Wiara przez dotyk

Zanim zażądamy wykorzenienia kultu relikwii jako mogącego prowadzić do zabobonu, wspomnijmy, że tradycyjne formy pobożności są jedną z dróg do szczerego oddania Bogu. Tygodnik Powszechny, 18 maja 2008



Źródło w Bogu


Moc świętego objawiała się nie tylko w relikwiach. Miejscem wyjątkowym był przede wszystkim grób. Świadczy o tym zwyczaj układania przy nim chorego, całowania płyty nagrobnej czy dotykania jej owrzodzoną ręką. Moc cudotwórczą mógł zresztą zyskać nawet kamyk przyniesiony z grobu. Wybitna mediewistka, s. prof. Aleksandra Witkowska, pisze, że przekonanie o najskuteczniejszym działaniu świętego u grobu wypływało z wiary w życie pozagrobowe oraz wierzeń o zamieszkaniu i przebywaniu zmarłych w miejscach pochówków. Wiara zaś w siłę zawartą w rzeczach związanych z osobą świętego znajduje źródło w religii pogańskiej i animistycznych pojęciach o zamieszkaniu w nich bóstwa.

Wbrew pozorom nie należy jednak łączyć XIII-wiecznego kultu relikwii z pogaństwem: zachowania charakterystyczne dla starożytnych religii, jakie obserwujemy w kultach świętych, mogły zwyczajnie przetrwać w ludzkiej podświadomości, stanowiąc swoistą, nieszkodliwą jednak dla istoty chrześcijaństwa, spuściznę dawnych wieków. Zauważmy też, że uzdrowienie przez dotyk można skojarzyć z cudami, których dokonywał Chrystus; wspomnijmy pomazanie powiek ślepca błotem uczynionym ze śliny (J 9, 6-7) czy ujęcie za rękę córeczki Jaira (Mt 8, 23).

Wiara wyraźnie zresztą pogłębiała się z upływem stuleci. Już w XV w. 90 proc. cudów opisanych w krakowskich zbiorach działo się nie przy grobie świętego, ale w domu chorego. Tworzyło się przekonanie o skuteczności patrona nieograniczonej żadną przestrzenią kultową. Tę teologiczną prawdę starali się podkreślać księża – autorzy zbiorów. Cuda omawiano w sanktuariach z ambony, często stanowiły element kazania: w ten sposób duchowni wpływali na kształt ludowej religijności. W XV w. wiernych zachęcano raczej do składania ślubu złożenia wizyty u grobu, nie podkreślając skuteczności modlitwy odmówionej właśnie tam. Każe to wystawić duchowieństwu korzystną ocenę: przedkładano teologiczne pogłębienie pobożności ludowej nad troskę o rozwój sanktuarium.

W okresie tym w stadium zaniku – przynajmniej w świetle krakowskich zbiorów – znajdowało się przekonanie o przewodniej roli relikwii w akcie uleczenia. Informacje mamy nieliczne: wiemy, że w kaplicy św. Piotra na Wawelu wystawiano relikwiarz z ramieniem św. Stanisława, którego pielgrzymi mogli dotykać chorymi członkami. W kościele na Skałce

istniał kult sadzawki, do której według zapisanej przez Długosza legendy miał wpaść palec zamordowanego i posieczonego mieczami biskupa. Palec ów połknęła ryba; kiedy wyłowili ją rybacy, zdziwiła ich jasność ją otaczająca, po czym wydobyli z jej trzewi świętą relikwię. W ten sposób zrodziła się wiara w świętość wody w przykościelnym jeziorku.

Przypadki zanotowanych uzdrowień przez kontakt można już jednak liczyć na palcach jednej ręki. To dowodzi, że wyżej ceniono modlitwę i prawidłowe wypełnienie ślubu niż wiarę w uzdrowicielską moc przedmiotów czy członków świętego. Rzadsze stały się też ryty związane z grobem: sporadycznie tylko uzdrowienia zdarzały się dzięki dotykaniu go. Ludzie nie odczuwali już tak silnej potrzeby bezpośredniego kontaktu z sacrum: wyżej ceniono praktyki odmaterializowane, co dowodzi ponad wszelką wątpliwość pogłębiania wiary i lepszego zrozumienia, że źródłem cudu jest nie święty, ale Bóg; patron to jedynie orędownik.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...