Mały przewodnik po zmaganiach wiary

Dobra walka to zawody o wiarę . Ona wygląda inaczej niż ta, która przychodzi nam na myśl, gdy mówimy o walce. Nie ma nic wspólnego z przemocą, agresją, wysiłkiem czy ambicjami. Nie chodzi bowiem o zwyciężenie Boga, ale o to, aby pozwolić się zwyciężyć Jemu. W drodze, 7/2008



Bóg walczy z tymi, których najbardziej miłuje. W nowym przymierzu każdy uczeń Jezusa jest tym najbardziej umiłowanym. Jan, najukochańszy uczeń, wkracza w sferę anonimowości i staje się „uczniem, którego Jezus miłował”, aby wszyscy zrozumieli, że przywilej bycia szczególnym przyjacielem przysługuje teraz każdemu z Jego uczniów. Walka staje się znakiem tego, że zostaliśmy wybrani przez Boga. Gdyby nas w sposób szczególny nie miłował, nie interesowałby się tym, czy „zwyciężymy”, czy nie, a tym samym nie żadna walka by nie nastąpiła. Wówczas moglibyśmy jeść i pić, i się radować (zob. Koh 9,7 ) – i już nic poza tym.



Bezsensowna walka


Z Bogiem możemy walczyć na dwa sposoby. Możemy walczyć przeciwko Niemu albo o Niego. Walka przeciw Bogu, walka z Nim jest walką bez sensu. Po co wszak walczyć z kimś, kto jest silniejszy? Według Ozeasza, który w tym aspekcie przeciwstawia się większości ojców Kościoła i tradycji duchowej, walka Jakuba była walką z Bogiem. Uważa, że lud Izraela w swoim buncie wobec Niego idzie za niechlubnym przykładem swoich przodków, prowadząc zażartą walkę z Bogiem: „Pan wiedzie spór z Judą, ukarze postępki Jakuba i odpłaci za jego uczynki. Już w łonie matki oszukał on brata, a w pełni sił będąc, walczył nawet z Bogiem” (Oz 12,3–4).

Współczesna walka z Bogiem to nie jest przede wszystkim wojujący ateizm; raczej skrywa się ona za konsekwentnie postępującym sekularyzmem, zarówno w sferze życia społecznego, jak i prywatnego. Stwarzamy sobie iluzję, że sami wszystkiemu podołamy i że nasze życie dzierżymy we własnych rękach. Nic tak nie zakłóca naszej prawdziwej tożsamości jak wiara w to, że jesteśmy istotami autonomicznymi, mającymi prawo wszystkim kierować – od zaistnienia życia poczynając, a na jego kresie kończąc.
Rzecz jasna, w dużej mierze możemy kontrolować świat fizyczny i w wielu dziedzinach kierować rozwojem życia, a to, samo w sobie, nie jest niczym złym, dopóki jest podporządkowane normom moralnym, jakie zaszczepił w nas Stwórca. Jednak poza wszelkimi mechanizmami fizycznymi i psychicznymi istnieje obszar absolutnie nieprzezwyciężalny. Poza fizycznym i psychicznym istnieniem jesteśmy istotami religijnymi pozostającymi w absolutnej relacji do Boga. Zaprzeczanie tej stronie naszego istnienia jest walką w najwyższym stopniu bezsensowną.

Człowiek spycha życie Boże, a niekiedy nawet i sumienie, tak głęboko, że nie stanowią już one dla niego niemal żadnego zagrożenia. Ten proces tłumienia jest tak przemożny, a samoobrona tak zintensyfikowana, że Bóg nie ma żadnej szansy, by wejść. Wydaje się, jakby człowiek „znieczulał” Boga, jednak w rzeczywistości sam staje się znieczulony.

Na sztucznie wykreowanej drodze musi przyjmować pozycję obronną. Dba, by wszystko możliwie najlepiej zagrało, albo wypełnia czas zabieganiem o to, aby tak się działo. Może się wydawać, że takie życie jest bardzo wygodne, bo nie zabiegamy o nic więcej poza tym, aby wszystko nam pasowało. Lecz jeśli spojrzymy nieco głębiej, to odsłania się cała tragedia – bezużytecznie się wysilając, tracimy mnóstwo energii, a to w rezultacie nie może nam dać żadnej namacalnej i trwałej korzyści.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...