Karmelu 45/3/2012 Głos Karmelu 45/3/2012

Kompletnie nie rozumiem, dlaczego chcecie ze mną robić wywiad akurat dla „Głosu Karmelu”. Zupełnie się do tego nie nadaję i mam wrażenie, że nie bardzo się w tej formule zmieszczę...

 

No i wracamy do tematu tego wywiadu. My też stajemy czasem wobec takich momentów, od których zależy nasze życie, i trzeba zadecydować

Ale ja rzadko staję wobec tak ważnych decyzji. Hm, jedna przychodzi mi do głowy, ale o niej nigdy nie powiem. Może jedynie to, że było to ponad dekadę temu i miałem wiele możliwości reakcji na to, co się stało. Co prawda wiedziałem, jak powinienem postąpić, ale inne drogi wyjścia z mojego, nazwijmy to eufemistycznie, kłopotu też wydawały się być godne rozważenia. I wtedy porozmawiałem z nieżyjącym już zaprzyjaźnionym jezuitą, świętym człowiekiem, Czesławem Chabielskim. I Chabiel, który był bardzo bezpośrednim facetem, powiedział mi wprost: „Tu w ogóle nie ma o czym gadać, trzeba zrobić tak i tak!” On był wręcz zdumiony, że mam jakiekolwiek wątpliwości! Ta rozmowa mi pomogła, bo uznałem, że on ma świętą rację. Nie ma co się zastanawiać, tak trzeba i już.

I ostatecznie uważam, że to było najlepsze co mnie w życiu spotkało. Wybrałem dobrze. Ale to są rzadkie sytuacje, gdy od twojej decyzji raz podjętej zależy tak wiele. To nie jest tak, że rano wstaję i mam podjąć decyzję, czy aborcja będzie w Polsce nielegalna czy legalna, że ode mnie to zależy. Takich decyzji, jasnych, klarownych, a przez to łatwiejszych, gdy musisz dokonać wyboru, jest mało. Zresztą co ja ci będę mówił, też jesteś człowiekiem.

Zgadzam się, że takich decyzji, nazwijmy je kluczowymi, podejmujemy w życiu kilka, ale przecież codziennie jest mnóstwo różnych spraw do rozstrzygnięcia, nie mniej ważnych.

Ale człowiek podejmuje te decyzje. może nie tyle bezrefleksyjnie, ile w wyniku pewnej konsekwencji.

No właśnie, to pomówmy o konsekwencjach.

Konsekwencja jest mechanizmem dość oczywistym, czyli skoro jesteś księdzem, to zasadniczo nie łazisz do klubów nocnych, bo twoja możliwość ewangelizacji tam jest ograniczona, a pokusa upadku znaczna. Zresztą podobnie ze mną, skoro jestem mężem. Nie musisz nad tym jakoś specjalnie rozmyślać.

Moje życie jest właśnie dość proste - to życie ojca i męża. Po rozmowie z Tobą muszę odebrać dzieci ze szkoły obok i zawieźć je do domu. Owszem mogę zabalować i ich nie odebrać, odbierze je żona, krzywda im się nie stanie. Ale to są rzeczy oczywiste, ja nie podejmuję tutaj jakiejś jednej bardzo ważnej decyzji życiowej, tylko podejmuję tysiąc drobniutkich. Muszę napisać tekst i po rozmowie go wysłać, to jest moje zobowiązanie zawodowe. To nie są jakieś wielkie problemy etyczne, to życie.

Życie zgodne z wolą Bożą?

Jeżeli wolą Bożą jest to, bym odebrał dzieci ze szkoły, to tak, ja je odbiorę.

A nie widzisz w tych prostych konsekwencjach, czynnościach jakiegoś celu?

To bardzo dobre pytanie, czy naprawdę dostrzegam ten cel? Mam z tym kłopoty. Moje doświadczenia życiowe są różne, nie chcę aż tak bardzo się otwierać i o nich opowiadać, ale całkiem niedawno była dramatyczna sytuacja, w której dosłownie powiedziałem Bogu: „To co robisz jest słabe, nie baw się tak ze mną.” Podobno Katarzyna ze Sieny miała taką historię, zresztą nie wiem, czy prawdziwą, ale jeśli nie, to dobrze zmyśloną, że kiedy jechała powozem i wpadli w błoto…

To już mogę zweryfikować, chodzi o Teresę od Jezusa.

Teresa od Jezusa? Też niezła święta. Więc ubłocona Teresa powiedziała do Boga: „Teraz już wiem, dlaczego masz tak mało przyjaciół”. I ja dokładnie to samo powiedziałem, „Wiesz co, Boże, jak tak będziesz robił, to nie będziesz miał zbyt wielu przyjaciół.”

To normalna reakcja człowieka, który czuje się niesprawiedliwie potraktowany. Nie dlatego niesprawiedliwie, że jestem taki dobry, bo tak w ogóle to jestem fatalny, ale dlatego, że mam wrażenie, że tego typu doświadczenie niczemu nie służy. Jeśli On chce mnie doświadczyć w tyglu, oczyścić, bym był złoty, to niech mnie dotyka, ale nie przez innych, bliskich mi czy bezbronnych. Łatwiej jest znieść własne cierpienie, niż to, że cierpią niewinni obok. Kiedy mnie coś złego dotyka, to mogę sobie myśleć, że z tego wyjdzie coś dobrego. Ale kiedy widzę, gdy cierpi niewinne dziecko: moje własne, na ulicy obok, czy gdzieś w Afryce to czemu to służy?

Pytania Hioba.

Historia Hioba jest historią dramatyczną, ja z tej księgi nic nie rozumiem. Po co było to doświadczenie? Z ludźmi tak się nie postępuje. Po co zadane było to cierpienie?

Może, to jest tak, że z Hiobem trzeba dyskutować.

Z Hiobem?

Z Księgą Hioba.

Trzeba dyskutować z Autorem.

I to nawet codziennie dyskutować

To, co mówię, to jest właśnie dyskusja z Autorem.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...