Seks małżonkom nienależny? Czy to możliwe, że Bóg od nas, zwyczajnych chrześcijan, oczekuje niekiedy heroizmu długotrwałej lub zupełnej wstrzemięźliwości? W drodze, 9/2008
Chrześcijanie są spadkobiercami prawdy. W dzisiejszych czasach to, co jest czystą prawdą i czystym dobrem, bywa zakłamywane i mieszane ze złem.
Aby chronić krystaliczny blask prawdy i dobra, należy strzec zasady niemieszania dobra ze złem, innymi słowy – wystrzegać się kłamstwa. Powyżej opisałam pokrótce wewnętrzną prawdę aktu małżeńskiego i płodności małżonków. Zgoda na podważenie sakralnej prawdy o naturze płodności i zbliżenia przez niszczącą ją antykoncepcję, uzasadnioną jakimiś nadrzędnymi względami, byłaby zakłamaniem tej prawdy i odrzuceniem jej. Przyzwolenie na antykoncepcję z tytułu potrzeby współżycia można nazwać wewnętrznym zakłamaniem stworzonej natury aktu małżeńskiego, którego zamierzoną przez Boga duchową treść i głębię opisałam powyżej.
Unieważnienie prawdy jakiejś rzeczywistości (tu: stworzonego specyficznie przez Boga seksu powiązanego z płodnością) dla osiągnięcia celu, nawet dobrego (możliwość współżycia małżeńskiego), otwierałoby furtkę dla unieważniania wszelkich innych pryncypiów i moralnych prawd.
Okazuje się w tym miejscu, iż nasze heroiczne cierpienie wstrzemięźliwości, wybrane zamiast ułatwienia polegającego na „moralnym kompromisie”, jest jedyną drogą opowiedzenia się za nietykalną obowiązywalnością prawdy i dobra. Wszak przeczuwamy w sumieniu, że nie mamy prawa brać w swoje ręce, bez poszanowania Bożych dróg zapisanych w naturze organizmu kobiety i aktu seksualnego, decyzji o stwarzaniu i niestwarzaniu nowych osób; że powiązanie stwarzania ludzi przez Boga z naszym świętym zjednoczeniem należy do porządku sacrum, stwórczego, stanowiąc miejsce udzielania się Boga żywego. Mamy zatem szansę przez wielkość naszego wyrzeczenia zaświadczyć o nienaruszalności Bożych zamysłów związanych ze sposobem powołania do istnienia duszy nieśmiertelnej, o prawdzie przenajświętszych źródeł życia.
Małżonkowie w tym miejscu mogliby zapytać: a co z naszą miłością? Czyż seks nie ma mocy sprawczej naszej miłości? Czyż nie jest bez niego zagrożona? Bliska mi osoba opowiadała o małżeńskim doświadczeniu wstrzemięźliwości z powodu tymczasowej „bezsilności” NPR: „Wiesz, nam nie chodzi o przyjemność… zresztą ja jakoś niewiele jej w seksie doznaję… pragniemy jedności, wzajemnego daru, tego najdosłowniejszego wyrażenia i wzmocnienia naszej więzi…”. To przejmujące zdanie ukazuje, iż dojrzałe małżeństwa precyzyjnie odczytują duchowy wymiar seksu jako wymiany całkowitego daru z siebie i bez niego czują się zubożone.
W seksie małżeńskim zawarte są jednak nie tylko wspomniane w tej wypowiedzi dwa dary, lecz trzy, a trzeci jest najbardziej wstrząsający. Ten najbardziej naoczny: przyjemność; ten duchowo-psychiczny: zjednoczenie męża i żony, i wreszcie nadprzyrodzony: obecność Boga, który swoją Boską, płodną miłością umacnia i zasila ich wzajemną miłość. Ten trzeci czyni seks wydarzeniem prawdziwie sakralnym i od wewnątrz „niedotykalnym”. I ten trzeci dar nie pozwala na reaktywację seksu wedle własnego widzimisię, to jest z antykoncepcją, choćby i to widzimisię kierowało się dobrymi intencjami. Wówczas dwa pierwsze dary: przyjemność oraz owa, owszem, cudowna duchowa więź małżonków wyrażana cielesnym znakiem, zostałyby jakby wyjęte z całości, z pominięciem przez Boga ustanowionego wewnętrznego ładu seksu, kryjącego w sobie styk dwóch wymiarów, krawędź nieistnienia i zaistnienia nieśmiertelnej duchowości w materii; wewnętrznego ładu seksu, który ze swojej przedziwnej istoty czyni miłosne spotkanie kolebką nowych dusz ludzkości. Parafrazując dziecinne powiedzonko: przyjemność i jedność – do dziennika, Boży udział – do śmietnika.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.