Seks małżonkom nienależny? Czy to możliwe, że Bóg od nas, zwyczajnych chrześcijan, oczekuje niekiedy heroizmu długotrwałej lub zupełnej wstrzemięźliwości? W drodze, 9/2008
Chorób czy zaburzeń, które w połączeniu z ciążą mogą grozić matce lub/i dziecku, jest coraz więcej. Są takie, które wykluczają ciążę w ogóle, bo może ona poważnie zagrozić życiu. Naprawdę mogę zrozumieć pobudki kierujące księdzem, który w niektórych sytuacjach „pozwala” w zaciszu konfesjonału na antykoncepcję. Pragnie być po prostu miłosierny; obawia się, iż małżonkowie niosą ciężar nie do uniesienia. Jak napisał mój znajomy: „My natomiast, stojąc przed wyborami, mamy często złamane serce, nie umiejąc ograniczyć się tylko do wspólnej modlitwy z małżonką”. Kapłan wsłuchuje się w sytuacje, które poruszają prawdziwym dramatyzmem. Potrzeba odsunięcia poczęcia wynikająca z sytuacji ekonomicznych czy psychologicznych, choć ważna, nie może się równać względom medycznym. Te pierwsze nie mają takiego etycznego znaczenia; rodzice ryzykują mniej: gdy NPR zawiedzie, zwykle „jakoś to będzie”, pomogą dziadkowie, opieka społeczna… Jednak gdy NPR zawodzi w sytuacjach grożących życiu i zdrowiu matki i dziecka, rodzi się bardzo doniosłe moralnie pytanie: czy rodzice, którzy żywią dobre intencje, chcą bowiem chronić życie i zdrowie, ze względu na te intencje mogliby stosować antykoncepcję, aby nie skazywać się na „białe małżeństwo”? Grzech osób nieodpowiedzialnych, które seks traktują tylko jako narzędzie użycia i nic nie obchodzi ich jakikolwiek duchowy wymiar współżycia, a ewentualne dziecko jest nie darem, lecz intruzem, którego trzeba się po prostu jakoś z seksu pozbyć, jest ewidentny. W wypadkach, o których piszę, jest inaczej. Rodzice chcą ochronić zagrożone dziecko i matkę, nie tracąc jednak seksualnej jedności w swoim związku.
Gdy patrzymy tylko z perspektywy ziemi i naszych trudności, dylematów i cierpień, które składają się na mozaikę naszego życia, możemy stracić z oczu pełny horyzont tej mozaiki i kontekst naszej egzystencji – Horyzont Ducha Bożego, który spowija świat i od wewnątrz każde istnienie, każdą myśl, który nadaje rzeczywistości kosmosu transcendentne znaczenie i utajony, wewnętrzny sens. Tak patrzą ci – choćby ów doradca w Niemczech – którzy przejęci losem małżonków cierpiących z powodu konieczności wstrzemięźliwości z ważnych przyczyn, np. zdrowotnych, oraz ich w gruncie rzeczy dobrą wolą, pragną miłosiernie to cierpienie z nich zdjąć. Gdy ujmujemy ludzką niedolę tylko w wymiarze doczesności, istnieje ryzyko, że będziemy chcieli pospiesznie, jak najkrótszym, choćby niemoralnym cięciem przerwać jej ból. Gdy patrzymy z ziemi w stronę nieba, nie rozumiemy sensu krzyża, cierpienia czy wyrzeczenia; dlatego z ziemi ku niebu patrząc, gdy dzieli te dwa wymiary ogromna odległość, naprawdę łatwo jest niekiedy nawet pomstować i ku niebu wygrażać.
Sens rzeczywistości odnajdujemy, gdy podejmujemy próbę ogarnięcia ziemi spojrzeniem z nieba; staje się to tym bardziej możliwe, im częściej spotykamy się z jego Mieszkańcem na modlitwie. Trzeba zatem się unieść, by spojrzeć z góry. Wtedy zaczynamy rozumieć, iż z Bożej perspektywy cierpienie w imię wartości, choćby wydawało się naiwne, jest dynamiczne rozwojem i szczęściem, przeradza się w wewnętrzne zmartwychwstanie. Gdy na moment odwrócimy oczy od uciążliwości NPR i w poszukiwaniu jego zasadności wnikniemy w wewnętrzną prawdę aktu zjednoczenia małżonków, ukaże się naszym oczom rzeczywistość niewyobrażalna, przejmująca i święta; utajony cud. Spojrzenie z tej perspektywy pozwala dostrzec zło antykoncepcji i daje nam argumenty przemawiające za jej odrzuceniem, przy zachowaniu naszej pełnej wolności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.