Jezus mógłby zbawić świat przez to, że urodził się na nim i zerwał jedną różę, mówiąc że jest piękna. Wybierając śmierć taką jak nasza odnalazł nas... Tygodnik Powszechny, 16 marca 2008
Przy Drodze na Golgotę nie było zbyt wielu współczujących, a mimo to garstka kobiet została przez Niego potraktowana dość boleśnie.
Może to być upomnienie przeciwko sentymentalizmowi, ale bardziej pasuje mi interpretacja, że On im współczuje, bo widzi straszną przyszłość Jeruzalem i Żydów. Nie jest wobec tej przyszłości obojętny – płacząc nad swoim bólem, płacze też nad nimi.
Umknęła nam jedna stacja: po pierwszym upadku Jezus spotkał Matkę.
Może nie przypadkiem to przeoczyłyśmy? Przecież to oczywiste, że Miriam, Matka, nie została przy garnkach w Nazarecie. Teologia mówi, że Ona jest z Nim nieprzerwanie, bo jest nie tylko Bożą Rodzicielką, ale ze swoim rodzicielstwem cała jest wewnątrz Boga. Idzie więc za Nim i przychodzi po ostatnie słowa do siebie skierowane: „oto syn Twój”. Jezus pozbywa się wszystkiego, nawet swego synostwa, ale jednocześnie zachowuje to, bo przez akt opieki i zawierzenia zostaje przy tych, którym dał takie zadania. Widzę to nie jako punktowe spotkanie, ale trwałą więź między Matką i Synem.
Jak zrozumieć trzeci upadek Jezusa? To sytuacja najbardziej zatwardziałych grzeszników, nas wszystkich?
Jego upadki jakoś nie kojarzą mi się z grzechem, ale z dawaniem nam znaku, że „wszystko dla was zrobię i przy szukaniu was – wytrwam”. Ciekawe, jak daleko rozpierzchli się Apostołowie? Może powoli, wstydząc się, zaczęli się przybliżać? Byli przecież ludźmi, nie świętymi z ołtarza, a On ich przyjmował takimi, jakimi byli. Mało zwracamy uwagi na stację złożenia ciała Jezusa do grobu, a przecież to moment całkowitego wypełnienia misji – Jezus zstąpił do otchłani, by znaleźć wszystkich pogubionych. Dlatego właśnie na ikonach przedstawiających zstąpienie Chrystusa do piekieł „domalowuję” Judasza – na ziemi się pogubił, ale wierzę, że w otchłani dał się odnaleźć Zbawicielowi.
Jezus pada na ziemię, która będzie moim grobem. On szuka tego, co zginęło – tak jak my, gdy padamy na kolana, by odnaleźć zgubę gdzieś pod stołem.
Następne stacje to już zapis historyczny: Jezus zostaje z szat obnażony i ukrzyżowany. Umiera. To sygnał, że i nam może się zdarzyć, że będziemy pozbawieni wszystkiego i o niczym nie będziemy decydować?
Obnażony znosi dodatkowy ból, ale nie tyle dlatego, że pozbawiono Go wszystkiego, ile dlatego, że zdzierają z Niego to, co już dawno przywarło do ran. Nie chodzi tu też chyba o dydaktyzm, bardziej o pytanie, co Mu powiesz, gdy Go takim zobaczysz?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.