Kampania na rzecz referendum europejskiego oraz wyborów prezydenckich przywołały pragnienie demokracji bezpośredniej: każdy obywatel chciał się wypowiedzieć osobiście i bezpośrednio. Uznał, że jeśli decyzje mają go dotyczyć, to musi mieć prawo do przedstawienia swojego zdania. Przegląd Powszechny, 10/2007
Fenomeny te wzmocniły się wraz z możliwościami nowych technologii komunikacji, które obudziły apetyt na polityczną bliskość. Jeśli ta tendencja mogła się rozwinąć tak szybko, to dlatego, że wyjątkowe środki umożliwiły każdemu znajomość problemów światowych, otaczającej społecznej rzeczywistości i politycznych zdarzeń. Umożliwiły też uczestnictwo w debacie, dotyczy to głównie telewizji i Internetu.
W ostatniej kampanii prezydenckiej telewizja pokazała nowy typ debaty; obywatele mogli zadawać pytania kandydatowi bez pośrednictwa dziennikarzy. Każdy mógł zauważyć, że dialog ograniczał się do osobistych trosk, utyskiwań, bolączek. Oglądając emisję, można było myśleć, że Francja stała się areną indywidualnych reklamacji.
Drugim instrumentem był Internet; pozwalał on udzielać głosu każdemu za pomocą własnego web, blogów, forum, maili. Obywatel reagował natychmiast na wypowiedź polityków, ujawniając swoje emocje, wyrażając zainteresowanie czy odrazę, przywołując na świadka globalną sferę internautów. Autorzy blogów mogą zjednoczyć pokaźną liczbę uczestników, rozgromić przeciwnika albo poprzeć zwolennika. Należy jeszcze oszacować ich wagę (za kilka miesięcy zaproponujemy pogłębioną refleksję nad e-demokracją).
Upowszechnienie tych nowych instrumentów doprowadziło do fragmentaryzacji politycznego dyskursu na wielość prywatnych opinii, umożliwiających bezpośredni kontakt między obywatelami i politycznymi aktorami. Należy uznać oczywiste zainteresowanie decydentów tą wielością wypowiedzi; mogą oni z ich tysięcy wyłuskać tendencje i troski, napięcia i sprzeczności, które muszą brać pod uwagę. Rozdrobnienie jednak publicznej opinii na tysiące paralelnych dyskursów utrudnia, jeśli wręcz nie uniemożliwia, debatę. Ogrom wypowiedzi bywa chaotyczny i niezgłębiony.
W niedawnych wyborach prezydenckich trzeba było poczekać na końcową debatę dwu ostatnich kandydatów, by usłyszeć coś o polityce ogólnej.
Oprócz demokracji bezpośredniej zauważono ożywienie zasady i idei demokracji partycypatywnej. Pojęcie to jest raczej rozmyte – nieprzetłumaczalne zresztą na angielski i niemiecki. Przybrało ono urozmaicone formy.
Kampania Ségolène Royal polegała na organizowaniu licznych debat, właśnie zwanych partycypatywnymi, odbywających się w różnych miastach i dających możliwość bezpośredniego kontaktu kandydatki z ludnością. Obecni mogli się wypowiedzieć i odnosili wrażenie uczestniczenia w refleksji kandydatki nad przygotowaniem jej programu i zajmowanych pozycjach. Była to jednak mała, wybrana ze zwolenników, liczba.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.