Trudno, by Kościół prosił o zlustrowanie swoich ludzi, gdy... nie było lustracji. Tygodnik Powszechny, 9/2005
KS. ARKADIUSZ WUWER: - Trudno sobie wyobrazić, by Kościół miał prosić o zlustrowanie ludzi Kościoła, gdy... w ogóle nie było lustracji. Takie wychodzenie przed szereg byłoby kuriozalne. Jednakże świadomość, że pewna grupa księży może się wstydzić zaangażowania w agenturę, istniała od zawsze. Dlatego dziś należy się zastanowić, jak odkrywać smutną prawdę o przeszłości, aby skrzywdzić możliwie niewielu niesłusznie oskarżonych.
ANDRZEJ GRAJEWSKI: - Jedno trzeba uporządkować: mieszamy lustrację z pewnym procesem historycznym, który ma na celu wyjaśnienie funkcjonowania Kościoła w PRL. Otóż lustracja - jako zabieg techniczny, który umożliwia selekcję kandydatów na wysokie stanowiska publiczne - Kościoła naturalnie nie dotyczy, bo w nim rządzą zupełnie inne mechanizmy. Chociaż przezorność nakazywałaby, żeby osoby przymierzane do ważnych stanowisk kościelnych również prosić o stosowne zaświadczenia.
Pytania, które postawiłem w “Kompleksie Judasza”, nie znajdowały się wówczas w centrum debaty publicznej. W innych krajach (bo przecież książka powstała także na podstawie obserwacji NRD i b. Czechosłowacji) chronologia wydarzeń była następująca: otwiera się archiwa i rusza proces lustracyjny - przede wszystkim czołówki politycznej, potem elit i na końcu Kościoła. W Polsce taki proces został zatrzymany w 1992 r., być może na skutek niefortunnych okoliczności pierwszej lustracji, którą przeprowadził ówczesny minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz. Ba, dominowało generalne przekonanie elit politycznych i społeczeństwa, że do tych spraw nie należy wracać. No i właśnie, ks. Wuwer ma świętą rację: dlaczego Kościół miał występować przed szereg? Przecież ta instytucja była przede wszystkim ofiarą systemu! Wciąż należy podkreślać, że do 1980 r. Kościół był głównym celem opresywnych akcji Służby Bezpieczeństwa. O ile zwykły obywatel musiał coś zrobić, żeby SB się nim zainteresowała, o tyle w przypadku duchownego wystarczyło po prostu wstąpić do seminarium, żeby założono mu Teczkę Ewidencji Operacyjnej Księdza. Duchowni byli jedyną grupą społeczną, która automatycznie podlegała powszechnemu rozpracowaniu.
O ile wiem, tylko w sprawach tak delikatnych jak przygotowanie procesów beatyfikacyjnych Kościół starał się sięgać do archiwów. Sam byłem członkiem komisji teologiczno-historycznej w pewnym ważnym, wciąż trwającym procesie. Arcybiskup metropolii, gdzie prowadzono proces, zwrócił się do ówczesnego szefa MSW, Andrzeja Milczanowskiego, o dostęp do materiałów dotyczących kandydata na ołtarze. I faktycznie, przeprowadziliśmy szeroką kwerendę. Zatem w sprawach nadzwyczajnych Kościół nie chował głowy w piasek.
Ochotnicy i ofiary
- Załóżmy, że po latach wychodzi na jaw, iż pewien ksiądz był agentem SB. Czy nie grozi mu utrata wiarygodności w oczach tych, którym udziela sakramentów? Tego problemu nie rozwiąże ani konfesjonał, ani szczera rozmowa z biskupem czy przełożonym w zakonie.
KRZYSZTOF KOZŁOWSKI: - Kapłanowi nie można odebrać święceń. Nawet jeżeli się załamał i poszedł na współpracę z SB. Co nie znaczy, że jeśli jest publicznym reprezentantem Kościoła, np. proboszczem, musi nadal pełnić urząd. Na pewno powinien usunąć się w cień ksiądz, który donosił na innych kapłanów czy parafian.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.