Miejsce na kryzys

Czy znalazłbym dla siebie w Polsce miejsce, gdzie można się wyciszyć, poukładać, miejsce pomocy dla księży w przejściowych okresach życia – na zakrętach, w kryzysie wieku średniego, w obliczu decyzji zmieniających dotychczasowe zaangażowania? W drodze, 11/2007




Podejrzewam, że wielu czytelników będzie zaskoczonych. Zakon czy seminarium nie wystarczają, żeby się dowiedzieć, co się ze mną dzieje w kryzysie?

WK: Jest stara zasada teologiczna: łaska wspiera się na naturze. Najlepsza formacja, seminaryjna i po święceniach, nie wychwyci bezbłędnie tego, co gnieździ się i wybuchnie za jakiś czas w człowieku. Zapytano mnie, czy dzięki naszemu ośrodkowi zmniejszył się problem choroby alkoholowej wśród duchowieństwa. Nie zmniejszył się i nigdy się nie zmniejszy! W każdej grupie społecznej jest dziesięć procent ludzi predysponowanych, by, gdy trudności się kumulują, szukać nienaturalnych sposobów radzenia sobie z kryzysem. Gdyby jakaś grupa była wolna od problemów dzięki dobrej formacji, kryzysy nie występowałyby na przykład wśród biskupów, którzy powinni być najlepszymi z najlepszych. A w tej grupie też pojawiają się problemy z alkoholem. W ośrodku mieliśmy wybitnych naukowców, profesorów doktorów habilitowanych, którzy przed pojawieniem się choroby alkoholowej byli rektorami seminariów czy ojcami duchownymi. Ale też po terapii niektórzy księża zostawali rektorami, prefektami, ojcami duchowymi, to teraz bardzo cenni ludzie.

TG: Na pytanie, czy formacja zakonna nie wystarcza, można by odpowiedzieć, że przecież ta formacja dalej trwa – chodzi o tak zwaną formację ciągłą, permanentną. Przyglądając się jej w naszym zakonie, dostrzegam jednak przede wszystkim wątek intelektualny – egzaminy z poszczególnych dziedzin, ze spowiadania, wyjazdowa sesja z wykładami. Dokumenty Kościoła mówią, że formacja księży ma być duchowa, ludzka, psychologiczna, ale brakuje mi w nich uznania, że człowiekowi może się zdarzyć zapaść, rozsypanie, kryzys. W myśleniu o formacji zauważam chęć, by wystarczało pozytywne działanie wobec człowieka. Nam, księżom, trudno dopuścić myśl, że mogę się rozsypać psychicznie, fizycznie, moralnie. Jedyny znany mi w tej chwili dokument Kościoła, który wspomina, że księdzu może zdarzyć się kryzys i warto szukać sposobów pomocy, to Vita Consecrata. W naszej mentalności zapisało się, że jesteśmy do pracy, mamy być skuteczni, poukładani, zajmować się innymi. Istnieje presja, żeby ksiądz ciągle pracował, i strach, że jeżeli nie pracuje, coś marnuje. O sobie myślimy najczęściej w odniesieniu do roli, do funkcji – w sutannie, koloratce, w tym co przed nazwiskiem, po nazwisku, mało się zastanawiając, że pod „mundurem” jest człowiek, psychika, ciało, potrzeby. Trudno tak myśleć o księdzu, pojawia się obawa, że to droga do egocentryzmu, zajmowania się sobą.

Może to efekt zderzenia z oczekiwaniami, których się spodziewamy – ksiądz sobie poradzi ze wszystkim, będzie wodzem duchowym. Gdy pojawiają się trudności, wstydzimy się, udajemy, że ich nie ma, wszyscy milczą.

WK: Nie wiem, czy oczekiwania są takie, jak sobie wyimaginowaliśmy. Przychodząc trzynaście lat temu do Kowalewa, parafii dwuipółtysięcznej, powiedziałem: mam problem z alkoholem, przeżywam go na trzeźwo od wielu lat i mam pomysł na wasz pusty dom katechetyczny – będziemy w nim robili duszpasterstwo trzeźwości; a ponieważ Bóg dał mi łaskę trzeźwości, chciałbym pomagać innym księżom, moim kolegom. I powiedziałem uczciwie: jeżeli to komuś nie odpowiada, niech pojedzie do biskupa, by zmienił decyzję. Nikt nie pojechał, parafianie pomogli i ośrodek zaczął działać. Przygotowując uroczystość dziesięciolecia, poprosiłem o słowo trzech ludzi – miejscowego lekarza, prezesa chóru i prezesa straży pożarnej. Mówili do księży, którzy podjęli terapię: jesteśmy pełni podziwu, dajecie nam nadzieję, że z tą chorobą można sobie poradzić.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...