Trudno, by Kościół prosił o zlustrowanie swoich ludzi, gdy... nie było lustracji. Tygodnik Powszechny, 9/2005
KS. ARKADIUSZ WUWER: - Tu musimy wziąć pod uwagę dwa wymiary. Pierwszy wewnętrzny: ksiądz, który ma taką biografię, a wciąż sprawuje posługę kapłańską, musi przeżywać straszliwy dramat. Chodzi o rachunek sumienia i rozliczenie przed Bogiem, który i tak wie o wszystkim. Jeżeli zaś idzie o wymiar zewnętrzny, ksiądz powinien rozważyć złożenie dymisji. To - oczywiście - może okazać się trudne, zwłaszcza gdy miał dotychczas nieposzlakowaną opinię. Ale tu dochodzimy do pytania o klasę człowieka. Przecież jego przeszłość mogłaby zaważyć na stosunku wiernych do Kościoła - bo, powiedzmy sobie jasno, ludzie widzą Kościół przez pryzmat księży.
Jest jeszcze trzeci aspekt: miłosierdzie i przebaczenie. Nie potrafimy w pełni obiektywnie ocenić motywów i okoliczności decyzji księdza, który podjął współpracę z SB. Dlatego jeżeli ktoś prosi o przebaczenie - powinien je otrzymać.
ANDRZEJ GRAJEWSKI: - Jeżeli prosi... Problem w tym, że wśród duchownych, a tym bardziej świeckich, nie ma ugruntowanego przekonania, że jako tajni współpracownicy robili coś złego.
KRZYSZTOF KOZŁOWSKI: - Taka postawa może wynikać z cynizmu: “Cóż, musiałem, w dodatku nie byłem gorszy od innych”. Ale jest też kategoria ludzi, którzy żyją w subiektywnie uczciwym przekonaniu, że ich kontakty z SB nikomu nie zaszkodziły. Nawet przeciwnie: uważają, że podjęli grę, starając się chronić bliskich czy współpracowników. Tu działa psychologiczny mechanizm wypierania tych elementów, które kłócą się z pozytywnym obrazem samego siebie. Ci ludzie uważają się wręcz za pokrzywdzonych przez aparat bezpieczeństwa. W ich przypadku nie ma co liczyć, że dobrowolnie zrzekną się urzędów kościelnych. Taki proboszcz powie sobie: “Zrobiłem dla parafii bardzo wiele i zapłaciłem za to cenę, ale przecież inni nie palili się do rozmów z SB. Nie było zbyt wielu ochotników”.
ANDRZEJ GRAJEWSKI: - Co do ochotników miałbym zdecydowanie inny pogląd...
KRZYSZTOF KOZŁOWSKI: - Zgoda, wycofuję się. Niemniej naciski, szczególnie na księży, opierały się na znanych metodach, choćby szantażu...
ANDRZEJ GRAJEWSKI: - ...znów muszę zaoponować. O szantażu w sprawach obyczajowych pisało się np. w instrukcjach operacyjnych z czasów stalinowskich. To słynne trzy słabości: “Korek, worek i rozporek” (alkohol, pieniądze i seks). Jednak od lat 60. stosowano przede wszystkim inne metody. To nawet logiczne: jaki jest pożytek ze zwerbowanego siłą czy szantażem agenta? Prawie żaden. Na ogół szybko ich wyrejestrowywano jako bezużyteczne źródła informacji. Szukano za to współpracowników ideowych czy frustratów...
KRZYSZTOF KOZŁOWSKI: - Byli też tacy, których za współpracę nagradzano np. materiałami na budowę kościoła.
ANDRZEJ GRAJEWSKI: - Znam taki przypadek. Ksiądz był represjonowany w latach 60., bo chciał zbudować kościół. W latach 70. SB zaoferowała mu pomoc w zamian za współpracę. I faktycznie: pomagali załatwiać zezwolenia, materiały. Esbecy musieli zresztą prowadzić skomplikowaną grę z urzędnikiem ds. wyznań, który nadal myślał, że ów ksiądz jest wrogiem ustroju i należy go zdeptać...
Tu przychodzi na myśl inny mechanizm: czasem SB kreowała sukcesy duszpasterskie niektórych tajnych współpracowników. Dlaczego? Bo taki ksiądz zyskiwał w ocenie biskupa, awansował i stawał się cenniejszym źródłem informacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.